Wreszcie ruszyliśmy w kierunku domu. Po drodze zamierzaliśmy jednak zobaczyć jeszcze parę miejsc.
Pałac Ordynacji Zamoyskiej w Klemensowie (według Googli w Michałowie), usytuowany w wielkim parku wyglądającym jak zaniedbany las, był niestety zamknięty. Nie jest co prawda ani zamieszkały, ani remontowany, ale Urząd Starosty zatrudnił osoby, które dbają o to, by pomieszczenia były sprzątane, a zimą ogrzewane. Nie jest to opieka „właścicielska”, ale widzieliśmy całkiem ładną pasiekę w pałacowym parku, a i milin amerykański oraz winogrona też ładnie pną się po budynkach. Nie mogąc wejść do środka, obfotografowaliśmy budynki z zewnątrz i pospacerowaliśmy po ścieżkach „parkowych”. W. wymyślił sobie, że można by z tego miejsca zrobić Hotel SPA z polem golfowym w parku, ale po głębszym namyśle doszedł do wniosku, że wymagałoby to wycięcia zbyt wielu pięknych drzew.
Ostatnim miejscem przez nas odwiedzonym było miasto słynące z brzmienia chrząszcza w trzcinie – Szczebrzeszyn. I fakt, niejeden pomnik chrząszcza widzieliśmy w mieście i odwiedziliśmy nawet jego restaurację przy Rynku. Ale interesująca jest również ładnie odrestaurowana synagoga używana jako ośrodek kultury. Niestety pobliski kirkut wygląda jak jedno wielkie chaszczowisko podszyte pokrzywami przekraczającymi gdzieniegdzie dwa metry, chociaż Fundacja Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego (2011/5771) chwali się, że jest to „jeden z najstarszych i najlepiej zachowanych cmentarzy żydowskich w Polsce”. Tego akurat nie zauważyliśmy, chociaż może w 2011 roku był sprzątany. Tu Erynia wysyczała, że może by te setki (o ile nie tysiące) młodych Żydów przyjeżdżających co roku do Oświęcimia, po uczczeniu umarłych wzięło się za pracę społeczną i posprzątało kirkuty w rejonach, w których ich przodkowie żyli, poznając przy okazji historię ich życia, nie tylko śmierci. W niczym nie zmienia to faktu, że nie jest to powód do chluby również dla Polaków, ze szczególnym uwzględnieniem włodarzy miasta.
Po odwiedzeniu kirkutu mieliśmy jeszcze ochotę obejrzeć wąwozy lessowe – Piekiełko – ale ponieważ pogoda swą temperaturą czyniła wokół całkiem niezłe piekło, doszliśmy do wniosku, że dwa piekła na raz to nawet dla tak piekielnych turystów jak my to trochę za dużo i jedynie przejechaliśmy przez trasę wiodącą do drewnianego chrząszcza nad źródełkiem, oglądając jeden drobny wąwóz.
I właściwie nie trzeba by pisać o powrocie, gdyby W. nie zagotował płynu w chłodnicy, jadąc z prędkością 140km/godz. po autostradzie. Przy okazji pękł był przewód chłodnicy i zaczął się ubaw jak w amerykańskim filmie. Na szczęście, nauczony doświadczeniem, W. wozi ze sobą zapasowy płyn do chłodnic oraz srebrną taśmę i po wychłodzeniu silnika na jednym z MOPów dojechaliśmy do najbliższej stacji benzynowej, gdzie dopełniliśmy ubytki płynu i by już bez przeszkód dotrzeć do domu.
Pałac Ordynacji Zamoyskiej w Klemensowie (według Googli w Michałowie), usytuowany w wielkim parku wyglądającym jak zaniedbany las, był niestety zamknięty. Nie jest co prawda ani zamieszkały, ani remontowany, ale Urząd Starosty zatrudnił osoby, które dbają o to, by pomieszczenia były sprzątane, a zimą ogrzewane. Nie jest to opieka „właścicielska”, ale widzieliśmy całkiem ładną pasiekę w pałacowym parku, a i milin amerykański oraz winogrona też ładnie pną się po budynkach. Nie mogąc wejść do środka, obfotografowaliśmy budynki z zewnątrz i pospacerowaliśmy po ścieżkach „parkowych”. W. wymyślił sobie, że można by z tego miejsca zrobić Hotel SPA z polem golfowym w parku, ale po głębszym namyśle doszedł do wniosku, że wymagałoby to wycięcia zbyt wielu pięknych drzew.
Ostatnim miejscem przez nas odwiedzonym było miasto słynące z brzmienia chrząszcza w trzcinie – Szczebrzeszyn. I fakt, niejeden pomnik chrząszcza widzieliśmy w mieście i odwiedziliśmy nawet jego restaurację przy Rynku. Ale interesująca jest również ładnie odrestaurowana synagoga używana jako ośrodek kultury. Niestety pobliski kirkut wygląda jak jedno wielkie chaszczowisko podszyte pokrzywami przekraczającymi gdzieniegdzie dwa metry, chociaż Fundacja Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego (2011/5771) chwali się, że jest to „jeden z najstarszych i najlepiej zachowanych cmentarzy żydowskich w Polsce”. Tego akurat nie zauważyliśmy, chociaż może w 2011 roku był sprzątany. Tu Erynia wysyczała, że może by te setki (o ile nie tysiące) młodych Żydów przyjeżdżających co roku do Oświęcimia, po uczczeniu umarłych wzięło się za pracę społeczną i posprzątało kirkuty w rejonach, w których ich przodkowie żyli, poznając przy okazji historię ich życia, nie tylko śmierci. W niczym nie zmienia to faktu, że nie jest to powód do chluby również dla Polaków, ze szczególnym uwzględnieniem włodarzy miasta.
Po odwiedzeniu kirkutu mieliśmy jeszcze ochotę obejrzeć wąwozy lessowe – Piekiełko – ale ponieważ pogoda swą temperaturą czyniła wokół całkiem niezłe piekło, doszliśmy do wniosku, że dwa piekła na raz to nawet dla tak piekielnych turystów jak my to trochę za dużo i jedynie przejechaliśmy przez trasę wiodącą do drewnianego chrząszcza nad źródełkiem, oglądając jeden drobny wąwóz.
I właściwie nie trzeba by pisać o powrocie, gdyby W. nie zagotował płynu w chłodnicy, jadąc z prędkością 140km/godz. po autostradzie. Przy okazji pękł był przewód chłodnicy i zaczął się ubaw jak w amerykańskim filmie. Na szczęście, nauczony doświadczeniem, W. wozi ze sobą zapasowy płyn do chłodnic oraz srebrną taśmę i po wychłodzeniu silnika na jednym z MOPów dojechaliśmy do najbliższej stacji benzynowej, gdzie dopełniliśmy ubytki płynu i by już bez przeszkód dotrzeć do domu.
Znaleźliśmy nowe informacje na temat pustostanu:
http://www.dziennikwschodni.pl/zamosc/n,1000001080,zamoyscy-beda-walczyc-w-sadzie-o-palac-klemensow.html