skalne miasta
Herbata i Dara
Zmieniając w krótkim czasie regiony, ciekawą była obserwacja zmian kuchni regionalnej w tureckich hotelach i restauracjach. W Karsie, w ramach pieczywa podano płaski chlebek wyglądający na brata bliźniaka gruzińskiego puri, a obok na stole leżał pokrojony w kawałki placek z serem – wypisz wymaluj chaczapuri imeruli. W Van, w bufecie śniadaniowym królowały sery, z których ten region ponoć słynie, zaś w Mardinie było więcej potraw z ziarnami albo … Kontynuuj czytanie
Matera
Po odwiezieniu naszych znajomych nad morze, (dziecię chciało się popultać), ruszyliśmy na zachód do regionu zwanego Bazylikata (Basilicata). Tym razem W. wyznaczał trasę, i pierwszym punktem stało się miasto Matera, a właściwie jego stara część zwana Sassi. Po drodze zatrzymaliśmy się parę razy przy różnego rodzaju ruinach, zarówno „trullowatych” jak i większych – gospodarczych. Gdy dojechaliśmy w pobliże miasta, rzuciły … Kontynuuj czytanie
Ani
Na ten dzień zaplanowaliśmy odwiedzenie Zabitego Miasta – dawnej stolicy Armenii: Ani. W. z opisów wnioskował, że na miejscu zastanie szczere pole na którym gdzieniegdzie niczym ostańce wychyną z trawy resztki zabudowań. Tymczasem potomkowie zabójców miasta zrobili sobie niezły biznes (8TRL za wejście, a jeszcze handel zimną wodą czy magnesami na lodówkę…), a co do samych ruin to słowem … Kontynuuj czytanie
Hasankeyf, wulkan i Ahlat
Rano, przy śniadaniu poznaliśmy nową potrawę turecką – sigara böreği. Tak na pierwszy rzut oka, były to zwijane ruloniki z ciasta yufka i wrzucone na chwilę na głęboki tłuszcz. Zdrowe to i może nie było, ale świetnie się to jadło. Prosto śniadaniu ruszyliśmy do miejsca skazanego na zagładę – miasta Hasankeyf. Lata temu powstał plan wybudowania olbrzymiej zapory … Kontynuuj czytanie
Od Mardinu do Midyatu
Okolice Mardinu i Midyatu słyną z syryjskich klasztorów. Mają one ciekawy status prawny – bardzo niepewny w obecnym czasie. Dwa najbardziej popularne zwiedziliśmy. Pierwszy, znajdujący się cztery kilometry od Mardinu, nosi nazwę Szafranowego, od barwy murów. Rzecz jasna, są określane pory zwiedzania, z przerwą od 12:00 do 13:00. Wstęp kosztuje kilka lir. Wchodzi się przez część komercyjną, gdzie można … Kontynuuj czytanie
Şanlıurfa – miasto
Rankiem pyszne, proste, domowe śniadanie w ogrodzie: gorący, świeżo upieczony przez żonę właściciela chleb przypominający ormiański lawasz, domowe sery, masło, jajecznica na swojskich jajach, pomidory i ogórki z własnego ogródka, miód z własnej pasieki i tylko oliwki ze słoika ze sklepu, uff… Wegetarianie, i ci co jedzą tylko naturalne, mieli by radochę. Weganie pluli by na zabite „życie poczęte” – nam … Kontynuuj czytanie
Kapadocja – balony i nie tylko
W. poczuł się jak w normalny dzień roboczy, no może niezupełnie, bo w dzień roboczy po pobudce przed piątą jest śniadanie – a tutaj, o prawie gołym pysku trzeba było Erynię wywieźć na punkt widokowy z którego miało być widać startujące przed świtem balony (wschód słońca 6:04, opóźniony trochę przez góry). Z lotu balonem zrezygnowaliśmy nie tylko z powodów finansowych, ale widoku … Kontynuuj czytanie
Yazılıkaya i targ bydła
Po śniadaniu wyskoczyliśmy do centrum wsi, do Boğazköy Müzesi dooglądać artefakty wykopane w Hattuszy. Choć placówka była niewielka, miała przemyślaną ekspozycję, wzbogaconą o oryginalne sfinksy z Hattuszy, a także gliniane pieczęcie i tabliczki z pismem klinowym. Tu nas lekko zatkało: byliśmy święcie przekonani, że wgłębienia na tabliczce będą spore, tak na pół centymetra. Tymczasem maksymalnie miały ze dwa milimetry. Jak ci … Kontynuuj czytanie
Apnia, Wardzia i Jedwabny Szlak
Za Achalkalaki skręciliśmy na płaskowyż, a nim, w miarę przyzwoitą drogą gruntową, dotarliśmy do Apnii w pobliży Wardzii. To pobliże było bardzo ciekawe: 1500 m w poziomie i 500 m w pionie – wzdłuż krętej dróżki około 10 km. W Apnii już czekali na nas znajomi Anny i Artura z kolacją i kwaterą. Rozmowy przy stole ciągnęły się długo, szczególnie że stół był przygotowany na znacznie większą ilość … Kontynuuj czytanie
Klasztor i miasto w skałach
Zbliżała się pora powrotu. W planach mieliśmy powrót południem Gruzji, jednak wszyscy zapewniali nas, że dołem od Dawid Garedży do Wardziji „normalnym” samochodem dojechać się nie da. Nasz samochód był bardziej „normalny” od kierowcy, więc jakoś bez większych problemów udało się Erynii ustalić trasę przejazdu. Niewątpliwym punktem podróży, który musiał być zrealizowany, był monaster Dawid Garedża. … Kontynuuj czytanie
Aj-Petri, Bachczysaraj i kamienne miasto
W. się zbuntował – „być nad ciepłym morzem i nawet nie popływać…” więc w końcu trzeba było iść na plażę. I tak przez dwa dni moczyliśmy się w Morzu Czarnym. Po tej przerwie postanowiliśmy pojechać do Bakczysaraju. Wybraliśmy drogę zwaną przez miejscowych „językami teściowej”. Składała się ona z krótkich acz stromych zakrętów, po czym przeszła w serię regularnych agrafek. Nie można … Kontynuuj czytanie