2016
Sery, ryby, jagody i obżarstwo
Kolejny dzień minął nam pod znakiem obżarstwa. Jeszcze w domu Erynia wyszukała Kaszubską Kozę w Robaczkowie. Jest to gospodarstwo produkujące kozie sery i powiedzmy sobie szczerze, Kaszubska Koza nie potrzebuje naszej reklamy – te sery regularnie zdobywają nagrody w konkursach gastronomicznych i rankingach slow food, a większość produktu ląduje bezpośrednio w kuchniach lepszych (a na pewno droższych) polskich restauracji w całym kraju. Na nasze … Kontynuuj czytanie
Parszczenica roboczo
Znów trafił nam się dłuższy weekend, którego rzecz jasna nie mogliśmy nie wykorzystać. Wybór padł na Kaszuby i Parszczenicę, gdzie mamy już stałe zaproszenie. Tym razem Erynii nie bolało gardło ale, jak mawiają, natura próżni nie znosi, a „klątwa Parszczenicy”, zamiast ordnungu, muss sein. W sobotę wieczorem zadzwonił Gospodarz z dobrą i złą wiadomością: są już grzyby i szlag trafił pompę … Kontynuuj czytanie
Okolice Solca – powodzenia i niepowodzenia
Następnego dnia ustawiliśmy ostatnie zabiegi tak wcześnie by po zabiegach móc pojechać na zwiedzanie okolicy. Tym razem trasę wymyślał W., Erynia jedynie zażyczyła sobie serów z Farmy Jaga. No to poszło. Najpierw były Bejsce z kościołem, w którym „niejacy” Firleje ufundowali piękną kaplicę. Kaplica była akurat w renowacji, ale grupa konserwatorów zwróciła nam uwagę na trzynastowieczne freski właśnie odrestaurowane … Kontynuuj czytanie
Szydłów i Kurozwęki
Po południu, po zabiegach, wyskoczyliśmy do Szydłowa, nazywanego mocno na wyrost „polskim Carcassonne”. Jedna brama, resztki czegoś co nawet na zamek nie wygląda, szczątkowa fosa i kilometr murów, kilka kościołów, z czego jeden w ruinie, oraz synagoga to trochę za mało by porównać mieścinę, którą można obejść spacerkiem w niecałą godzinę, do francuskiej twierdzy. Same mury wyglądają bardzo przyjemnie, … Kontynuuj czytanie
Dzień (i pół) SPA
Niedzielę postanowiliśmy uczynić dniem SPA. (z łaciny: „Sanus Per Aquam”, czyli „zdrowy dzięki wodzie”) Ale, jak zwykle u nas ta „woda” to nie do końca, i nie tylko, była woda. Zaczęliśmy jak co dzień od kąpieli borowinowej w Malinowym Raju – W. z każdym dniem lepiej rozumie świnie taplające się w błotku. Następnie odwiedziliśmy lekarza-konsultanta, który zezwolił nam na … Kontynuuj czytanie
Zalipie i Nowy Korczyn
By jednak kuracja tak całkiem nie przeszła nam obok nosa, rankiem dnia następnego dotarliśmy do basenów mineralnych i przystąpiliśmy do działań leczniczych. Zaczęliśmy od kąpieli borowinowych, całe piętnaście minut w za krótkiej i zbyt wąskiej wannie. Zakup i montaż tych wanien (według W.) był wybitnie bez pomyślunku. W sumie ta opinia nie zdziwiła Erynii – Chłop do mikrych chucher nie … Kontynuuj czytanie
Ćmielów i Święty Krzyż
Ostatnie przeboje z eryninymi kolanami sprawiły, że postanowiliśmy pobawić się przez chwilę w kuracjuszy i pomoczyć się w leczniczych wodach. W., narzekający ostatnio na kręgosłup i kontuzję nadgarstka, wyjątkowo nie protestował. Starość, nie radość. Nasz wybór padł na Solec-Zdrój, z najsilniejszymi w Polsce (o ile nie w Europie) źródłami siarkowymi. Do Solca-Zdroju dotarliśmy późnym wieczorem więc zdążyliśmy się tylko zakwaterować w pensjonacie Relax, a pierwsze wrażenia … Kontynuuj czytanie
Tokaj i Sárospatak
Droga przez Rumunię i Węgry była leniwa, na granicy też prawie dwie godziny nudy, za to odrobinę adrenaliny dała nam jazda w deszczu po autostradzie węgierskiej, gdzie uprzejmy TIRowiec dając znaki światłami awaryjnymi zasugerował nam rezygnację z wyprzedzania, ponieważ pół lewego pasa zajmował rozbity ledwie co samochód osobowy. Reszta trasy przebiegła spokojne, choć Erynia coś mruczała o ciepełku miejscowym. … Kontynuuj czytanie
Bystrzycka część Siedmiogrodu
