Kolejny dzień zaczął się od niedyspozycji sprzętu elektronicznego: mianowicie padły nam obie nawigacje GPS, a i telefony nie chciały się ładować. Po dłuższej zabawie, udało się „namówić” większość zabawek do współpracy, a czas sobie płynął.
Gdy w końcu wyjechaliśmy, słoneczko zdążyło już trochę popracować. Erynia, mimo wielkiej niechęci W. do wielkich miast wybrała za cel Kayseri, miasto duże (1,1mln mieszkańców), pełne zabytków, ale raczej, przez turystów, omijane. W. nie byłby sobą gdyby nie wcisnął czegoś po drodze. Tym czymś był zachowany karawanseraj w miasteczku İncesu. Jako że droga była podrzędna, W. znów walczył z nawigacją, która usiłowała nas wypchnąć na dwupasmówkę i jazdę dookoła wszystkiego. W starciu maszyna versus człowiek zwyciężył ten ostatni i przejechaliśmy drogami wiejskimi acz asfaltowymi nie bacząc na protesty nawigacji. Siedemnastowieczny karawanseraj okazał się całkiem nieźle utrzymany, widać że odbywają się w nim imprezy masowe, ale na co dzień tyko niewielka część jest używana jako kawiarnia. Wejście jest bezpłatne, ale można obejrzeć tylko dziedziniec.
Pojechaliśmy dalej do Kayseri. To był jednak kiepski pomysł. Wjazd do miasta był gorszy niż do Krakowa w godzinach szczytu… Do tego doszedł turecki miejski styl jazdy, który co prawda zachwycił W., ale ciut spowalniał innych kierowców. Zabytkowe centrum dookoła twierdzy składa się głównie ze współczesnych budynków, pomiędzy którymi co kilkaset metrów znajdowały się zabytkowe meczety, medresy, etc. Zaparkować nie było gdzie. Tureccy kierowcy w rozbrajający sposób radzili sobie z problemem, stając na światłach awaryjnych na pasie do jazdy i blokując przy tym innych kierowców. Cóż, woleliśmy nie testować cierpliwości tureckiej drogówki i z ulgą opuściliśmy Kayseri nie zatrzymując się nigdzie i przez to odpuszczając sobie zwiedzanie. Zdecydowanie nie nasze klimaty. W. szybko przestawił kierunek jazdy i za jakiś czas dojechaliśmy do kolejnego karawanseraju Karatay Han z 1240 roku. Tam z kolei wejście było już płatne 5TRY, ale pracownik pokazał nam wnętrza (częściowo przystosowane do funkcji hotelowo-restauracyjnych), stary hammam i meczet. W dawnym szpitalu znajdował się składzik – tam było zamknięte.
Kolejnym punktem programu był karawanseraj Saruhan (1249 r.). Tu również poproszono nas o uiszczenie opłaty w wysokości całych 4TRY, i znów mogliśmy wchodzić gdzie dusza zapragnie. Ten obiekt z kolei był przystosowany do pokazów tańca derwiszy (zostaliśmy obdarowani stosownymi ulotkami). Pięć kilometrów dalej, zatrzymaliśmy się na chwilę w Avanos, słynącym z produkcji ceramiki. Z zewnątrz wytwórnie i sklepiki nie wyglądały zachęcająco – wystawione były głównie naczynia w wersji saute – czyli bez glazury. Ale W., namawiany usilnie przez Erynię, skręcił na parking jednego z nich, Venessa Seramik. Początkowo nastawialiśmy się na taki drugi Bolesławiec, ale zarówno pod względem kolorów, wzorów i (nie)stety cen, Avanos bije Bolesławiec na głowę. W. pozwolono robić zdjęcia tylko w pierwszej sali, gdzie były wystawione naczynia malowane w typowe spotykane na bazarach wzory, ze szczególnym uwzględnieniem tulipanów – w końcu te do Europy przyszły z Turcji. Prawdziwe cuda znajdowały się dalej, ale tych nie pozwolono rejestrować kamerą, z obawy o możliwość skopiowania wzorów i podróbki. Ceramika z Avanos znalazła również uznanie w oczach UNESCO. Po salach oprowadzała nas przemiła sprzedawczyni, władająca świetnie angielskim. Pani była bardziej od pilnowania, by nie robić zdjęć, ale również tłumaczyła znaczenie poszczególnych wzorów. Niestety nie mieliśmy już czasu na więcej sklepów, ale może to i lepiej – przy tych cenach, zapłakalibyśmy się z rozpaczy, Erynia już śpiewała prawie jak Reb Tewje.
