Blue Eye – ciekawostce geologiczno-hydrologicznej. 22 km przed Sarandą jest źródło, z którego wypływa rzeka o szerokości – od razu! – paru metrów. „Otwór” o średnicy kilku i głębokości kilkudziesięciu metrów ma kolor błękitny, stąd jego nazwa. Wokół tłumy ludzi (duży odsetek Włochów), woda ma około 9°C, więc co najwyżej moczą nogi (my też). Jakieś baro-restauracje i płatny wjazd przez groblę, na razie mało zagospodarowane (dopisek Erynii: w porównaniu ze Sveti Naum wszystko wydaje się „mało” zagospodarowane), a i dojazd znacznie gorszy niż do źródeł Lengaricy. Po tym drobnym skoku w bok pojechaliśmy już prosto do Butrintu. Droga za Sarandą nowa, szeroka i gładka jak stół. Żeby się turystom we łbach nie poprzewracało: bez linii poziomych, a i barierki też nie zawsze były tam gdzie według nas można ich było oczekiwać. Podjechaliśmy pod bramę wejściową do kompleksu około 11. i znowu nam się udało. Normalny bilet kosztuje 700Lek (dla cudzoziemców), ale ponieważ stało nas w przejściu kilkoro, sprzedający zaproponował zmianę taryfy na „grupową” po 500Lek od głowy – oczywiście wszyscy się zgodzili. Historycznie może ciekawszy, ale nie wiadomo dlaczego kompleks, mimo że duży, nie robił aż takiego wrażenia jak Dion.
Po obejrzeniu ruin i muzeum wyszliśmy przez bramę by wsiąść na ciekawy przykład sztuki użytkowej – prom w Butrincie. Pod spodem jakieś blachy i styropian (może coś jeszcze), po wierzchu obite deskami o różnych kształtach, wymiarach. Całość poruszająca się dzięki linom napędzanym z brzegu. Przepłynęliśmy kanał (za darmo – płacą samochody) by obejrzeć twierdzę Wenecką, ale ponieważ była zamknięta to W. nie omieszkał jedynie zaspokoić swoich potrzeb wodnych i popływał w jeziorze Butrint. Woda była słona więc może to był raczej zalew?, ale któż to wie, przez stulecia linia brzegowa bardzo się zmieniała i tam gdzie obecnie jest ląd było morze z wyspami. Po powrocie do samochodu W. zadecydował, że przyszła kolej na popływanie z maską w Morzu Jońskim za Ksamilem. Niestety pod wodą również dostrzec można było albańskie podejście do czystości – puszki, butelki plastikowe, a nawet opony różnych wielkości. Rozumiemy, że w niektórych miejscach próbuje się tworzyć sztuczne rafy z opon a nawet czołgów, czy statków, ale wtedy widać jakiś zamysł, a tu widać jedynie śmietnik nad którym pływają ryby. Gdy już się napływaliśmy, przyszła pora na dalszą drogę. Ponieważ zrobiło się trochę głodno, przekąsiliśmy coś w ciekawej restauracyjce przy drodze SH8 w Tavli – właściciel zadbał o to, by było tam wszystko: bar, restauracja, fotel do masażu, kafejka internetowa, wystawa win i innych alkoholi, sprzedaż ciekawostek od lampki diodowej do sekatora i pił do metalu. Zjedliśmy porcję mięsa wieprzowego – dobra porcja dla dwojga, albańską odmianę sałatki szopskiej – smaczna, ale nie do przejedzenia, zestaw serów miejscowych (typu feta i twardy) – wyśmienite, chleb grillowany z oliwą i przyprawami oraz pilaw – uwaga!!! — pilaw to sam ryż, nabraliśmy się na własne życzenie nie czytając angielskiej części menu. Po jedzeniu zrobiło się trochę późno i mimo zgody Erynii na jazdę „do oporu” nawet ze spaniem w samochodzie W. zaczął szukać noclegu. Naprzeciwko twierdzy Kalaja e Ali Pashë Telepenës w Porto Palermo (sic!) właścicielka zaśpiewała (w trzech językach: po angielsku, francusku i włosku) 35€ za bungalow z prysznicem w oddzielnym budynku. Negocjacje (również w trzech językach) nie pomogły. Zrezygnowaliśmy, twierdza zostanie „na następny raz”. Zaraz po zachodzie słońca dotarliśmy do Himarë gdzie tym razem Erynia wytargowała z 30€ na 2500Lek za pokój z łazienką i klimatyzacją. Po spłukaniu z siebie soli morskiej przeszliśmy się deptakiem w poszukiwaniu owoców. Skończyło się zakupami w jedynym sklepie i drobnym co nieco u Czerwonego Indianina (1 szaszłyk wieprzowy i 2 małe Korça za 400Lek).
