browser icon
Używasz niezabezpieczonej wersji przeglądarki internetowej . Należy zaktualizować przeglądarkę!
Korzystanie z przestarzałej przeglądarki sprawia, że komputer nie jest zabezpieczony. Proszę zaktualizować przeglądarkę lub zainstaluj nowszą przeglądarkę.

Postojna i do Lublany

do albumu zdjęć

Postojna

Deszcz przeniósł się na następny dzień. Teoretycznie mogło nam to nie przeszkadzać, bo miał to być dzień przeprowadzki do Lublany (sł. Ljubljana) wzbogacony o zwiedzane jaskini Postojnej. Według nawigacji cała trasa miała trwać godzinę (+zwiedzanie). Wyjechaliśmy z Triestu i w hotelu byliśmy na 14. Przy tym jaskini nie odwiedziliśmy, bo nie dość, że były dzikie tłumy dzikich ludzi to jeszcze najtańszy bilet kosztował 28€ (nie licząc 6€ frycowego zapłaconego za parking). Ten sport nas nie bawi, szczególnie po nakładach poniesionych na turbosprężarkę (i działaniach PIS, który robi wszystko by zniszczyć polską walutę). Obejrzeliśmy tam jedynie młyn nad rzeką z zaznaczonym bardzo wysoko nad obecnym poziomem wody, jej stan przy ostatniej powodzi 19.09.2010 r.
Rzuciliśmy też okiem, z zewnątrz, na Predjamski Hrad (16€ + 5€ za parking – bo jak nie to parasolką po szybach).
Zniesmaczeni ruszyliśmy do stolicy. Gdy już dojechaliśmy do autostrady to zobaczyliśmy, że pojazdy na niej stoją, a nie jadą. No to przełączył nawigację na „bez dróg płatnych” i przez jakiś czas jechaliśmy równolegle do autostrady. Do czasu jednak. W pewnym momencie ruch zaczął gęstnieć, aż w końcu poruszaliśmy się tempem powolnego żółwia. Ponieważ powoli dochodziło południe to zatrzymaliśmy się w przydrożnym barze na burki z mięsem. Trochę pokrzepieni wbiliśmy się w strumień aut by po paru kilometrach pojechać za częścią aut, początkowo drogą wiejską, a następnie szutrową z dziurami typu ukraińskiego (sprzed wojny) – tyle tylko, że droga była znacznie węższa. Droga przez błoto jak się zaczęła tak się i skończyła korek też jakby udało się ominąć i wjechaliśmy do stolicy. Ciągle lało, a miasto się ciągnęło. W końcu dociągnęło nas w pobliże hotelu. Pod sam hotel B&B podjechać się nie da – droga zamknięta słupkami. W. co prawda znalazł wolne miejsce parkingowe oznaczone białymi pasami, ale w Lublana oznacza to że „też się płaci” za postój (1,2€/h pomiędzy 7. a 19.). To że „się płaci” nie oznacza jeszcze, że łatwo się płaci. Zanieśliśmy co lżejsze rzeczy do hotelu by się zameldować i poznać trochę specyfiki miasta (i parkowania) i W. poszedł szukać parkomatu. Na twarzach osób, które pytał, pojawiała się mieszanka osłupienia i niepewności (a zaczepiał tyko kierowców). W końcu udało mu się go znaleźć po 20 minutach brodzenia w deszczu i po kałużach – te były wszędzie. Ponoć takie ulewy są nietypowe i ponoć za dwa dni ich już nie będzie, ale W. już ocenił Lublanę jako „nie dość, że stolica to jeszcze nie do polubienia” – FUJ! (powiedział, że może da jej szansę, ale i tak będzie to różnica pomiędzy wielkie FUJ, a trochę mniejsze Fuj!)
Nawet hotel B&B wpisał się w tę narrację. Niby pokój czysty i duży, i z klimatyzacją, ale nie dość że typu „blok n-piętrowy”, to jeszcze z wyśmienitą akustyką, WiFi bez hasła (wejście przez stronę hotelu) – ale dobrze, że chociaż jest. Toaleta z łazienką zamykana drzwiami przesuwnymi, a po włączeniu światła w łazience włącza się wyjący wentylator. W pokoju nie ma ani czajnika, ani lodówki.
Jak my tu wytrzymamy 3 noclegi?!
Może chociaż śniadania będą jadalne? – zobaczymy.
(okazały się obfite, aczkolwiek jajka i parówki były zimne, większość wędlin mdło wodnistych, a jedyna salami przeperfumowana).
Po drobnym odespaniu zniesmaczenia przeszliśmy się w kierunku centrum głównie z zamiarem zjedzenia czegoś ciekawego. Tu doceniliśmy lokalizację hotelu, gdyż praktycznie dwie ulice dalej zaczyna się deptak pełen barów, restauracji i knajp różnego autoramentu – padło na bar FalaFel gdzie popróbowaliśmy kuchni arabskiej (no dobra, wiemy że to jest Słowenia, ale do krajów arabskich na razie się nie wybieramy, a trzeba było spróbować co to jest). Praktycznie za deptakiem jest już rzeka, kawałek dalej piękny Smoczy Most z widokiem na zamek (Ljubjanski Grad). Byłby piękny nocny spacer, gdyby nie to, że lało równo. Ewidentnie pogoda barowo-muzealna.
poprzedni
następny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.