Sucha Beskidzka
Zwiedzanie Suchej Beskidzkiej rozpoczęliśmy od Zamku Suskiego, a właściwie od rzucenia okiem na stylowy budynek nadleśnictwa, dawną willę suskich urzędników dworskich – Erynia nie mogła sobie odmówić! Za to W. mógł odmówić i odmówił dezynfekcji rąk przy wejściu do muzeum zamkowego. Stwierdził że woli tydzień pokaszleć niż rok chodzić do dermatologa i leczyć ręce, a ponieważ nie musi poddawać się bezsensownym nakazom to nie zamierzał się im poddawać. Erynia też się zaparła, by zaciągnąć go do muzeum, i nawet zdobyła rękawiczki – czarne i lateksowe. W. ustąpił i mimo pocących się rąk wytrzymał oglądanie bardzo interesującej wystawy, a właściwie paru wystaw tematycznych. W Zamku było właściwie wszystko – no może oprócz, częstego w zamkach, tandetnego pokoju tortur.
Za to w przyzamkowych ogrodach można było obejrzeć pozostałości, kiedyś tak sławnej, oranżerii Branickich (w remoncie, a właściwie „w rozkładzie”). Zamek Suski miał bogatą historię rozpoczynającą się w okolicach połowy XVI w., może i dlatego, że panujące tu rody, do których przynależeli właściciele, zmieniały się często. Widać to choćby po tablicy w sali wystawowej poświęconej opisowi rodów i ich herbów. Wnętrza nie są najbogaciej wyposażone, ale czego oczekiwać gdy od drugiej wojny światowej, gdy zamek „gościł” i Niemców i Rosjan, prawie do końca XX w. nie było tu gospodarza, który dbałby o wnętrza i stare zbiory. Niemniej jednak obecny właściciel, Gmina Sucha Beskidzka, potrafił wypełnić wnętrza na tyle ciekawymi eksponatami, w znaczącej ilości dostarczonymi przez rodzinę Emila Zegadłowicza, że się tego nie dostrzega. Można nawet znaleźć perełki, jak kaplica – mała, ale z interesującymi freskami i kapitelami – czy „pokój chiński”. I nie były to jedyne ciekawe ekspozycje.
Po opuszczeniu muzeum, W. mógł wreszcie zdjąć rękawiczki i odetchnąć pełną piersią w ogrodach i nad stawem, w którym zoczył małego zaskrońca. Zaraz za parkiem jest przejazd kolejowy, rzeczka Stryszawa i zaczyna się miasto – typowa górska jednoulicówka. Oczywiście, obecnie, już ulic jest więcej, ale typowa struktura pozostała. Praktycznie wszystkie ciekawsze obiekty – poza kościołem – usytuowane są w pobliżu „trasy na Żywiec” – ulicy Adama Mickiewicza. Najbliżej było do Karczmy Rzym – przypuszczalnie to ta karczma zainspirowała Kraszewskiego do umieszczenia w niej sławetnej rozmowy Twardowskiego z Diabłem: „Ta karczma Rzym się nazywa”. Co prawda opisana karczma była pod Sandomierzem („pod”, to taki drobiazg: 230 km), lecz Karczma wykorzystuje tę baśń jak może najlepiej, ku uciesze gości. Zresztą nie tylko legendą karczma słynie – zazwyczaj dobrze tam też karmią. Niestety z powodu (ś)wirusowej histerii menu było cokolwiek okrojone. Spod Karczmy widać wieżę kościoła, więc w jego kierunku skierowaliśmy swe kroki. Po drodze W. zaciekawił się słupem reklamowym, gdzie oprócz kawy i herbaty, stało jak byk napisane: „konopie CBD”. Co prawda nie używa, ale ciekawski jest, więc wstąpiliśmy do małego sklepiku „Teina”. Erynia całkiem niedawno zgłaszała zapotrzebowanie na herbaty, więc połączyliśmy przyjemne (rozmowę z miłym właścicielem) z pożytecznym (zakupy). Po dojściu do kościoła okazało się, że jest tam (znowu) msza – obejrzeć więc mogliśmy go jedynie z zewnątrz, ale i tu było co oglądać bo i jest to nie tylko kościół, ale cały Zespół Kościelno-klasztorny. Wyżej, nad kościołem (sic!), rozłożył się cmentarz, chociaż typowy to dało się na nim znaleźć ciekawostki.
Aby nie wracać tą samą drogą, W. wybrał trasę przez osiedle domków jednorodzinnych z widokiem na bloki. W efekcie mógł, z niejaką przyjemnością, pooglądać, odsłaniający kły, uśmiech Erynii. Uśmiech się pogłębiał w miarę jak słońce przygrzewało, a pić się chciało. W tej to uśmiechniętej atmosferze dotarliśmy do najdalszej ciekawostki „do zobaczenia” – dworca PKP. Trzeba przyznać, że całkiem był nieźle utrzymany lecz trudno nazwać zachwytem uczucia powstające przy jego oglądaniu. Jeszcze gorzej (z uczuciami) było gdy wracając zobaczyliśmy zachwalaną drewnianą zabudowę całą chorą na reklamozę. Na szczęście humor poprawiła nam Karczma serwując na pożegnanie miasta smaczny posiłek i napitek.
Wpisany pod 2020, cmentarze, Małopolska, muzea, pałace, Polska, świątynie, Żywiecczyzna
2 komentarze do Sucha Beskidzka
2 komentarze do Sucha Beskidzka
Galerie zdjęć się nie wyświetlają!
Nie wiem czemu… pracuję nad tym…
Już powinno być wszystko widoczne. 😉