Dalszą drogę do Nowego Sadu postanowiliśmy przebyć omijając autostradę, i mimo że droga miejscami była jak stara betonówka pod Wrocławiem (już jej nie ma) to i tak się opłacało. 24km przed Nowym Sadem, pod Sirigiem, Erynia zoczyła „Bor” Čardę – restaurację z hotelem. Pokój 2os. ze śniadaniem za 2000RSD (20€) – a kolacja – zestaw mięs (niby na jedną osobę, ale dwie się najadły) z serbską sałatką (ostra była cholera, to znaczy papryka w sałatce) i po 50ml Vranaca kosztował 1150RSD. Śniadanie nie było tak powalające, szczególnie, że było „do wyboru z karty”, a W. wybrał nie najlepiej. Po śniadaniu, „świtkiem koło 10.” ruszyliśmy w drogę tym razem do Nowego Sadu. W tymże mieście W. wypatrzył dziki placyk „parkingowy” przed strefą parkowania więc nie było problemu z opłatami parkingowymi. Informację turystyczną co prawda przenieśli, ale po jej znalezieniu, miła dziewczyna wskazała nam sugerowane miejsca szczególnie godne uwagi – przeszliśmy przez nowe miasto, stare miasto, fortecę — zwiedzając większość z nich. Może z wyjątkiem restauracji Aqua Doria, w której byliśmy niewystarczająco interesujący dla obsługi, więc opuściliśmy ją szybko i z własnej woli – nie polecamy! Za to po spacerku w okolicę targu zjedliśmy w Banialuczance. Co prawda panie kelnerki paliły jak smoki, ale dbały o klientów, więc pojedliśmy tanio, a dobrze. Zahaczyliśmy również o „Pub Lazino Tele” z bardzo ciekawym wystrojem wnętrza i miejscowym cydrem – niestety gorszym od irlandzkiego. Po tym spacerze ruszyliśmy dalej do Belgradu, Niestety do baru Baty dotarliśmy grubo po 17. więc i pocałowaliśmy klamkę. Równie bezowocne było szukanie kwatery w Belgradzie, więc po paru nieudanych próbach postanowiliśmy zrezygnować z noclegu w Belgradzie i poszukać go przy trasie. Znaleźliśmy go w Małej Oazie (Marina Oasa). Może nie było tak tanie – za bungalow z łazienką, bez telewizora 3000RSD (30€) —, ale jedzonko (2 duże cevapcici + szopska sałatka + 1litr Vranaca + sery= 2800RSD) było nie do przejedzenia. Przy sąsiednim stoliku Francuzi mieli podobne zdanie.
A propos Francuzów, grupka ludzi spędzająca od kilku lat wakacje na wiosłowaniu od źródeł aż po ujście Dunaju. Kilka lat temu zaczęli od Niemiec i Austrii, w zeszłym roku były Węgry, teraz padło na Serbię i Rumunię. Jeden z nich jest pół Polakiem, pół Rosjaninem, ale mówił tylko po francusku i trochę po rosyjsku – babcia wciąż mieszka w Odessie. Francuzi zachwycali się tutejszą kuchnią i winem – nie mogli jedynie przeboleć, że Vranaca podano prosto z lodówki – toż to zbrodnia niesłychana. Wieczór spędziliśmy w przyjemnej atmosferze. Erynia nie omieszkała zapytać się o zdanie na temat węgierskich win – zachwycali się tokajem i traminakiem (traminac). Ponoć ten szczep bardzo ładnie przyjął się na madziarskiej ziemi. Trzeba to będzie sprawdzić w swoim czasie…
Nowy Sad
Szukaj
Kategorie
Lata
…komentarze.
Galeria albumów
ogólne…
RODO
Przydasie
-
Nasze miejsca:
- Bura (Bora) i powrót
- Stećci i jeziorka
- Wykopaliska i twierdze
- Split
- Brela
- Trogir
- Trasa do Breli
- Powrót ze Słowacji
- Bankomat i degustacja
- Malá Tŕňa i Veľká Tŕňa
- Forza d’Agro i powrót
- Sant’Alesio i Savoca
- Taormina i Castelmola
- Syrakuzy
- Wokoło Etny
- Wąwóz Alcantara
- Pępek, bikini i kwatera
- Caccamo
- Jaskinia i statek
- „P. Depresja”
- Monreale i Corleone
- Cefalù – historyczne
- Cefalù – hotel i spacer
- Droga na Sycylię
- Sery polskie i szwajcarskie
- Dworek i nostalgia
- Birsztany
- Rumszyszki (Rumšiškės)
- Augustów
- Prusowie
- Wiadukty, Trójstyk i Puńsk
- Supraśl
- Toszek
- Muzeum w Bóbrce
- Lesko
- Synagoga i skansen
- Dworek, muzeum i piwo
- Żydowski Lublin
- Stare Miasto w Lublinie
- Lublin – zamek
- Lublin wieczorem
- Alvernia Planet
- Muzeum pożarnictwa w Alwerni
- Wilamowice i Stara Wieś
- Muzeum Wilamowskie
- Alanya
- Altınbeşik i dwie wioski
- W górach Taurus
- Perge i Antalya
- Aspendos i Sillyon
- Side
- Wielkie żarcie
- Sanktuaria i kolej
- Dwa kościerskie muzea
- Płotowo i Lipusz
- Kozie sery i lenistwo
- Do Parszczenicy
- Brno – kości i piwo
- Špilberk
- Brno – muzeum i katedra
starsze w archiwum