Granica ukraińsko-rumuńska okazała się nudą nad nudami. Dwie i pół godziny stania…, ale jakoś to przeżyliśmy i po tradycyjnym zakupie rowiniety (3€ w przeliczeniu 13Lei/7dni) ruszyliśmy w kierunku Bystrzycy. Częściowo trasę tę przejeżdżaliśmy w roku 2011 więc nie były dla nas zaskoczeniem urocze serpentynki, które W. sprawiały znacznie więcej frajdy niż samochodowi (niemiłosiernie grzał się na podjazdach). Droga dosyć krótka, … Kontynuuj czytanie
Chocim
Rankiem zrobiliśmy jeszcze parę zdjęć jaru przy nowym moście w Kamieńcu Podolskim, których nie dało się zrobić z powodu deszczu dzień wcześniej i ruszyliśmy do Chocimia. Droga jak na warunki ukraińskie była całkiem znośna więc w miarę szybko dotarliśmy na miejsce i po kupieniu biletów przeżyliśmy drobne rozczarowanie. Jedna brama i nic więcej? czym się było podniecać? Oj, było, było czym! … Kontynuuj czytanie
Kamieniec Podolski
Ze względu na możliwości parkingowe wybraliśmy się na zwiedzanie Kamieńca Podolskiego na piechotę mimo obaw o kolana Erynii (nie przesadzajmy – prawe już miało się nieźle, a lewe… pomińmy ten temat milczeniem). Po drodze dostrzegliśmy tablicę ze zdjęciami „niebieskiej (niebiańskiej) sotni”, ludzi którzy zginęli na obecnej wojnie z Rosją, a następnie Katedralny Sobór Aleksandra Newskiego. Jak poprzednio dostrzegliśmy otwarte … Kontynuuj czytanie
Jaskinia Kryształowa
Na Jaskinię Optymistyczną nie czuliśmy się gotowi, ale zwróciliśmy uwagę na inną z ukraińskich jaskiń – Jaskinię Kryształową w Krzywczach. Po drodze oczywiście nie obyło się bez „ukraińskich dróg”, gwałtownych hamowań gdy natrafiliśmy na „ekstraordynaryjny” pomnik czy wyskoku w bok gdy W. dojrzał jakąś zrujnowaną wieżę na szczycie wzgórza w Wysiczce (Висічка, Высечка, Wysuczka). Wjazd okazał się stromą drogą … Kontynuuj czytanie
Pokucie, Huculszczyzna i Bukowina
Hostel „Na kuti” („on the corner”), w którym mieszkaliśmy, prowadziło młode małżeństwo, dbając nie tylko o czystość pokojów, ale przede wszystkim o ciepłą i domową atmosferę. Tam naprawdę czuliśmy się serdecznie ugoszczeni i wręcz „zaopiekowani”, co wcale nie musi być normą w takich miejscach. Rankiem, po obfitym śniadaniu, dostaliśmy od Gospodarzy propozycję udania się z innymi gośćmi do Muzeum Pisanki. Propozycja … Kontynuuj czytanie
Zamki Zakarpacia
Kolejnego dnia opuściliśmy Użhorod, kierując się „na wschód – w końcu tam musi być jakaś cywilizacja!” (© Seksmisja). Po drodze zahaczaliśmy o karpackie zamki. Na pierwszy ogień miał pójść Szent Miklosz zwany Zamkiem Miłości. Najwyraźniej jednak albo my, albo GPS się pomylił, bo wywiózł na do zamkowych co prawda ruinek, ale w zupełnie innym miejscu – w Serednie. Nie ma … Kontynuuj czytanie
Użhorod
Pomysł kolejnej majówki wpadł nam do głowy spontanicznie, po prostu oboje stęskniliśmy się za Ukrainą, a że to duży kraj, tradycyjnie postanowiliśmy pojechać tam, gdzie nas jeszcze nie widzieli – wzdłuż południowej jego granicy. Ze względu na kierunek wyznaczyliśmy trasę przez Słowację. Niby koniec kwietnia, ale przez całą drogę padał deszcz, na wysokości powyżej 300 m przechodzący … Kontynuuj czytanie
dookoła Zalewu Szczecińskiego
W dzień kolejny W. odwaliło: postanowił objechać Zalew Szczeciński dookoła (w prawo). Co prawda wyjechaliśmy z hotelu dosyć późno – sobotnie śniadanie jest o godzinę późniejsze, ale droga wydawała się wystarczająco „prosta” by się tym nie przejmować. Niestety droga może i była łatwa, ale W. zapomniał o czasie. Dzień był wybitnie zbyt krótki na drogę i zwiedzanie, pozostało więc „zwiedzanie samochodowe”. … Kontynuuj czytanie
Krzywy Las i Szczecin
Przyjemny wieczór z winem sprawił, że nazajutrz zaliczyliśmy „dzień lenia”. W naszym przypadku objawiło się to tym, że wojaże pozamiejskie ograniczyliśmy do Krzywego Lasu koło Gryfina. Jest to ciekawostka przyrodnicza, powstała niewątpliwie na skutek działalności człowieka, tyle że do tej pory nie odkryto celu tej działalności. Zresztą nie jest do w Polsce osamotniony przypadek. Po powrocie do Szczecina … Kontynuuj czytanie