Tyle dygresji.
Wracając do Funchal zoczyliśmy jeszcze zjazd na Faja Cabo Girão, ze znakiem kolejki linowej. Niestety nie dane nam było z niej skorzystać – za bardzo wiało – a szkoda, kolejka miała otwarte wagoniki poruszające się prawie pionowo.
Nasyceni pięknymi widokami (przy kolejce był kolejny punkt widokowy), zjechaliśmy do Câmara de Lobos. W. trochę kręcił nosem, bo przecież tam byliśmy, ale Erynia przekonała go, że jeszcze nie wszystko widzieliśmy, a właściwie widzieliśmy tylko przyportową kaplicę (Capela de Nossa Senhora da Conceição) wybudowaną w 1420 r., a w XVII w. wystrojoną barokowo – w rzeźby i złocenia. Ma także bardzo ładne malowidła na suficie i ścianach. Nie jest to co prawda udowodnione, ale możliwe, że jest najstarszą kaplicą na wyspie. Poprzednim razem nie rzuciły nam się w oczy (zalewane deszczem) poukładane w pobliżu drzwi worki z piaskiem, jakby przygotowane do zabezpieczenia przed zalaniem. Zauważyliśmy za to, że parking przy porcie jest darmowy w soboty i niedziele – wykorzystaliśmy to tym razem i po zaparkowaniu wśród łodzi poszliśmy na spacer po przyportowych uliczkach. Były wąskie i nastrojowe. Poza tym widoki na port i ocean były smakowite. Nawet nie zastanawialiśmy się czy szukać punktu, z którego Churchill malował swoje obrazy i uwieczniony został na słynnym zdjęciu. Za to z przyjemnością przeszliśmy się po Rua São João de Deus. Jest to jedna z uliczek starówki ze swoistą atrakcją. Otwory drzwiowe i okienne niezamieszkałych kamienic zakryto płytami pilśniowymi. Na tych płytach ktoś „namalował” postacie popkultury, używając do tego fragmentów puszek po napojach. Był tam Charlie Chaplin, Churchill, Bob Marley, Che Guevara obok Jezusa, Nelson Mandela i inni. Uliczka prowadzi w kierunku „nowego” kościoła, który oczywiście był zamknięty. Z okolic zamkniętego kościoła wróciliśmy przechodząc obok bardzo ciekawego miejsca zabaw dla dzieci do restauracji, w której menu zauważyliśmy wcześniej cataplanę. Tylko się utwierdziliśmy w dobrej opinii o portugalskiej kuchni. Dodatkową atrakcją cataplany były szczypce kraba – oboje jedliśmy je po raz pierwszy i nawet udało nam się je pokruszyć czymś w rodzaju dziadka do orzechów.
Z ciężkim brzuchem opuściliśmy mieścinkę, W. stwierdził przy okazji, że jako że mieliśmy w planach najeść się i opić to plan został wykonany.
Podkład muzyczny: „Nos Rios Dessa Boca - Utopia”
udostępniony przez archive.org