fortyfikacje
trasa historycznie nadmorska
Ranek przyniósł otrzeźwienie. Z jednej strony Erynia wycierając (sobie!) nogi po kąpieli przestawiła sobie(!) kręgosłup, a z drugiej odwiedziliśmy raz jeszcze winiarnie Murfatlar, by uzupełnić zapasy o wina czerwone i wytrawne, których mamy niedobory przy naszym systemie żywieniowym, a tutejsze wina są dobre i tanie! Po tym krótkim i bolesnym postoju – tym razem nie dla kieszeni lecz dla Eryniego kręgosłupa ruszyliśmy w kierunku … Kontynuuj czytanie
Siklós i Harkány
Na ostatni dzień zwiedzania okolic Villány wybraliśmy Siklós z jego zamkiem. Dojazd zajął nam kilkanaście minut. Zamek, a właściwie, zdaniem W., pałac na podbudowie zamkowej, jest jeszcze w renowacji (400000000Huf w ramach programu Unijnego + fundusz norweski), ale już robi wrażenie. Może wyposażenie nie poraża ilością i zbytkiem, ale i tak zamek jest godny uwagi. Zarówno przygotowane pomieszczenia jak i widoki z blanek … Kontynuuj czytanie
Osijek
Rankiem śniadanie prawie jak zwykle – wymieniliśmy tylko jajecznicę na jajka gotowane (5 szt. a jednak!) – a po śniadanku Erynia ustawiła drogowskaz na Osijek. W sumie blisko, raptem 56 km, nie było więc powodu by nie odwiedzić Chorwacji – dawno już nas tam nie było. Droga była niczego sobie oprócz samego dojazdu do granicy – 10 km po lodzie. Granicę przekroczyliśmy szybko, wspólna odprawa … Kontynuuj czytanie
Szigetvár i Pécs (Pecz)
Na początek musimy opisać śniadanie przygotowane przez Gospodarza. Bo to było Śniadanie(!) – nie do przejedzenia. Cztery typy kiełbasy (w tym dwa rodzaje salami) i ser. Do tego jajecznica na kiełbasie posypana słodką papryką (chyba z 8 jaj, no dobrze – może z 6), pomidory i (rzecz jasna) papryka, herbatki do wyboru i dwa typy chleba: jasny i ciemny. Pojedliśmy do rozpuku, … Kontynuuj czytanie
Żywieckie… bez piwa
…wiemy, wiemy, że wszystkim się kojarzy, ale W. nie lubi alkoholu, a na dodatek Żywiec(kie) to nie tylko browar! To również, a może przede wszystkim (mniej lub bardziej) prywatnie miasto ulokowane w XV w. na prawie magdeburskim, mimo że wzmianki o jego istnieniu sięgają początków wieku XIV. Chociaż miasto się trochę od tych czasów rozrosło to jednak najciekawsze (dla nas) … Kontynuuj czytanie
Amasya i… do domu
Do Amasyi było 115 km i przejechaliśmy je w miarę sprawnie, tak że dotarliśmy tam około 20. Trochę nam miny zrzedły na widok miejsca w którym znajdowały się hotele znalezione w internecie – stara stylowa dzielnica pod fortecą. Wyglądały nie na naszą kieszeń. „Nic to, przejdziemy się po dzielnicy” zawyrokował W. zostawiając samochód pod wielkim meczetem. No i poszliśmy trochę pooglądać. … Kontynuuj czytanie
Armenia, do Erywania
W końcu dotarliśmy do granicy. Erynia miała okazję przeżyć przekraczanie granicy „w starym, dobrym, komusim stylu”. Prawie jak podczas wypadu na Krym, ale „prawie” czyni różnicę. Na początek typowa kontrola paszportowa i papierów samochodu, potem kazano nam zatrzymać się przed szlabanem i przejść do budynku gdzie urzędowali celnicy. Tu zaczął się mały cyrk. Celnik chciał wprowadzić dane … Kontynuuj czytanie
Przez południową Gruzję
Rankiem, po pożegnaniu z Gospodyniami, ruszyliśmy w drogę do Achalciche. Z początku droga była asfaltowa o bardzo sympatycznym dla autka standardzie. W. rozglądając się po bokach zobaczyliśmy 2 mosty z XI czy XII w., choć nie do końca te, o które nam chodziło. Jednym z nich był most w Machunceti. W Informacji Turystycznej, w jednej z wiosek „po drodze”, zaopatrzyliśmy się w mapki i folderki o adżarskim interiorze. … Kontynuuj czytanie
słowackie ceramiki i wina
Przed powrotną drogą pospaliśmy dłużej więc zebraliśmy się z hotelu dopiero około 10. Erynia miała w planach dooglądać jeszcze Błękitny Kościół, więc zatrzymaliśmy się na parkingu nadbrzeżnym i te parę przecznic poszliśmy spacerkiem. I tu okazało się, że parking był prywatny (płatny!), a na ulicach wiele było miejsc parkingowych bezpłatnych w niedzielę – no cóż, frycowe trzeba było zapłacić. Po błękicie … Kontynuuj czytanie
Bratysława i okolice
Erynia wymyśliła sobie jakiś czas temu odwiedzenie stolicy Słowacji – Bratysławy. A jak już to wymyśliła to zaraz potem doszła do wniosku, że jest to w sumie takie małe miasteczko i jak już się jest w Bratysławie to trzeba by odwiedzić Wiedeń. Niemały wpływ na tę decyzję miał węgierski kolega z jej pracy, który na hasło „Bratysława” niemiłosiernie się skrzywił … Kontynuuj czytanie
