W drodze powrotnej W. zachciał sprawdzić widoczny na mapie staw/jeziorko(?). Jak dla Erynii, miał on zbyt regularne kształty. Przeczucia nie mylą – był to zbiornik na wodę, zupełnie jak na la Palmie – betonowy, ogrodzony i prawie pusty.
Uśmiani, pojechaliśmy dalej, po drodze zatrzymując się przy pasie startowym lotniska (obok były kwiatki).
Tym razem pogoda nam sprzyjała, chmury były nad górami, mogliśmy więc zmierzyć się z Doliną Zakonnic (Curral das Freiras). Według legendy nazwaną tak od zakonnic, które widząc zbliżające się, w XVI w., statki francuskich piratów, nawiewały ze strachu do doliny otoczonej wysokimi górami. Była trudno dostępna i z morza jest niewidoczna. Czy legenda ma pokrycie w historii – nie wiemy. Wiemy jedno, trzeba było mieć niezłą kondycję, by tam się dostać i widać zakonnice miały lepszą kondycję niż ochotę. Przed wjazdem nową drogą prowadzącą dwukilometrowym tunelem prosto do wioski skręciliśmy w lewo by obejrzeć wioskę z góry, z miradour Eira do Serrado. Dawniej prowadził tędy szlak pieszy, a później droga asfaltowa o standardzie raczej wąskim (jak ER101). Obecnie droga jest zamknięta, a miejscami i pokryta osuwiskami. Trzykilometrowy szlak pieszy do wsi, widzieliśmy, ale dziękujemy, może kiedy indziej. Z punktu widokowego można było jedynie wrócić do tunelu i dalej można już było szybko dotrzeć do wioski. Między bogiem, a prawdą, cała atrakcyjność wsi skończyła się w momencie, gdy do niej dojechaliśmy. Jest poza sezonem, to i sklepy pozamykane. Były czynne tylko: jedna restauracja i jeden sklep, w którym w końcu mieliśmy okazję podegustować (Erynia) reklamowane w przewodnikach likiery. Szczerze mówiąc są to ulepki bez powalających smaków. Od likierów wolimy jednak maderskie wina i ponchę.
Podkład muzyczny
„Amelia Rodrigues - Fado Nao Sei Quem Eres”
udostępniony przez archive.org