Ustalanie tras wybitnie W. nie szło. Leń jeden nie poustawiał ich w domu, a teraz miał do dyspozycji jedynie AutoMapę i papierowe opisy miejsc ciekawych. Niestety AutoMapa włączyła klawiaturę grecką, a literki wyskakiwały łacińskie. W efekcie nic nie można było znaleźć, a jak już coś się udało znaleźć to nie było to, czego się szukało. Że istnieje możliwość przestawienia klawiatury na łacińską (En/Pl), W. udało się wyczaić dopiero po jakimś czasie. Na razie, aby jakąkolwiek trasę wyznaczyć, postanowił wstawiać punkty trasy w punkty atrakcji turystycznych z bazy AutoMapy. Niestety nawigacja ta ma bardzo ograniczony zasób oznaczeń i w większości opis brzmi bardzo interesująco: „atrakcja turystyczna”.
I w ten to piękny sposób, gdy po śniadaniu mogliśmy wsiąść już do wynajętego Fiata Pandy (znowu!), W. powiódł nas na południe wyspy wzdłuż trasy wyznaczonej przez 10 punktów – od Glyfady do Lekimmaioi. Już po drodze „dodały się” inne punkty. Pierwszym z nich była uroczo obśrupana wioska Marmaro, w której Erynia zażyczyła sobie postoju na oglądanie. No to pooglądaliśmy. Jeszcze nie dojechaliśmy do pierwszego punktu trasy, a trzeba było skręcić za drogowskazem do XIII wiecznego monastyru. Po drodze jednak znalazła się restauracja Elia, w której postanowiliśmy (Erynia!) zjeść drugie śniadanie (wielkości obiadu). Zanim podano nam jedzenie poszliśmy na zakręt obejrzeć dalszą drogę – była stroma i wąska. Erynia coś zaczęła sugerować, ale pojedzony W. postanowił się strachem nie przejmować i po paru minutach byliśmy pod klasztorem. Widywaliśmy już klasztory małe i duże, stare i nowe, ale ten był niby stary, a jak nowy. Na dodatek kaplica w skale wyglądała jak schowek pod schodami. Jedyne co robiło wrażenie to pełen kwiatów ogród, hodowla (drących się) pawi, parę kotów cały czas nam towarzyszących i nastrój spokoju – mimo tych pawi. W podwórcu była też dostępna toaleta.
Po obejrzeniu monasteru i (z wysokości) plaży nudystów Mirtiotissa /Μυρτιώτισσα, mimo zarzekań Erynii udało się W. wyprowadzić Fiacika na wyżyny (na jedynce!) i pojechaliśmy do punktu „1”. Okazał się on punktem „nigdzie”, ale niedaleko od niego rzuciła nam się w oczy strzałka do Tronu Kaisera za wioską Pelekas/ gr. Πελεκας. Pewnie W. by nawet tego nie zauważył, ale było to miejsce wysoko na Eryniej liście miejsc koniecznych do zobaczenia. Zaparkowaliśmy więc we wsi i pytając miejscowych weszliśmy na szczyt wzgórza gdzie, w dosyć zaniedbanym ogrodzie za kamiennym murem, można się było wspiąć po paru schodkach na punkt widokowy, rzeczywiście godny cesarza! Panorama się z niego rozciąga na cztery strony świata i zachwycała nawet mimo trochę pochmurnej pogody. Nazwa ta nie wzięła się znikąd: po śmierci cesarzowej Elżbiety (zwanej Sisi), jej córka sprzedała pałacyk Achillion niemieckiemu cesarzowi Wilhelmowi II, który tak upodobał sobie Korfu i tutejsze widoki, że aż kazał ten punkt wybudować, by móc się łatwiej zachwycać. Schodząc do samochodu trochę zmieniliśmy trasę i przespacerowaliśmy się po starej części wioski. Zachwycające są te stare domy i przejścia pomalowane białą farbą mimo że wyglądają na trochę zaniedbane, a miejscami nie zamieszkane.
Drugi z punktów, typu „na wariackich papierach” znowu naraził W. na agresywne działania Erynii. Punkt ten znajdował się nad samym morzem, a zjazd był cokolwiek wariacki. Erynia zwracała przy tym uwagę na konieczność wyjechania pod górę. W. oczywiście musiał zjechać do mikro-portu rybackiego gdzie łodzi było mało za to ludzi ani widu ani słychu, a piasek plaży ciągnął się płytkimi łachami w głąb zacisznych zatoczek osłoniętych falochronem. Najdalsza zapraszała do kąpieli tak uwodzicielsko, że nawet Erynia zrzuciła ciuszki i poszła popływać. Niestety otoczenie nad wodą było bardziej urokliwe niż życie podwodne – piasek, piasek, piasek i nawet w pobliżu kamieni tylko piasek – więc pływanie z maską nie miało sensu. Pochlapanie się jednak w czyściutkiej wodzie zmiękczyło serce Erynii i zgodziła się nawet nazwać to strzałem w dziesiątkę – jeżeli uda się W. wyjechać na górę. Udało się (na jedynce!).