Wieczorem W. postanowił, że następny dzień trzeba rozpocząć wcześniej, by dotrzeć do Ulcinj o przyzwoitej porze tak, że już około 9. wyjechaliśmy z Himarë. Początkowo zakręty były jak zwykle, no może było ich trochę więcej, więc W. myślał, że to te zaznaczone na mapie. Dopiero za Polase, gdy spojrzał w górę zrobiło mu się śmiesznie, góra poprzecinana była zygzakami prawie pod sam szczyt. Co prawda, podczas jazdy okazało się, że widoczne pod szczytem zygzaki są drogą w bok, ale za to nie wszystkie zakręty widać było z dołu. Poza tym na przełęcz nadeszły drobne acz ciemne chmury i wyglądało to groźnie – groźniej niż w rzeczywistości, wiało ostro, ale nawet kropla deszczu nie spadła. Taki rozdział powietrza miał swoje odbicie w przyrodzie – wjeżdżaliśmy wśród suchych traw zjeżdżaliśmy pięknie pachnącym piniowym lasem. Widoki po jednej i drugiej stronie przełęczy Llogarasë (Llogara National Park) (1027 m n.p.m.) były tak piękne, że co rusz stawaliśmy robić zdjęcia.
Od spotkanych w muzeum etnograficznym w Gjirokastrze Polaków dowiedzieliśmy się o od Butrintu do Llogarasë
Wpisany pod 2012, Albania, Bałkany, fortyfikacje, wybrzeża, wykopaliska
Brak komentarzy do od Butrintu do Llogarasë
Brak komentarzy do od Butrintu do Llogarasë
Szukaj
Kategorie
Lata
…komentarze.
- Erynia - Kozie sery i lenistwo
- w. - Kozie sery i lenistwo
- Pudelek - Kozie sery i lenistwo
- W. - Trzy winnice i wioska
- Mariusz Maślanka - Trzy winnice i wioska
- Erynia - Brno – spacer
- Asia - Brno – spacer
- W. - Do Brna
- Erynia - Do Brna
- Pudelek - Do Brna
- w. - Wisząca kładka i Zamek
- Pudelek - Wisząca kładka i Zamek
Galeria albumów
ogólne…
RODO
Przydasie
-
Nasze miejsca:
- Sanktuaria i kolej
- Dwa kościerskie muzea
- Płotowo i Lipusz
- Kozie sery i lenistwo
- Do Parszczenicy
- Brno – kości i piwo
- Špilberk
- Brno – muzeum i katedra
- Brno – spacer
- Do Brna
- Urodzinowa niespodzianka
- Winiarnia Begala
- Winiarnia Hornik
- Wisząca kładka i Zamek
- Winiarnia Macik
- Malá Tŕňa II
- Będzin – miasto i Żydzi
- Będzin – nerka i pałac
- Będzin – kirkut i zamek
- Dolní Kounice [2] i Veveří
- Dolní Kounice [1]
- Velké Pavlovice [3]
- Velké Pavlovice [2]
- Velké Pavlovice [1]
- Safranbolu i Hadrianopolis
- Divriği
- Karahan Tepe i Göbekli Tepe
- Herbata i Dara
- Most w Malabadi i Zerzevan Kalesi
- Koty i Ahtamar
- Van – muzeum i twierdza
- Pałac Ishaka Paszy i wodospad
- Śniadanie z kotem… i Kars
- Ardahan, Kars i Katerina
- Przez Goderdzi do Turcji
- Dom rodzinny i winiarnia
- Most i wodospad Machunceti
- Bazar, plaża i ogród botaniczny
- Park dendrologiczny
- Sameba
- W Batumi… deszcz
- Batumi po latach
- Poranek u Daro
- „Przejście/a” graniczne
- Do Sarpi, po latach
- Marina i dwa muzea
- Fort i muzeum fotografii
- Monte i dwa ogrody
- Klasztor i ciastka
- Muzeum i kościół São Pedro
- Blandy’s Wine Lodge
- Spacer… i owocki
- Spacer po Funchal
- Madera sanatoryjnie
- Galeria, osły, Kalawasos i Tochni
- Opactwo i Zamek
- Kirenia
- Salamina i Famagusta
- Larnaka
- Port w Amathous i Limassol
starsze w archiwum