Bolesławiec, fajans i ruiny
No to przyszedł czas na powrót. Nawet pogoda płakała. Zanim jednak ruszyliśmy w kierunku domu trzeba było zobaczyć to po co do Bolesławca przyjechaliśmy – bolesławiecką ceramikę, a właściwie fajans. W bardzo miłej rozmowie z właścicielką Pensjonatu Zielony Dom (który – i którą – wszyscy chwalą, a i my możemy pójść za tymi opiniami) oprócz kwestii wakacyjnych (właśnie wróciła z wakacji w Izraelu) i doznań hotelowo-restauracyjnych poruszyliśmy kwestię zakładów ceramiki (a jest ich tutaj zatrzęsienie). Nasza rozmówczyni zasugerowała nam dwa miejsca na ulicy T.Kościuszki: Zakłady Ceramiczne Bolesławiec i Ceramika Artystyczna, my dołożyliśmy trzecie – Żywe Muzeum Ceramiki. Oprócz typowych dla Bolesławca wzorów każda z tych wytwórni ma własny zestaw wzorów (zarówno kształtów jak i dekoracji), tak że warto przed zakupami dobrze pooglądać wiele sklepów przyzakładowych, zwracając również uwagę na cenę – bywają różne, a niekiedy wprost „zachodnie”. W Żywym Muzeum Ceramiki, oprócz oczywiście zakupów, można było poznać proces tworzenia fajansu (z wyłączeniem malowania – „pani akurat nie było przy stoliku”). Przewodnik chciał jak najlepiej, ale głos miał trochę zdarty i chociaż bardzo się starał to widać było, że organizacyjnie „ścieżka edukacyjna” jest nieprzygotowana. Rozumiemy, że została wycięta w żywym organizmie zakładu i uzupełniona miejscami o na przykład lustra by lepiej widać było pracę formierzy, ale i tak, w porównaniu do Ćmielowa widać było różnicę na niekorzyść. Na dodatek tutaj ceramika była najdroższa… Po wyjściu z, tym razem, ostatniego z bolesławieckich sklepów Erynia zasugerowała jazdę do domu, szczególnie że padało. W. jednak, z wrednym uśmiechem na ustach, skierował nas, bocznymi drogami, najpierw do Starych Jaroszowic, a następnie do Żeliszowa. W pierwszej z wsi na pagórku stoi, jeszcze, stary zniszczony kościół poewangelicki. Może zresztą nie tak stary jak zniszczony, ale trzeba było zobaczyć ten wstęp do ruiny. Drugie z miejsc, stary kościół w Żeliszowie, jest już ciekawsze. Szczególnie że piękne wnętrza postanowiono odnowić. Niemały wpływ na te działania miał artyzm poniższego filmu. Niestety nie mieliśmy możliwości obejrzenia wnętrz bo zarówno pracownicy jak i wolontariusz opiekujący się kościołem mieli „majówkę”. Chętni do zwiedzania kościoła powinni skontaktować się z Fundacją „Twoje Dziedzictwo”.
Po Żeliszowie pozostał nam już tylko powrót, policzenie zdobyczy i wydatków. Te ostatnie były nie tak w sumie wielkie i mieściły się pomiędzy Węgrami, a Danią (kwoty wydane przeliczamy zazwyczaj jako osobotydzień). Zdobyczy za to było dużo, w tym ponad 3000 zdjęć (do przebrania) wykonanych na trasie o długości 3700km.