Subotica
Kolejnym miejscem postoju była dla nas pobliska Subotica. Wylądowaliśmy tam, jak zazwyczaj, w środku miasta, a dodatkowo pod komendą policji i w strefie płatnego parkowania… W. oczywiście, jak w dym, ruszył z pytaniami na policjanta. Ten odpowiedział mu świetną angielszczyzną i poinstruował go co do zasad parkowania, zakupu biletów i bankomatów. Parking był dosyć tani, około 35 dinarów za godzinę.
Rzecz jasna, zwiedzanie zaczęliśmy od informacji turystycznej. Tam spotkaliśmy Włocha, który spędzał wakacje w sposób podobny do naszego, tyle że jechał od siebie przez całe Bałkany do Rumunii. Po krótkiej pogawędce (wymiana doświadczeń) ruszyliśmy na miasto.
Na pierwszy ogień poszedł Ratusz. Już z zewnątrz wyglądał zachęcająco, ale to, co zobaczyliśmy w środku przeszło nasze oczekiwania. W historycznych murach spodziewaliśmy się współczesnych wnętrz, a tu miła niespodzianka — wszystko pomalowane w pięknie kolorowe wzory regionalne. (zresztą nie była to cecha jedynie ratusza — inne budynki administracji rozpoznać można było po równie pięknych wzorach). Ponadto, trafiliśmy na ichniejsze dożynki, i zwiedzając (chyba prawem kaduka) kolejne otwarte sale, zręcznie lawirowaliśmy między kelnerami (te kołacze wyglądały apetycznie), policją z psami (ochrona VIP-ów musi być!) i resztą obsługi. Zezwolił nam, i częściowo nas oprowadzał, miły Pan, który był kiedyś w Polsce na jednym z festiwali ludowych i mile te odwiedziny wspominał.
Na ichniejszej starówce natknęliśmy się na ludową orkiestrę i mieszkańców odzianych w stroje ludowe. Całkiem sympatyczne to było. Kamienice secesyjne zachwycały.
Biorąc pod uwagę, że w okolicy mają jeszcze jezioro i sporo piwniczek z boskim trunkiem, można by tam jeszcze wrócić…