Hagia Sofia, grobowce sułtanów, pałac Topkapi, Cysterna Bazyliki, Wielki Bazar i parę meczetów.
Dzikim wakacyjnym świtem (czytaj po 9.) przeszliśmy się do niegdyś bizantyjskiego kościoła Mądrości Bożej, następnie meczetu, a obecnie muzeum Hagia Sofia (tur. Ayasofya). W kasie muzealnej kupiliśmy kartę pozwalająca zobaczyć 12 (14) muzeów w pięć dni. Wszystkich nie zobaczymy, ale chodziło nam bardziej o unikanie kolejek.Sama Hagia Sofia ciut nas rozczarowała, nawet mimo tego że Turcy zdobywając miasto nie zniszczyli wszystkich mozaik, a przykryli je tynkiem. Obecnie część z nich jest odsłonięta, nie wiemy czy wszystkie bo spora część budowli zastawiona jest rusztowaniami, większość ścian do wysokości dwóch metrów pozakrywana folią, a spory fragment niedostępny turystom. Do tego, czego należało się zresztą spodziewać, dzikie tłumy turystów. Chciałby się człowiek pozachwycać, ale…
Dużo większe wrażenie zrobiły na nas pobliskie sułtańskie mauzolea (türbe), w których znać było rękę mistrza Sinana (przynajmniej w jednym z nich). W paru budynkach, pięknie zdobionych od zewnątrz i od wewnątrz, stały przykryte zielonym suknem skrzynie symbolizujące groby. Same groby są, według nauczyciela z medresy, pod podłogą. Interesujący był odsetek „skrzynek” dziecięcych – ciekawe co było tego przyczyną? Za sułtańskimi türbesi można przejść bramą na teren pałacu Topkapi do parku. No i tam wreszcie zobaczyliśmy róże, od których park Gülhane wziął swą nazwę. Róże różami, ale na wiosnę to tulipany tam panują. Mało kto wie, że kwiat ten trafił do Holandii właśnie z Turcji i jest tu równie popularny. Samo Topkapi to cały kompleks wybudowany już po zdobyciu Konstantynopola dla Sułtana i jego dworu. Nie wiemy jak wtedy wyglądała kwestia ochrony dostępu do pałacu, ale obecnie bramki i ochrona pod bronią jest widoczna wszędzie. Ci jednak przepuszczają tłumy – fakt tylko tych którzy przynieśli dary i wymienili je na bilety wstępu. Bramki lotniskowe są jednak mniej restrykcyjnie obsługiwane – przechodziliśmy z opinelami w torebkach. W samym pałacu oprócz gołych acz pięknie zdobionych kafelkami, inkrustowanym drewnem i wyzłacanych miejscami ścian (również haremu), można było zobaczyć kolekcję broni (zakaz fotografowania), wyposażenie kuchni (zakaz fotografowania), kolekcję porcelany (zakaz fotografowania) w niej serwis podarowany sułtanowi przez Stanisława Augusta Poniatowskiego, portrety sułtańskie (zakaz fotografowania) – oświetlenie tak denne (tzn. oświetlające sufit) jakby się tych sułtanów wstydzili. Zakazu fotografowania strzegła straż pokrzykując gniewnie na turystów ze smartfonami, którzy niewiele sobie z tego robili. W sumie pałac Topkapi robi wrażenie swoją wielkością i różnorodnością, ale dzikie tłumy dzikich turystów budziły w nas „Aspergera”, a ten nie potrafił się tylko zdecydować czy wyć, czy uciekać, czy zabijać. Może tylko dzięki temu niezdecydowaniu opuściliśmy bez kajdanek pałac drogą przy muzeum archeologicznym (zamkniętym w poniedziałek), ale przy drodze było całkiem ładne lapidarium. Do hotelu było blisko więc wstąpiliśmy do pokoju trochę się napoić – nie chcieliśmy dać się obedrzeć ze skóry płacąc, na terenie pałacu) za wodę nawet 16TRY(za 250ml). Po drobnej sjeście (dwie godziny snu) przeszliśmy kilkadziesiąt metrów by zagłębić się w czeluście Cysterny Bazyliki czyli Yerebatan Sarnıcı . I tam dopadł nas zakaz fotografowania, ale tu już nikt sobie nic z tego nie robił, a i strażnicy niespecjalnie rzucali się w oczy. Zresztą słabe, a na dodatek pomarańczowe oświetlenie, jak i spore (niespodzianka!) tłumy znacząco utrudniały tę czynność. Tak czy siak, wato tu było zajrzeć choćby ze względu na głowy Meduzy, stanowiące podstawy dwóch kolumn. Erynia wpadła tu na pomysł by oświetlić je latarką, którą W. nosi przy aparacie „tak na wszelki wypadek”. Wypadek nie nastąpił, ochrona nie wyła, co do zdjęć – niestety słabe. Co prawda czuliśmy już drobny przesyt natłokiem wrażeń estetycznych, ale postanowiliśmy jeszcze obejrzeć Wielki Bazar. Po drodze oczywiście nie odpuściliśmy meczetowi Nuruosmaniye – standardowy, duży i pusty, za to z wejściami wydzielonymi dla modlących się i dla zwiedzających – obu typów zbyt wiele nie było, ale ochrona mogła pokazać i uśmiech, i kierunek. Uśmiechów było znacząco więcej na bazarze, szczególnie, że śmiali się nie tylko do, ale i z kupujących bo ceny były złodziejskie (do kwadratu!). Asortyment mniej więcej się powtarzał, a stare wnętrza widoczne były jedynie sporadycznie. I tutaj już kolega „Asperger” się zdecydował – uciekać! W decyzji pomógł mu kolega „Głód” który również domagał się uwagi. Tego jednak dało się częściowo spacyfikować bo kolejne dziesiątki „jadłodajni” czarowały wyglądem lecz jakoś nas nie kusiły. I tę naszą opinię podzielił miejscowy Turek, którego spotkaliśmy w jednej z medres. Stwierdził, że w tym rejonie nie ma dobrej kuchni tureckiej, cała jest „pod turystów”. W międzyczasie jego kolega oprowadził nas po paru miejscach medresy (szkoły) pokazując między innymi „zapalonego artystę kaligrafii”, który ze zblazowaną miną zajmował się telefonem komórkowym (jak zresztą większość Turków od turystów po ochronę). Jedynie wojskowi obecni i widoczni często, w rękach trzymali broń długą, a nie telefon. Wojsko wojskiem, ale „Głód” nie pozwalał o sobie zapomnieć. Nie pozostało więc nic innego jak zapomnieć o wężu w kieszeni i po wstąpieniu do jednej z restauracyjek zaszaleć – tak mniej więcej za 200TLR. I trzeba przyznać, że można się było najeść do syta, a nawet więcej. Czy smacznie, kwestia gustu – złe nie było, serwowane także w ciekawy sposób, a i kelner był na każde zawołanie. Niestety efekty pani „Przesady” nie dały na siebie długo czekać, padliśmy jak sznyty, wypełnieni doznaniami i estetycznymi i kulinarnymi – po równo, po dach, a nawet wyżej.