Ringkøbing Fjord – „w prawo”
W czwartek postanowiliśmy zrobić sobie wycieczkę wokół Ringkøbing Fjord. Pierwszy postój wypadł nam przy wieży do podglądania ptaków. Ptaków było mało (same łabędzie, parę kaczek) za to wiaterek był wybitnie zimny. Dalej pojechaliśmy w kierunku mierzei. Droga biegnie wzdłuż wydm. Nadmorskie wydmy, wysokie na kilka metrów, od strony Fjordu pokryte są wrzosami, porostami i różami. Obsadzane są … Kontynuuj czytanie
Viborg i „wielki zamek”
W środę ruszyliśmy do Viborga. Ponieważ było blisko, to wyjechaliśmy trochę po 10. Na miejsce dojechaliśmy po południu i ruszyliśmy w miasto. Na pierwszy ogień poszedł Kunsthal Brænderigården pusty w środku – bez obsługi, tośmy go jedynie obfotografowali z zewnątrz (wewnątrz była wystawa czasowa całkiem ładnych fotografii Mika Ninagawa). Po drugiej stronie ulicy był biblijny ogródek – ponoć ze … Kontynuuj czytanie
na północy Danii
Udało nam się wyjechać przed 7. rano i prawie jednym cugiem dotarliśmy koło południa do Grenen. To „prawie” to było najpierw parę przerw na drobny sen – na tych drogach człowiek zasypia z nudów – a później połażenie po wydmach i plaży bałtyckiej poniżej Skagen. Przy wydmach był parking, to co nam szkodziło pójść obejrzeć cichą i pustą plażę. Gdy … Kontynuuj czytanie
Odense i Fredericia
Trasę do Odense zaplanowaliśmy na cały dzień bo mimo, że drogi w Danii są proste i płaskie, a ruchu praktycznie nie ma, to ograniczenia prędkości potrafią zabić każdy plan liczony według polskich standardów. Jazda w Danii dla W. była bardziej niebezpieczna niż w Gruzji. Przy duńskich zasadach i karach W. przestrzegając prawa zasypiał za kierownicą. Drogi duńskie są nudne, nudne, nudne, … Kontynuuj czytanie
Lubeka – „po drodze”
No i poniosło nas. Wyjechaliśmy dosyć późno, tak że dopiero około 2 po północy dotarliśmy do obwodnicy Berlina. Tam W. zarządził spanie. Spaliśmy do 5. Dalsza droga w kierunku Lubeki – miasta „po drodze” przebiegła równie gładko i szybko jak przez całe Niemcy. Autostrady, jeszcze bezpłatne, pozwalają przemieszczać się po kraju łatwo szybko i przyjemnie, tak przyjemnie, że zdążyliśmy … Kontynuuj czytanie
Oświęcim bez Auschwitz
Wszyscy wiedzą, a przynajmniej powinni wiedzieć co to jest Auschwitz-Birkenau. Każdy powinien odwiedzić ten obóz, ale nie wymagamy by robił to więcej niż raz. Byliśmy już tam dawniejszymi czasy, i starczy. O ile opisy obozu są częste to znacznie rzadziej natrafić można na relacje z Oświęcimia, a jest to miasto z tradycjami sięgającymi średniowiecza. Postanowiliśmy to nadrobić. Tuż przy wjeździe do … Kontynuuj czytanie
Amasra i Safranbolu
W końcu dotarliśmy do Amasry – dawnej kolonii greckiej. Miasto jest przepięknie położone, widoki z murów miejskich na wodę urocze, muzeum archeologiczne pełne pamiątek z okresu greckiego i bizantyjskiego, ale… to jest już kurort pełną gębą – i to w złym znaczeniu tego słowa. Na przykład: gdziekolwiek pytaliśmy o toaletę, byliśmy odsyłani do płatnych, w samym centrum, „bo u nas nie ma” – … Kontynuuj czytanie
Sinop i trasa nadmorska
Dalsza droga była bardzo przyjemna, nowiutką dwupasmową drogą wdłuż brzegu morza (według GPS jechaliśmy po morzu), a na dodatek się rozpogodziło. Kolejny punkt trasy wymyślił W. Oglądając kiedyś mapę Turcji, wskazał na Sinop i rzekł: „Tam muszą być piękne widoki”. I były. Według legendy miasto to założyły Amazonki, a nazwę nadano mu na cześć ich królowej Sinope. Żródła mówią, … Kontynuuj czytanie
Batumi, Gonio i Ureki
Do Batumi dojechaliśmy około 00:15. Chcieliśmy uprzedzić nasze Gospodynie o porze przyjazdu, ale — wstyd się przyznać — zgubiliśmy numery telefonów. Brama otwarła się z hukiem, ale z domu nikt nawet nie wyjrzał. Dom Gospodyń był otwarty, ale na delikatne pukanie nikt nie reagował. Wymarli czy co? Dobijać się, ani wyrywać ludzi ze snu nie chcieliśmy. Nolens volens, wyjęliśmy poduchy … Kontynuuj czytanie
Klasztor i miasto w skałach
Zbliżała się pora powrotu. W planach mieliśmy powrót południem Gruzji, jednak wszyscy zapewniali nas, że dołem od Dawid Garedży do Wardziji „normalnym” samochodem dojechać się nie da. Nasz samochód był bardziej „normalny” od kierowcy, więc jakoś bez większych problemów udało się Erynii ustalić trasę przejazdu. Niewątpliwym punktem podróży, który musiał być zrealizowany, był monaster Dawid Garedża. … Kontynuuj czytanie

