Muzeum Dywanów.
Dzień rozpoczął się bardzo przyjemnie, gdy okazało się, że pani szykująca śniadanie jest Gruzinką. W. jak zwykle zaczął niuchać gdy usłyszał że rozmawia z innymi klientami po rosyjsku. Nie mógł sobie odmówić przyjemności zagadania… i tak jakoś od słowa do słowa dowiedzieliśmy się, że pracowała 7 lat w Rosji, w Jarosławiu, a teraz pracuje w Stambule. Imię Fatima w żaden sposób nie przystawało nam do jej pochodzenia z Tbilisi. Było widać, że te parę słów języka gruzińskiego, które znamy, sprawiło jej dużo radości.W planach na dzisiejszy dzień było Muzeum Archeologiczne, ale dotarliśmy tam nieco okrężną drogą. Najpierw W. wyprowadził nas na ulicę Soğuk Çeşme z ciekawą historią. Dzisiaj składa się z odnowionych drewnianych domów, w których bogaci turyści mogą wynająć apartamenty bądź pokoje. Erynia coś czytała o tej ulicy, ale tak jakoś wyszło, przypadkiem. Przypadkiem też, na końcu tej ulicy było Muzeum Dywanów (Halı Müzesi) – dużo starych (czasem dziurawych) dywanów – w większości z Anatolii (Divrigi), rozłożone w klimatyzowanych pomieszczeniach. Muzeum było podzielone na trzy galerie, pokazujące dywany chronologicznie, począwszy od wieku trzynastego (najstarsze zachowane egzemplarze), a skończywszy na wieku XIX. Jedno z pomieszczeń było nawet dawną piekarnią chleba z wielkimi (podświetlonymi) piecami chlebowymi. Początkowo, w czasach seldżuckich (XIII – XIV w.) popularne były roślinne i geometryczne wzory. W wieku XV, na dywanach zaczęły się pojawiać motywy zwierząt połączone z geometrycznymi wzorami. Jak Turcy to pogodzili z wymogami islamu? Możliwe że zwierzyna nie była kompletna, bądź niespecjalnie przypominała oryginał…Tureckimi dywanami zachwycał się w swoich dziennikach Marco Polo, a miał je okazję podziwiać naocznie, kiedy w 1271 roku wracał z Chin przez Anatolię do Włoch. Z dywanami zetknęli się również krzyżowcy, a co ciekawsze egzemplarze, za pośrednictwem włoskich kupców, trafiły do Europy Zachodniej. Ciekawostką jest fakt, że dużą pomocą w odtwarzaniu starych wzorów, są zachodnioeuropejskie renesansowe obrazy, pokazujące sceny we wnętrzach na tle tureckich kobierców. A malowali je Lorenzo Lotto, Hans Memling, Carlo Crivelli, Rafaellino de Gardo, B.Van Orley, Carpaccio, Jaume Huguet oraz rzecz jasna Hans Holbein młodszy, który dał nazwę jednemu z typów dywanów.
Żeby nie było, historia dywanów jest dużo wcześniejsza, a zaczyna się gdzieś w Azji Centralnej. Najstarszym zachowanym egzemplarzem jest tzw. „Pazyryk”, odnaleziony w czasie wykopalisk archeologicznych na Syberii, w jednym z kurhanów scytyjskich w dolinie Pazyryk w Ałtaju, a znajdujący się obecnie w Ermitażu. Jako że Azja Centralna to pojemny obszar, prawa do pierwszeństwa w wyplataniu dywanów rości sobie sporo nacji, wliczając w to nawet Ormian.
Jeszcze w ramach muzeum rzuciliśmy okiem na skarbiec (szkoda, że pusty) w formie wieży z niszami w ścianach. Jakoś trudno było sobie wyobrazić składowanie skarbów, chyba że istniały jakieś podesty czy rusztowania.
Rzut beretem od Muzeum Dywanów, znajduje się jedna z bram do Topkapi, a przez park można przejść do Muzeum Archeologicznego. Mieliśmy pecha – we wtorki pałac oraz brama są zamknięte przez co najkrótsza droga była niedostępna. Mogliśmy za to pooglądać odzianą w czerwień i złoto ludową orkiestrę męską. Chętnie byśmy ich również posłuchali, ale panowie tak niemrawo zabierali się do grania, że nie wierzyliśmy, że dożyjemy…