browser icon
Używasz niezabezpieczonej wersji przeglądarki internetowej . Należy zaktualizować przeglądarkę!
Korzystanie z przestarzałej przeglądarki sprawia, że komputer nie jest zabezpieczony. Proszę zaktualizować przeglądarkę lub zainstaluj nowszą przeglądarkę.

Droga na Sycylię

do albumu zdjęć

Droga na Sycylię

Biorąc pod uwagę okoliczności polityczne, Erynia wyjeżdżała na wakacje w morderczym nastroju. Kierunek się nawet zgadzał – Sycylia. Erynia rozważała co prawda lot, ale W. zaparł się na samochód. Wsiedliśmy więc w Drakula w piątek po pracy i pomknęliśmy na południe. Ku naszemu zdumieniu, w Austrii w ogóle nie padało, a we włoskich Alpach tak ledwo, ledwo. Czyżby klątwa „Kalpacza” osłabła i pokropiło tylko „pro forma”?
(dotychczas, gdy W. odwiedzał Karpacz, zawsze lało – podobnie gdy przejeżdżaliśmy przez Alpy. Stąd „Kalpacz”)
Rano tradycyjnie wchłonęliśmy śniadanie oraz espresso doppio w Autogrillu przy włoskim MOP (it. area di servizio) i czekało nas 1350 km do promu na Sycylię. Odległość zacna, więc tym razem wymienialiśmy się za kierownicą. Gwoli kronikarskiego obowiązku dodamy, że żaden inny samochód, ani kierowca na tej zamianie za kółkiem nie ucierpiał, chyba że W., który bardzo chciał spać, a tak do końca mu się nie udało. Erynia nie ma pojęcia, dlaczego. Przecież z samochodem należy rozmawiać, wtedy dobrze jeździ.
Wraz ze zmianą krajobrazu poprawiały nam się nastroje, toskańskie krajobrazy najwyraźniej wpływają kojąco na dusze. Natomiast po zjeździe z autostrady i wyskoczeniu z prawie 80 €, podróż dłużyła się już niemiłosiernie, zwłaszcza że droga składała się z estakad na zmianę z tunelami. Trochę zaczęliśmy się niepokoić, bowiem nie rezerwowaliśmy miejsca na promie, nie wiedząc o której tam dotrzemy. A co W. usiłował znaleźć bilet online, to za każdym razem pytano go o godzinę. Do Villa San Giovanni wjechaliśmy tuż przed 23:00. Chwilę pokręciliśmy się po mieście, gubiąc ślad tabliczki „biglietteria”, informacje z sieci były średnio przydatne. Szczęśliwie dla nas, jakaś dobra dusza właściwie nas pokierowała, ledwo wysiedliśmy, obecni tam Włosi zaczęli nas popędzać by szybko kupić bilet, bo prom „już, już…”. I fakt, prawie w biegu, o 23:08, fuksem dostaliśmy się na prawie zamykający się prom. Po 45 minutach wpłynęliśmy do Messyny. Tu Erynia po raz pierwszy zrozumiała zachwyty cudzoziemców nad czystością polskich ulic. Śmieci walające się w ten sposób po ulicach, możemy w Polsce zobaczyć co najwyżej po większych imprezach masowych, a i to nie za długo, bo od czegoś te służby porządkowe są.
Czyżby włoscy śmieciarze strajkowali z podobnym zapałem co francuscy związkowcy?
A propos francuskich strajków, współpracująca z Francuzami Erynia zauważyła, że strajki we Francji nigdy nie wybuchają w maju. Zapytała o to francuskiego współpracownika: „Zwariowałaś? Przecież w maju jest dużo dni wolnych. Komu by się wtedy chciało strajkować?”
Jako że dobę hotelową zaczynaliśmy dopiero od niedzieli, W. jechał niespiesznie autostradą (płatną, niestety – błąd w wyborze), która składała się głównie z tuneli. Liczył bardzo, że trafimy na jakieś sensowne miejsce postojowe, co najmniej z toaletą, o ile nie jadłodajnią. „Lasciate ogni speranza…” W. jadąc już długo, zaliczył „delikatne spotkanie” ze, zbyt wysuniętym na środek jezdni, znakiem drogowym, które to spotkanie, oprócz obicia blachy i otarcia lampy, urwało nam kawałek zderzaka wraz z lampą przeciwmgielną. Po tym już Erynia zaordynowała postój w pierwszej lepszej zatoczce i poszliśmy spać.
Rano, po otwarciu drzwi, doszedł nas upojny zapach oleandrów, oraz innego kwiecia. Całe szczęście, że zapach ten był silny, gdyż zamaskował zapach tego, w co nie należało wdepnąć, wystawiając nogi z auta.
poprzedni

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, w jaki sposób przetwarzane są dane Twoich komentarzy.