Spać poszliśmy na tyle wcześnie, by zdążyć rannym świtkiem koło 9. zamustrować się na statku. Czekał tam już na nas Kapitan (Andrea Cicarac) i – dodatkowo – „przewodnik” (Mircea Spulbatu) władający językiem angielskim. Spytano nas czy nie mamy nic przeciwko by zabrał się z nami, a przy okazji załatwił swoje sprawy w delcie. Nam to nie przeszkadzało, bo Mircea był miłym towarzyszem podróży, dodatkowo ułatwiającym W. konwersację – Kapitan mówił jedynie po rumuńsku i włosku. Na dodatek był obrotny bo miał i salon masażu, i „inne zajęcia” w Delcie. Wchodząc na statek Erynia się odrobinę przeraziła bo chłód był taki, że para z ust jej poszła. Nie żeby zionęła ogniem! – to była para. Pogoda, która miała być lepsza niż wczorajsza, nie posłuchała prognostyków i chłodem, i wiatrem nas tuliła tak, że lekko nam ręce grabiały. Z godziny na godzinę było jednak cieplej, a jak gospodarze najpierw napoili nas gorącą kawą „po turecku”, a następnie winem domowym do jadła składającego się z wędzonej słoniny, cebuli i białego, słonego sera to już ciepło na dobre zagościło na statku. (Gdybyśmy byli w większej grupie to zaserwowano by nam jeszcze zupę rybną przygotowaną „gdzieś w Delcie”.)
Mała dygresja Erynii: słonina po ubiciu świniaka została pokrojona na plastry o półtoracentymetrowej grubości, włożona na tydzień do soli, uwędzona w ciepłym dymie i konserwowana w soli. W smaku przypomina sało. Kocham ten kraj! Koniec dygresji.
Podróż zaczęła się dłuższym płynięciem po głównym kanale aż do kanału 35 mili. Następnie, jakiś kawałek przed ukraińską granicą, skręciliśmy w kierunku Lacul Nebunu (rum.Jezioro Szaleńca) nazywającego się tak od „szalonego” Rosjanina, który żył na jednej z jego wysepek i nie chciał się z niej wyprowadzić.
Po drodze zacumowaliśmy przy chatce zaprzyjaźnionego rybaka, któremu przewodnik wręczył siatę chleba (samo pieczywo niewarte uwagi – białe, na oko dmuchane). Podobno robi tak każdy „pływający” znajomy, a w zamian rybak odwdzięcza się rybami (rzecz jasna poza okresem ochronnym, hm…). W międzyczasie zostaliśmy obskoczeni przez cztery bardzo towarzyskie psy, dzięki czemu nasze ubranie zaczęło przybierać jednolity kolor – szary. Nic to, wypierzemy w domu, ale za to radości wymieniliśmy sporo. Przewodnik zwrócił nam uwagę na tabliczkę ze skrótem G.V.U. – ponoć to stowarzyszenie tych, którzy mają zawsze mokre szyje (a przynajmniej tak wynikało z jego tłumaczenia). Na nasze: to Ci, co nie wylewają za kołnierz. Sam przewodnik przyznał się, że również należy do tego stowarzyszenia…
Sama Delta przypominała nam nieco Jeziorak i kanał Elbląski, z tym że była wielokrotnie szersza. Gwoli ścisłości należy dodać, że poziom wody był w zakresie stanów wysokich. Przy stanie niskim, przewodnik przyznał że i jemu zdarzyło się raz zgubić z wycieczką, a zna te wody od lat na oko pięćdziesięciu… Przy okazji porozmawialiśmy również o pieniądzach za wstęp na deltę, i tutaj Mircea nas zaskoczył. Za całoroczne prawo do wędkowania na delcie opłata wynosi 10€ (bez żadnych przynależności, szkoleń i egzaminów), a za prawo pływania po delcie 25€. Aż nas zatkało, i zrobiło sie nam głupio – wędkarze wiedzą ile coś takiego kosztuje w Polsce, dla niewędkarzy: jest to kwota kilkuset złotych (przykładowy link). Zresztą inne ceny też są ciekawe, za wejście do rezerwatu: 5Lei/dzień, 15Lei/tydzień i 30Lei/rok. Dla porównania informacje o wynagrodzeniach w Unii Europejskiej. Aż ciśnie się na ustach wypowiedź „Starego Górala”: owcę się strzyże, a nie obdziera ze skóry.