Kolejnym przypadkowym punktem programu okazała się dolina Zelve – chyba najlepiej przystosowana do ruchu turystycznego – wybrukowane alejki, parkingi, stoiska gastronomiczne, po drugiej stronie sklep ze starociami w wersji tureckiej, co przekładało się również na ruch turystyczny. Przespacerowaliśmy się przez chwilę, wcięliśmy z lubością gözleme, przegryźliśmy dondurmą, zapiliśmy sokiem ze świeżo wyciskanych granatów i doszliśmy do wniosku, że ten dzień w sumie nie był taki zły.
Karawanseraje i Avanos
2 odpowiedzi na Karawanseraje i Avanos
Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi
Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.
Szukaj
Kategorie
Lata
…komentarze.
- Erynia - Salamina i Famagusta
- w. - Poręba Wielka – kościół, remiza i pałac
- w. - Nikozja
- Pudelek - Salamina i Famagusta
- Pudelek - Salamina i Famagusta
- Pudelek - Nikozja
- Krzysiek - Poręba Wielka – kościół, remiza i pałac
- w. - Poręba Wielka – kościół, remiza i pałac
- Krzysiek - Poręba Wielka – kościół, remiza i pałac
- MałgosiaW - Salamina i Famagusta
- Erynia - Salamina i Famagusta
- MałgosiaW - Salamina i Famagusta
Galeria albumów
ogólne…
RODO
Przydasie
-
Nasze miejsca:
- Galeria, osły, Kalawasos i Tochni
- Opactwo i Zamek
- Kirenia
- Salamina i Famagusta
- Larnaka
- Port w Amathous i Limassol
- Nikozja
- Muzeum Morskie i morze
- Wina, azbest i monastery
- Mizoginistyczne monastery
- Choirokoitia i wioski górskie
- Wrak, jaskinie i Maa
- Dzień lenia i kwiat
- Tenta, Kolossi i Apollo
- Pafos, Afrodyta i koty
- „Wlot do” Cypru
- Tokaj & Co
- Piwnica u Begalów
- Najniżej i wyżej
- Malá Tŕňa
- Do słowackiego Tokaju
- Lanckorona po latach
- Pałacyki „a bo to moje”
- Winnica Celtica
- Włodarz i Riese-Mölke
- Sobótka i Ślęża
- Karkówka w Darłowie
- Kraina w Kratę
- Megality nad Łupawą
- Lanzarote praktycznie
- Lanzarote – koniec
- Wulkan, „Płodność”, wyrobisko i plaża
- Dwie rezydencje i widoki
- Wulkan, wąwozy i wino
- César Manrique
- Sól, oliwiny i wino
- Lanzarote – początek
- Grzyby, Chata, kręgi i zamek
- Ptuj – zamek
- Ptuj – miasto
- Grad Vurberk
- Region Jeruzalem
- Maribor
- Celje i Kaloh
- Lublana
- Trzy zamki i jezioro
- Tržič
- Postojna i do Lublany
- Nad Soczą
- Castello di Duino i Monte San Michele
- Izola i Piran
- Miramare
- Grotta Gigante
- Koper i Socerb
- Muggia
- Triest – San Giusto
- Triest – port
- Palmanova
- Turbo „start”
- Skansen Pribylina
starsze w archiwum
A nie boją się w tym tureckim Bolesławcu, że jak ktoś kupi ich ceramikę to skopiuje znacznie dokładniej niż na podstawie zdjęcia? 😀
Po co kupować, na ich stronie jest katalog ze zdjęciami i stamtąd można sobie to i owo skopiować. Też nam się ten zakaz wydawał nielogiczny ale cerber ostro pilnował…