Szumy nad Tanwią i Czatowe Pole
Wracając do kirkutu, jedna z macew „przemówiła” do W. prosząc by ją przetłumaczył i umieścił tłumaczenie w sieci. W. posłuchał i szukał osoby, która pomogłaby mu to uczynić, sam nie zna hebrajskiego. Szukanie trwało długo, lecz w końcu dzięki pomocy Erynii udało się znaleźć taką osobę. Droga, którą Erynia przeszła przeszukując internet, była tyleż zawiła co skuteczna i w końcu W. mógł tę prośbę spełnić.

Josef Dow ben Szimon Cwi
נפ’ ד’ שבט תרפ”ד לפ”ק |
1 |
Odszedł 4 szwat 684 według krótkiej rachuby. |
פ”נ |
2 |
Tu spoczywa |
הישר באדם איש אמונים |
3 |
prawy wśród ludzi, mąż wierny, |
רב ברכות במידות טובות |
4 |
obfity błogosławieństw, o dobrych cechach, |
ערף עץ אבות מוהרר’ |
5 |
gałąź drzewa ojców, nasz nauczyciel, pan, mistrz, pan |
יוסף דוב ב”ר שמעון צבי |
6 |
Josef Dow, syn pana Szimona Cwi. |
הוא האב-רך המפורסים |
7 |
On młodzieńcem sławnym. |
קצר מהשתרע תהלות תמים |
8 |
Krótkie <było życie jego>, by rozciągać chwały zacne. |
אף אם רוחו עלתה שמים |
9 |
Nawet jeśli duch jego wzniósł się do niebios, |
שבחי’ על לוח הם נר שמים |
10 |
jego chwała na tablicy, one światłem niebios, |
כשמן הטוב בין החיים |
11 |
jak dobry olej wśród żywych. |
ת’נ’צ’ב’ה’ |
12 |
Niech dusza jego będzie związana w węźle życia. |
Tłumaczenie: Sławomir Pastuszka
„A jeśli powstanie ktoś, aby cię prześladować i nastawać na twoje życie
Uwagi do inskrypcji:
Wers 1: 4 szwat 5684 = 10 stycznia 1924.
Wers 7: האב-רך – mądry, choć młody – dość specyficzne określenie dla młodzieńców.
Wersy 7-11: Blok wierszowany. Tekst rymowany, monorym o końcówce {-im}.
Wers 12: Por. 1Sm 25,29.
to niechaj życie mojego pana będzie przechowane w wiązance żyjących u Pana, Boga twego,
życie zaś twoich wrogów niechaj wyrzuci, jak z samego środka procy.”
1Sm 25,29 [Biblia – Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo Biblijne, Warszawa 1976]
Przy wyjściu z biblioteki/synagogi Erynia zażądała podania godziny, a gdy okazała się ona dość młoda, przymilnym głosem zapytała „A może by tak spływ kajakowy po Wieprzu?”. Dlaczego nie, W. skierował samochód do Obrocza. Tam „upolowaliśmy” osobę transportującą kajaki, która podprowadziła nas do końcowego punktu spływu w Zwierzyńcu, by po opłaceniu 45zł za kajak (bez limitu ludzi i czasu) podrzucić nas na start spływu. Sama rzeczka na tym odcinku była miła, łatwa i przyjemna z drobnymi urozmaiceniami pod postacią płycizn, wystających pni i korzeni. Sama przyjemność. Pogoda była gorąca, ale na kajaku dało się wytrzymać, a nawet miejscami wiaterek rozkosznie chłodził ciało. Spływ miał trwać około dwóch godzin, impreza integracyjna pracowników Motelu Polak, w którym mieszkaliśmy, zorganizowana jako spływ tą samą trasą, trwała pięć godzin – i nie zdążyli nawet zrobić ogniska. A nam spływ zajął godzinę dwadzieścia minut. Znaczący wpływ na to miał niezdiagnozowany acz uwidaczniający się czasami „wybiórczy asperger” Erynii.
Dla niezorientowanych: Erynia nie przepada za tłumami (W. zresztą również). Kropka. Każde większe skupisko kajaków i ludzi należało wyprzedzić by móc cieszyć się spokojem mile meandrującej rzeki. Efekty? – jak wyżej.
I znowu okazało się, że jest wcześnie. Wskoczyliśmy więc do centrum Zwierzyńca obejrzeć kościół na wodzie, budynki związane z ordynacją zamojską oraz browar z bardzo ciekawym nie pasteryzowanym piwem Stout. Oczywiście W. jedynie popróbował, a Erynia aż oblizywała „wąsy” po piwie – ma ono bowiem posmak czekoladowo-kawowy i takiż kolor.
I to już był koniec wyprawy na Roztocze, a rozpoczęła się uczta dla podniebienia. W „naszym” Motelu kucharz kolejny raz przygotował wyśmienite dania. Erynia prawie wylizała talerz po zjedzeniu gulaszu na plackach ziemniaczanych – chrupiących!, a W. wciął golonkę z chrupiącą skórką na bigosie (który smakował jak bigos, a nie jak kapusta z mięsem!). Do tego oczywiście zwierzynieckie piwo i, dla Erynii, drink na firmowej nalewce. A tak, a propos nalewki, w rogu sali restauracyjnej leży około 150-litrowa beczułka (według przybliżonych obliczeń W.), w której już parę lat dojrzewa nalewka przygotowana przez właściciela. Kelnerzy nie wiedzą z czego! W międzyczasie, na patio zakończyła się impreza integracyjna załogi i mieliśmy okazję przedyskutować z szefową nasze wojaże po Roztoczu. Może niektórym turystom może nie odpowiadać takie „bratanie się z obsługą”, ale dla nas była to możliwość poznania nowych ludzi i okazanie szacunku dla ich pracy. A z drugiej strony przez takie traktowanie czuliśmy się „zaopiekowani” i wręcz dopieszczeni, i przy planowaniu ewentualnych przyszłych odwiedzin Roztocza, atmosfera Motelu Polak będzie silnie przemawiać za powtórnym przyjazdem do Zamościa.
Rankiem znowu mieliśmy przyjemność zjeść wyśmienite śniadanie i pożegnać się z szefową oraz obsługą Motelu. Tu rozwiązała się zagadka nalewek: byliśmy częstowani nalewką z czerwonej porzeczki na miodzie (słusznie typowaną przez Erynię), a w beczce od dwóch lat dojrzewa nalewka figowa.
Moje kochane Roztocze. Rodzinne strony mojej Mamy. Ale za nim tęsknię. Wakacje tam to były jedne z najcudowniejszych chwil. W tym roku obowiązkowy wypad. Już nie mogę się doczekać.
Chętnie dowiemy się co się w tamtych rejonach zmieniło od naszej tam bytności.
Malownicze miejsce
I bardzo spokojna, nastrojowa okolica.
Trochę się zmieniło, ale ludzie nadal przyjaźni.
Kocham Roztocze. Dawno temu zabytki w ruinie, nalewki tylko w chatach (na księżycówce) i w każdej chałupie obrzyn za krokwią w stodole. Ludzie – cudowni, prawo własne.
Teraz tam jeżdża moi Młodzi.
Dzięki za reportaż
Pyra