browser icon
Używasz niezabezpieczonej wersji przeglądarki internetowej . Należy zaktualizować przeglądarkę!
Korzystanie z przestarzałej przeglądarki sprawia, że komputer nie jest zabezpieczony. Proszę zaktualizować przeglądarkę lub zainstaluj nowszą przeglądarkę.

Santo Da Serra i Dolina Zakonnic

do albumu zdjęć

Targ w Santo Da Serra

Informacje uzyskane wczoraj od dwóch Polek zaowocowały naszą dzisiejszą marszrutą, a przynajmniej początkowym jej kierunkiem. Postanowiliśmy obejrzeć targ w Santo Da Serra (Mercado do Santo da Serra) odbywający się akurat w tę niedzielę (może i we wszystkie niedziele). Daleko nie było więc niezbyt się spieszyliśmy, a i tak dotarliśmy o całkiem przyzwoitej porze. Po zaparkowaniu i starcie programu „kontakt z miejscowymi”, dowiedzieliśmy się, że z piekarzem bolo de caco to jesteśmy prawie rodziną, bo jego syn pobrał się z poznaną w Anglii Polką. A dalej to już poszło. Polki twierdziły, że co jak co, ale na tym targu nie dogadamy się po angielsku – nic bardziej mylnego. Na targu było sporo angielskich turystów, a sprzedawcy całkiem dobrze radzili sobie z tym językiem. Sam targ miał część tekstylną i „świeżą”. Na tej pierwszej, oprócz standardu spotykanego i u nas, królowały wyroby z korka, ręcznie wyrabiane wełniane swetry, czapki czy skarpety i dużo ręczników – w tym z emblematami drużyn piłkarskich.
zestaw podstawowy + kwiatek z innej bajki

maderski zestaw

Na części spożywczej W., jak każda rasowa kobieta, dostał zakupowego kociokwiku przy kwiatkach, nasionach i owocach, a Erynia wraz z tłumem lokalnych popijała ponchę, dużo ponchy. Spróbowała też domowej roboty sidry (cydr) – wrogowi tego trunku nie należy życzyć. Smakuje jak niedofermentowany jabol. Do każdego kieliszka ponchy podawana jest przekąska, mogą to być orzeszki albo chipsy. Nam najbardziej przypadły do gustu chrupiące kawałki świeżo smażonego milho frito. Cudo. Ale i tak Erynia zachwycały głównie „typy ludzkie” więc rzuciła w nie aparatem. Cudo.
W drodze powrotnej W. zachciał sprawdzić widoczny na mapie staw/jeziorko(?). Jak dla Erynii, miał on zbyt regularne kształty. Przeczucia nie mylą – był to zbiornik na wodę, zupełnie jak na la Palmie – betonowy, ogrodzony i prawie pusty.
Uśmiani, pojechaliśmy dalej, po drodze zatrzymując się przy pasie startowym lotniska (obok były kwiatki).
do albumu zdjęć

Dolina Zakonnic

Tym razem pogoda nam sprzyjała, chmury były nad górami, mogliśmy więc zmierzyć się z Doliną Zakonnic (Curral das Freiras). Według legendy nazwaną tak od zakonnic, które widząc zbliżające się, w XVI w., statki francuskich piratów, nawiewały ze strachu do doliny otoczonej wysokimi górami. Była trudno dostępna i z morza jest niewidoczna. Czy legenda ma pokrycie w historii – nie wiemy. Wiemy jedno, trzeba było mieć niezłą kondycję, by tam się dostać i widać zakonnice miały lepszą kondycję niż ochotę. Przed wjazdem nową drogą prowadzącą dwukilometrowym tunelem prosto do wioski skręciliśmy w lewo by obejrzeć wioskę z góry, z miradour Eira do Serrado. Dawniej prowadził tędy szlak pieszy, a później droga asfaltowa o standardzie raczej wąskim (jak ER101). Obecnie droga jest zamknięta, a miejscami i pokryta osuwiskami. Trzykilometrowy szlak pieszy do wsi, widzieliśmy, ale dziękujemy, może kiedy indziej. Z punktu widokowego można było jedynie wrócić do tunelu i dalej można już było szybko dotrzeć do wioski. Między bogiem, a prawdą, cała atrakcyjność wsi skończyła się w momencie, gdy do niej dojechaliśmy. Jest poza sezonem, to i sklepy pozamykane. Były czynne tylko: jedna restauracja i jeden sklep, w którym w końcu mieliśmy okazję podegustować (Erynia) reklamowane w przewodnikach likiery. Szczerze mówiąc są to ulepki bez powalających smaków. Od likierów wolimy jednak maderskie wina i ponchę.
 

Podkład muzyczny
Amelia Rodrigues - Fado Nao Sei Quem Eres
udostępniony przez archive.org

poprzedni
następny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.