@W. – stambulska muzealna św. Trójca czyli: Hagia Sophia+Topkapi+Muzeum Archeologiczne.
😉
św. Trójca – (z dużej litery!) to Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty
św. trójca – to już zupełnie co innego, można pod to podłożyć wszystko
😉
Na zdjęciach nawet tych tłumów nie widać, ale z tym zakazem fotografowania przeginają… jakaś kolejna turecka obsesja. A w ogóle jaka cena tej karty muzealnej?
Kiedyś zarzucono nam, że na naszych zdjęciach nie widać ludzi, tu się nie dało 😉 i choćby to świadczy o tłumach 😉
Co do zakazu fotografowania to w Polsce też mamy (idiotyczne) precedensy, na znacznie „mniej historycznych” obiektach. Na dodatek selfi-kretyni nie potrafią wyłączyć flesza w aparacie i robią z nim nawet zdjęcia w wielkich halach – więc bezpieczniej jest zabronić wszystkiego niż walczyć z fleszami.
Co do karty to mają różne ceny – w zależności od ilości czasu na zwiedzanie – cennika z biura sprzedaży nie znalazłem w internecie. Pięciodniowa kosztowała nas 220TRY na osobę.
Są również droższe (dłuższy okres ważności) oraz inne – na inne regiony Turcji – trzeba poszukać w internecie, a sprawdzić na miejscu.
Znaleźliśmy jeszcze (w internecie) inną kartę uprawniającą nie tylko do wejścia do muzeów ale i do niektórych innych atrakcji, można ją było tylko kupić w internecie ale ponieważ nie można było zweryfikować sposobu jej realizacji w obiektach – a w Stambule nie udało nam się znaleźć nikogo kto by o niej słyszał – to kupiliśmy „muzealną”.
Mimo wszystko obecnie w państwowych muzeach w Polsce nie ma zakazu fotografowania, zniesiono to oficjalnie kilka lat temu. Owszem, zdarzają się wyjątki, ale to raczej naprawdę nieliczne i nie do końca “państwowe”. Oczywiście wyjątkiem są cerkwie, ale to się nadaje raczej do rozwiązania psychiatrycznego/psychologicznego.
220 lir jak na 5 dni to nie jest zła cena!
W Turcji to zależy od muzeum. W Hagia Sophia, Archeologicznym czy innych nie było tego problemu. Tak, po porównaniu cen za pojedyncze bilety wstępu, te 220 lir wcale nie bolą. Co prawda, poza „św. Muzealną Trójcą”, na liście są tylko mniej popularne muzea, ale i te warto zobaczyć.
Fakt – ostatnio zakaz spotkał nas w muzeum prywatnym Koryznówka.
A co do cerkwi – to w Rumunii nie rozeznaliśmy klucza zakazów w malowanych Monasterach. W jednych można było robić wszystko (z aparatem) w innych były nawet zamykane na klucz szafki na aparaty i telefony.
W Rumunii pamiętam, że jak np. w Bukowinie to pilnowali wszędzie, to w rumuńskiej Mołdawii nie było problemów. Ale np. w Serbii to tylko w kilku cerkwiach udało mi się legalnie robić zdjęcia, to samo w Macedonii. W mołdawskiej Mołdawii to już wszędzie bez problemów. Co kraj to obyczaj. Ale szafek to nie spotkałem z zamykaniem, ostatnio tylko w Macedonii jedna mniszka kazała głęboko schować aparat, więc ja się odwdzięczyłem i nie zostawiłem żadnego datku 😛
PS>A ile kosztują bilety wstępu osobno do św. Trójcy?
o jaką św.Trójcę chodzi?
Tu jest parę cen: https://www.istanbultouristpass.com/whats-included
To jest akurat ta karta której nie kupiliśmy 😉
Pudelku,
72 TL za każdą atrakcję z osobna, więc bardzo się opłacało:
https://muze.gov.tr/ – informacja na dole strony.
https://muze.gov.tr/MuseumPass – a tu masz możliwe karty, również do wykorzystania poza Stambułem.
Errata: bilet do Archeologicznego to 36 TL.
Cenią się, skurczybyki…
Żebyś wiedział. Jeżeli interesuje Cię wyłącznie Trójca, jest jeszcze museum pass tylko na te obiekty za 162 lir – znów lekka oszczędność.