Wyjechaliśmy rankiem po drobnych zakupach winnych i pożegnaniu Osi. Chętnie pozostalibyśmy dłużej w Mád, ale zdecydowaliśmy o wyjeździe na Węgry w ostatniej chwili i udało nam się zarezerwować kwaterę, w tym terminie, jedynie na dwie noce. W efekcie na kolejne dwie noce przejechaliśmy w okolice Egeru do Mezokovesd-Zsory. Ta miejscowość słynie z, zazwyczaj okupowanych przez Polaków, term, teraz jednak praktycznie polskiej mowy na ulicach nie było słychać. Za to miły Słowak zaprowadził nas pod pokój wręczając klucze i udzielił instrukcji obsługi automatycznej bramy wjazdowej.
W ramach oglądania pokoju, który miał wszystko co nam jest przydatne, zastanowił nas opis poniżej hasła do Wi-Fi. „Booking.com – skreślone, szalas.hu – skreślone, noclegi.pl – skreślone, http://fenyo-panzio.hu/pl/ – podkreślone”! Czyżby portale mające ułatwiać wszystkim życie zaczęły zarzynać owce – zamiast delikatnie je strzyc?! A może znowu (ś)wirus? – fakt prawie polskich turystów nie spotkaliśmy, a napisy „Elado” (na sprzedaż) nie były rzadkością.
W ramach ciekawostek tej okolicy, oprócz kąpieliska, Erynia wyszukała wioskę Cserépfalu, już w Górach Bukowych (Bükk hegység), w dolinie Hór. Ponieważ zbliżała się pora obiadowa W. wyszukał restaurację i pojechaliśmy, rzucając jedynie wzrokiem na pobocza dróg – do odwiedzenia przy powrocie. W restauracji posililiśmy się zacnie mięsiwem, porcją dla dwóch osób. Okazało się, że to w pobliżu tej restauracji jest słynna jaskinia, a sama restauracja współdzieli budynek z muzeum. Muzeum nie udało nam się zobaczyć, bo osoba obsługująca kasę i informację turystyczną władała wyłącznie językiem węgierskim, pozostał nam więc jedynie spacer do jaskini neandertalczyków. Początek trasy to szeroka szutrowa ścieżka w lesie, niedostępna dla aut, za to chętnie odwiedzana przez rowerzystów. Samo podejście do jaskini, choć krótkie (na szczęście) lekko dało w kość – kilkadziesiąt metrów w pionie po nierównych schodach lub wygładzonych skałach. Na szczęście w najtrudniejszych miejscach postawiono stalowe poręcze – nawet W. z nich korzystał! Po drodze zaczepiały nas, zielone jeszcze, owoce dzikiej róży i już niebieskie tarniny. W. co rusz podjadał owocki derenia – niektóre były już dojrzałe, a drzew było tak dużo, że było w czym wybierać. W porównaniu do podejścia sama jaskinia nie zrobiła już na Erynii tak dużego wrażenia, W. czepiał się, że jest w części zamurowana. Dopiero na dole, w opisie, zauważył, że dawniej była otwarta pionowym kominem do góry i lepiej było ją zamurować niż narażać „tych na górze” na kontakt szybki i bezpośredni z „tymi na dole”.
Samo Cserépfalu słynie również z piwniczek, w których można degustować i kupować tamtejsze wina.
Piwniczki, i owszem, były – wszystkie zamknięte za siedem spustów, niektóre z napisem „elado” (na sprzedaż). Zaciekawił nas natomiast stary cmentarz z nietypowymi malowanymi srebrną farbą nagrobkami, w kształcie obelisków, z kielichem na płytach (bez krzyży), i długimi napisami (czyżby przedstawiającymi życie pochowanych?). Motyw kielicha powtarzał się zresztą na wielu współczesnych nagrobkach. Ciekawi nas, czy ma to związek z religią, czy bardziej z winiarską tradycją regionu.
Żeby nie było aż tak źle, jedną otwartą piwniczkę trafiliśmy przy drodze z Cserépfalu do Bogacs – Csáter Apó. Tam bez pośpiechu, bez tłumów turystów za plecami, Erynia sączyła sobie białe winko, a W. (kierowca) dokonywał zakupów win „obiadowych”, w cenie poniżej 20 zł. za butelkę – w ciemno. Znowu nam wyszedł kartonik. Trochę więcej otwartych piwnic było bliżej Bogacs, ale tam już się nie zatrzymywaliśmy.
Na zupełny koniec, już w pobliżu kwatery, Erynia zasugerowała konieczność zjedzenia „czegoś”. Restauracja znalazła się sama i zaoferowała jej malinowy chłodnik z twarogowymi kluseczkami – jakie to było dobre! W. owoce woli jadać z naturalnej postaci, a że głodny specjalnie nie był, zaspokoił swój głód poznawczy deserem czekoladowym.
Jaskinia neandertalczyków
5 odpowiedzi na Jaskinia neandertalczyków
Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi
Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.
Szukaj
Kategorie
Lata
…komentarze.