Ponieważ zaczynało się już robić późno, a i chwilami kapało z nieba, udało się W. przemycić jeszcze tylko trzy punkty – z czego dwa przypadkowe. Pierwszym okazało się być miejsce gdzie serbscy żołnierze wykopali studnię (lub obmurowanie źródła) – i została z tego tylko obmurówka bez wody, zresztą nie ma się czego dziwić głębokość obmurówki chyba nie przekraczała metra i wyglądała ona jak drobny kamienny basenik.
Drugi z przypadkowych punktów był większą obmurówką, może dlatego że XIV wieczną i bizantyjską. Była to Twierdza Gardiki (Φρούριο Γαρδικίου), druga z trójki bizantyjskich twierdz broniących wyspy przed Genueńczykami i Turkami Osmańskimi. Niestety z twierdzy zachowały się jedynie mury zewnętrzne i wąska brama. W środku wyglądała za to jak by ją ktoś owsem obsiał. Były tam też dwa duże drzewa oliwkowe, ale te są wszędzie. Obeszliśmy ją na ile się dało wśród wysokich traw, ale z dawnej bizantyjskiej świetności niewiele, prócz murów, zostało.
Ostatnim punktem dzisiejszej trasy był obelisk postawiony przez serbskich żołnierzy w 1916 r. Zastanawialiśmy się, co u licha serbscy żołnierze robili na Korfu, w czasie I wojny światowej, ale musi było to coś „dużego”, że aż mają swoje muzeum w stolicy wyspy Kerkyrze (Corfu Town). Za obeliskiem Erynia postawiła stanowczy szlaban i nakaz powrotu.
Fakt, co prawda byliśmy jedynie 53 km od hotelu, ale drogi na Korfu nie zachęcają do szybkiej jazdy, a pora hotelowej obiado-kolacji zbliżała się wielkimi krokami. Żeby przybliżyć kwestię jazdy po Korfu można powiedzieć, że na tych 53 km W. stracił 10 minut w stosunku do czasu wstępnie obliczonego przez nawigację – zazwyczaj udaje mu się jeździć szybciej od nawigacji.
Droga na południe
Wpisany pod 2021, fortyfikacje, Grecja, monastery, W. Jońskie Korfu, wybrzeża, wyspy
2 komentarze do Droga na południe
2 komentarze do Droga na południe
2 odpowiedzi na Droga na południe
Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi
Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.
Szukaj
Kategorie
Lata
…komentarze.
- Erynia - Kozie sery i lenistwo
- w. - Kozie sery i lenistwo
- Pudelek - Kozie sery i lenistwo
- W. - Trzy winnice i wioska
- Mariusz Maślanka - Trzy winnice i wioska
- Erynia - Brno – spacer
- Asia - Brno – spacer
- W. - Do Brna
- Erynia - Do Brna
- Pudelek - Do Brna
- w. - Wisząca kładka i Zamek
- Pudelek - Wisząca kładka i Zamek
Galeria albumów
ogólne…
RODO
Przydasie
-
Nasze miejsca:
- Sanktuaria i kolej
- Dwa kościerskie muzea
- Płotowo i Lipusz
- Kozie sery i lenistwo
- Do Parszczenicy
- Brno – kości i piwo
- Špilberk
- Brno – muzeum i katedra
- Brno – spacer
- Do Brna
- Urodzinowa niespodzianka
- Winiarnia Begala
- Winiarnia Hornik
- Wisząca kładka i Zamek
- Winiarnia Macik
- Malá Tŕňa II
- Będzin – miasto i Żydzi
- Będzin – nerka i pałac
- Będzin – kirkut i zamek
- Dolní Kounice [2] i Veveří
- Dolní Kounice [1]
- Velké Pavlovice [3]
- Velké Pavlovice [2]
- Velké Pavlovice [1]
- Safranbolu i Hadrianopolis
- Divriği
- Karahan Tepe i Göbekli Tepe
- Herbata i Dara
- Most w Malabadi i Zerzevan Kalesi
- Koty i Ahtamar
- Van – muzeum i twierdza
- Pałac Ishaka Paszy i wodospad
- Śniadanie z kotem… i Kars
- Ardahan, Kars i Katerina
- Przez Goderdzi do Turcji
- Dom rodzinny i winiarnia
- Most i wodospad Machunceti
- Bazar, plaża i ogród botaniczny
- Park dendrologiczny
- Sameba
- W Batumi… deszcz
- Batumi po latach
- Poranek u Daro
- „Przejście/a” graniczne
- Do Sarpi, po latach
- Marina i dwa muzea
- Fort i muzeum fotografii
- Monte i dwa ogrody
- Klasztor i ciastka
- Muzeum i kościół São Pedro
- Blandy’s Wine Lodge
- Spacer… i owocki
- Spacer po Funchal
- Madera sanatoryjnie
- Galeria, osły, Kalawasos i Tochni
- Opactwo i Zamek
- Kirenia
- Salamina i Famagusta
- Larnaka
- Port w Amathous i Limassol
starsze w archiwum
Serbscy żołnierze uciekli aż do Grecji ścigani przez Austriaków i Niemców, więc pewno potraktowano ich jako uchodźców i wywieziono na wyspę 😉
Tak to mniej więcej było, jest odnośnik z szerszym opisem (patrz „duże serbskie”). Pokazuje to wyraźnie, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia – Serbowie nazywają to „wielkim odwrotem”, a że uciekali w zimie przez góry i zamarzło ich tam ponad 230tys. (wojskowych i cywili) to już zupełnie inna sprawa.