Może nie widzieliśmy wszystkich gatunków zwierzyny zamieszkującej deltę (było zimno i wietrznie) – chociaż parę orłów i innych ptaszydeł żeśmy widzieli – za to przegląd wszystkiego co może pływać z ludźmi na pokładzie mieliśmy wielki. Od kajaków i motorówek do pchaczy i statków hoteli, o okrętach wojennych nie wspominając – zasugerowano nam, by ich nie fotografować. Bez względu na wszystko Erynia była ukontentowana siedmiogodzinną żeglugą w miłym towarzystwie w otoczeniu pięknej przyrody, tym bardziej, że jeszcze nie było komarów. W. jest szczęśliwy gdy Erynia jest szczęśliwa! (i vice versa – dopisek E.) Dodatkowym „uszczęśliwiaczem” był obiad w restauracji przyhotelowej. Wszyscy pytani o dobrą regionalną restaurację w Tulczy, jako pierwszą wskazywani tę przy Hotelu Select, w którym mieszkaliśmy. Trochę trudno nam było w to uwierzyć, bo w menu dzień wcześniej rzuciły nam się do oczu głównie pizze, spaghetti i lasagne. Chociaż uczciwie przyznajemy, że ciorba de peste była dobra. No nic, tym razem dokładnie przejrzeliśmy kartę i wyczailiśmy co następuje: oboje rybną przystawkę (rybią ikrę w sosie oraz plastry pysznej wędzonej ryby, podane z grillowanym pieczywem), W. gulasz dobrudżański, podawany rzecz jasna z mamałygą, a Erynia karpia w interesującym sosie podanego z mamałygą i, rzecz jasna, ostrą marynowaną papryczką. Niniejszym odszczekujemy wszystkie niecne uwagi na temat hotelowej kuchni – wszystko było bardzo smaczne i syte.
W ten to sposób cały dzień był dniem pełnym satysfakcjonujących nas przeżyć.
Szukaj
Kategorie
Lata
…komentarze.
- Erynia - Salamina i Famagusta
- w. - Poręba Wielka – kościół, remiza i pałac
- w. - Nikozja
- Pudelek - Salamina i Famagusta
- Pudelek - Salamina i Famagusta
- Pudelek - Nikozja
- Krzysiek - Poręba Wielka – kościół, remiza i pałac
- w. - Poręba Wielka – kościół, remiza i pałac
- Krzysiek - Poręba Wielka – kościół, remiza i pałac
- MałgosiaW - Salamina i Famagusta
- Erynia - Salamina i Famagusta
- MałgosiaW - Salamina i Famagusta
Galeria albumów
ogólne…
RODO
Przydasie
-
Nasze miejsca:
- Galeria, osły, Kalawasos i Tochni
- Opactwo i Zamek
- Kirenia
- Salamina i Famagusta
- Larnaka
- Port w Amathous i Limassol
- Nikozja
- Muzeum Morskie i morze
- Wina, azbest i monastery
- Mizoginistyczne monastery
- Choirokoitia i wioski górskie
- Wrak, jaskinie i Maa
- Dzień lenia i kwiat
- Tenta, Kolossi i Apollo
- Pafos, Afrodyta i koty
- „Wlot do” Cypru
- Tokaj & Co
- Piwnica u Begalów
- Najniżej i wyżej
- Malá Tŕňa
- Do słowackiego Tokaju
- Lanckorona po latach
- Pałacyki „a bo to moje”
- Winnica Celtica
- Włodarz i Riese-Mölke
- Sobótka i Ślęża
- Karkówka w Darłowie
- Kraina w Kratę
- Megality nad Łupawą
- Lanzarote praktycznie
- Lanzarote – koniec
- Wulkan, „Płodność”, wyrobisko i plaża
- Dwie rezydencje i widoki
- Wulkan, wąwozy i wino
- César Manrique
- Sól, oliwiny i wino
- Lanzarote – początek
- Grzyby, Chata, kręgi i zamek
- Ptuj – zamek
- Ptuj – miasto
- Grad Vurberk
- Region Jeruzalem
- Maribor
- Celje i Kaloh
- Lublana
- Trzy zamki i jezioro
- Tržič
- Postojna i do Lublany
- Nad Soczą
- Castello di Duino i Monte San Michele
- Izola i Piran
- Miramare
- Grotta Gigante
- Koper i Socerb
- Muggia
- Triest – San Giusto
- Triest – port
- Palmanova
- Turbo „start”
- Skansen Pribylina
starsze w archiwum