- Erynia - Kozie sery i lenistwo
- w. - Kozie sery i lenistwo
- Pudelek - Kozie sery i lenistwo
- W. - Trzy winnice i wioska
- Mariusz Maślanka - Trzy winnice i wioska
- Erynia - Brno – spacer
- Asia - Brno – spacer
- W. - Do Brna
- Erynia - Do Brna
- Pudelek - Do Brna
- w. - Wisząca kładka i Zamek
- Pudelek - Wisząca kładka i Zamek
Galeria albumów
ogólne…
RODO
Przydasie
-
Nasze miejsca:
- Sanktuaria i kolej
- Dwa kościerskie muzea
- Płotowo i Lipusz
- Kozie sery i lenistwo
- Do Parszczenicy
- Brno – kości i piwo
- Špilberk
- Brno – muzeum i katedra
- Brno – spacer
- Do Brna
- Urodzinowa niespodzianka
- Winiarnia Begala
- Winiarnia Hornik
- Wisząca kładka i Zamek
- Winiarnia Macik
- Malá Tŕňa II
- Będzin – miasto i Żydzi
- Będzin – nerka i pałac
- Będzin – kirkut i zamek
- Dolní Kounice [2] i Veveří
- Dolní Kounice [1]
- Velké Pavlovice [3]
- Velké Pavlovice [2]
- Velké Pavlovice [1]
- Safranbolu i Hadrianopolis
- Divriği
- Karahan Tepe i Göbekli Tepe
- Herbata i Dara
- Most w Malabadi i Zerzevan Kalesi
- Koty i Ahtamar
- Van – muzeum i twierdza
- Pałac Ishaka Paszy i wodospad
- Śniadanie z kotem… i Kars
- Ardahan, Kars i Katerina
- Przez Goderdzi do Turcji
- Dom rodzinny i winiarnia
- Most i wodospad Machunceti
- Bazar, plaża i ogród botaniczny
- Park dendrologiczny
- Sameba
- W Batumi… deszcz
- Batumi po latach
- Poranek u Daro
- „Przejście/a” graniczne
- Do Sarpi, po latach
- Marina i dwa muzea
- Fort i muzeum fotografii
- Monte i dwa ogrody
- Klasztor i ciastka
- Muzeum i kościół São Pedro
- Blandy’s Wine Lodge
- Spacer… i owocki
- Spacer po Funchal
- Madera sanatoryjnie
- Galeria, osły, Kalawasos i Tochni
- Opactwo i Zamek
- Kirenia
- Salamina i Famagusta
- Larnaka
- Port w Amathous i Limassol
starsze w archiwum
Aaa, po Cserepfalu, jaskini i okolicach włóczyłem się prawie 10 lat temu z plecakiem i namiotem 🙂 Fajnie tam!
“Elado” to moim zdaniem jest coraz więcej na Węgrzech już od dawna. Mam swoją teorię, że gospodarka za rządów Orbana wcale się tak super nie rozwija, turystów też nie przybywa w ekspresowym tempie, koszty rosną, więc pozostaje sprzedawać. Choć w tym roku na pewno tego więcej. Wróciłem wczoraj od Madziarów i widać było, że zwłaszcza gości z zagranicy było mniej, tak na moje oko o jakieś… 90%.
A co do skreśleń portali rezerwacyjnych. W Tel-Awiwie pewien pseudohipsterski hostel oficjalnie walczył z “gównami” typu booking bo to komercja, zło, globalizacja, ale nocleg zarezerwowałem u niego oczywiście na bookingu 😀 Kasa to kasa 🙂
Nie wiem czy to kwestia gospodarki czy wymierania starego pokolenia bo włócząc się po mniejszych miejscowościach możemy nie mieć właściwej perspektywy. Faktem natomiast jest, że częściej sprzedawane są ruinki – choć i nowowybudowane pseudo-rancza też się zdarzają. Za to małe piwniczki w mniej turystycznych miejscowościach w większości wyglądają na nieużywane, co wskazywałoby na wymieranie starej gwardii bez następców winiarzy (może też świadczyć o wykupywaniu mniejszych przez większych – kto to wie)
Nad Balatonem i w innych miejscach wiszą ogłoszenia o sprzedaży zarówno w miarę nowych domów i obiektów, jak i tych starych. Wymierania pokolenia bym do tego nie chyba jednak nie włączał – w Słowacji i w Czechach struktura demograficzna jest podobna, a nie ma takiego masowego zamykania lokali jak u Węgrów. Zresztą w tych otwartych zawsze ktoś siedzi, pusto tam nie ma. Na pewno w lokalizacjach turystycznych ich upadek to częściowo efekt zmian samych turystów – spelunki mniej przyciągają zagranicznych bywalców, a i wielu z nich po prostu woli pojechać nad prawdziwe morze, niż nad węgierskie. Sentyment DDR-owców także się powoli skończy, pozostaną pewnie głównie obywatele RP. A ci – jak wiadomo – często lubią stołować się ze swoich zapasów 😉 Uważam, że bardzo wiele węgierskich miejscowości turystycznych najlepsze lata po prostu ma już za sobą.
Potwierdzam, że Booking owce strzyże i to po obu stronach. Raz o mało co nie zamówiliśmy noclegu od razu ze śniadaniem via Booking (+20 zł.). Na miejscu okazało się, że śniadanie kosztowało 15 zł. Niby niewiele, ale jak sobie przemnożysz przez liczbę osób i dni to wyjdzie kilkadziesiąt złotych różnicy.