(na wstępie drobna uwaga uzupełniająca – Mdinę zwiedzaliśmy przed katedrą św.Jana w Valetcie)
Do Mdiny dojechaliśmy autobusem w warunkach klimatyzowanych, a te mają jednak tę wadę, że wychodząc z nich człowiek zderza się z rzeczywistością i ma to niekiedy skutki nieprzewidywane. Tak było i tym razem. Wysiadając z autobusu W. oświadczył, że dzisiaj nie będziemy się pałętać po muzeach i zaraz za rogiem skręcił do… muzeum katedralnego. Co prawda znalazł usprawiedliwienie, bowiem wejście do katedry wymagało zakupu biletu, który uprawniał jednocześnie do wejścia do muzeum, ale i tak widać było tu wpływ różnicy temperatur na głowę! W każdym razie było warto. Co prawda w muzeum robienie zdjęć było zabronione, co ze względu na ilość wyrobów ze srebra i złota uzbieranych przez biednych zakonnych braci było w pełni uzasadnione. {i tutaj mała dygresja: zakon maltański był zakonem szpitalników co tylko potwierdza fakt sprawdzony przez stulecia, że lekarze potrafią się dorobić!} Zresztą nie tylko srebra, księgi i rzeźby zachwycały oczy, w kolekcji był również obraz Hansa Memlinga oraz drzewo- i miedzioryty Albrechta Dürera. O ile muzeum warte było odwiedzenia to katedra wprost W. zaskoczyła… posadzkami! Cała ich powierzchnia wyłożona była płytami o jednakowej wielkości lecz różnym „wypełnieniu” kolorowymi obrazami i treścią. Czyżby płyty nagrobne? Cała reszta wystroju wnętrza poszła na plan dalszy, choć Erynia zachwycona wnętrzem katedry zaniechała fotografowania tylko siedziała wpatrzona w wystrój i wsłuchana w dźwięki organów, które zagrały nam śpiewaną próbę (pierwsza próbka poezji w stylu W.) przed spodziewanym ślubem. Po raz pierwszy W. nie marudził, że ceny biletów są za drogie (dla Polaków!) raptem za 5€ od głowy można było zachwycać się jak nigdy dotąd (na Malcie). Po obfotografowaniu katedry również z zewnątrz, ruszyliśmy powłóczyć się po uliczkach starej Mdiny. Można chyba powiedzieć, że jest to jej „największa – powierzchniowo” atrakcja. I nie tylko powierzchniowo. Można powiedzieć, że w porównaniu do Valetty – ostatniej stolicy, ta pierwsza stolica jest cicha i nastrojowa. Spacerując po wąskich uliczkach na jednej z nich zobaczyliśmy baro-kawiarnię z pięknym widokiem na Mostę z jej wielką kopułą kościoła. Co prawda kawałek dalej był ten sam widok (bezpłatny), ale ponieważ
PS. Mdina stara się o umieszczenie jej na liście UNESCO