browser icon
Używasz niezabezpieczonej wersji przeglądarki internetowej . Należy zaktualizować przeglądarkę!
Korzystanie z przestarzałej przeglądarki sprawia, że komputer nie jest zabezpieczony. Proszę zaktualizować przeglądarkę lub zainstaluj nowszą przeglądarkę.

Malarze i wina

plener malarski

plener malarski

Po powrocie do pokoju tym razem padła Erynia, a W. poszedł pooglądać ciekawostki architektury. Przy okazji trafił na grupę malarską, (Ózdi Képzömüvészeti Egyesület), która w jednym z budynków zorganizowała sobie plener i pracowała ciężko nad przeniesieniem uczuć na płótno. Nie jesteśmy znawcami malarstwa, ale wydaje się, że uczucia jakimi obdarza nas Tokaj niełatwo jest zatrzymać „na płaskim”. My próbujemy to robić fotografiami i także nie jesteśmy pewni czy choć trochę potrafimy zbliżyć się do nastroju odczuwanego w regionie tokajskim.
Dzień zakończyliśmy bardzo ciekawą i pouczającą degustacją w Barta Pince. Zanim zaczęła się sama degustacja mieliśmy jeszcze okazję obejrzeć piękne sado-ogrody, niestety było w nich więcej komarów niż kwiatów więc nie byliśmy w nich zbyt długo. Samą degustację mieliśmy przyjemność celebrować w miłym towarzystwie Włocha i jego węgierskiej dziewczyny, a przemiła i bardzo kompetentna prowadząca,
do albumu zdjęć

Barta Pince

Osi (Kovács Orsolya), wytrzymała z nami serwując nam oprócz win również morze wiedzy o terroir (ziemia, opady, wilgoć, cyrkulacja powietrza, temperatury) czyli tym co w efekcie przechodzi do wina, oraz o historii winnicy – bo siedziba firmy jest w jednym z dawnych dworków Rakoczych z XVI w. Również parcela Öreg Király Dűlő (Winnica Starego Króla) na Królewskim Wzgórzu (Király-hegy), była najstarszym udokumentowanym węgierskim cru (XIII w.) Rozmowa w pewnym momencie zrobiła się bardzo interesująca, gdyż zarówno prowadząca jak i węgierska degustantka, od lat 9 mieszkająca w Londynie, zdobywają kolejne stopnie wtajemniczenia na kursach WSET, no i zaczęła się wspólna zabawa w opisywanie aromatów i smaków. Ze swojej strony dodaliśmy do kolekcji aromat wędzonej (nie suszonej) śliwki, wyczuwalnej w niektórych Aszú, i maderski banano-ananas, znalezionym niegdyś w jednym ze słodkich win Arvayów. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że szamorodni, wyparte lat temu kilka przez late harvesty, pomału wracają do łask i coraz więcej winiarzy je robi, co nas bardzo cieszy. Przekonaliśmy się również, że najwyraźniej zaczęliśmy przygodę z winem od złego kraju, bo podobnie jak Osi, mamy tendencję do porównywania wszystkich innych win z tokajami, a to są rzeczy nieporównywalne.
{Opis win z degustacji}
Tu Osi przytoczyła nam anegdotkę z własnego życia.

Na jednej z wielu degustacji w ramach kursu WSET, testowali wraz z innymi wina uznawane powszechnie za mające tak zwany „średni korpus” (medium body/le corps moyen). Każde z nich Osi opisywała jako lekkie albo bardzo lekkie. Koledzy patrzyli na nią coraz bardziej zdumionym wzrokiem, a prowadząca nie wytrzymała i podejrzliwym tonem zadała w końcu pytanie:
– „Kochana, a skąd Ty jesteś?
– „Z Tokaju.
– „A… to rozumiem.

Anegdotka z kursu enologicznego.


No to my mamy tak samo!
Z drugiej zaś strony, myśl że zaczęlibyśmy przygodę z winem od Francji, Niemiec, Austrii z ich lekkimi (hm…) winami, a następnie uznawali tokaje za zbyt ciężkie, napawa nas przerażeniem.
W. nie ma tego problemu zaczął kontakt z winami od własnoręcznie robionego „wina” z dzikiej róży, a to „wino” do lekkich zaliczyć byłoby trudno (mamy świadomość, że „wino” z dzikiej róży to nie jest wino). Stąd pewnie jego miłość do win czerwonych, słodkich, ciężkich (aż oleistych), aromatycznych i głębokich. Mocne mogą być „przy okazji”. Wyjątkiem od reguły są Aszú – nie są czerwone.

PS. etymologia nazwy „szamorodni” nie jest taka prosta. Wiadomo, że wywodzi się z języka polskiego i oznacza wino, które powstaje samo („samorządnie i niezależnie”). Nazwa powstała w okresie XVI/XVII w., gdy w Polsce bardzo wzrósł popyt na tokajskie wina. To wtedy powstało: „Nie ma wina nad Węgrzyna”. I tutaj pojawiają się różne opcje. Jedna mówi, że wina produkowane były „byle szybciej” – bez selekcji gron – niech się samo robi!; druga, że aby zaoszczędzić na czasie moszcz (zrobiony z niesortowanych gron) wlewano do beczek i fermentował w trakcie transportu; trzecia, że młode wino transportowane w beczkach fermentowało drugi raz. W sumie wszystkie wersje mogą być prawdziwe.
poprzedni
następny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.