{Opis win z degustacji}
i kupieniu paru butelek wina (cena była także interesująca – na poziomie 5-6€) postanowiliśmy rzucić jeszcze okiem na mieszczący się nieopodal w jednej z winnic, odrestaurowany zabytek z czasów rzymskich. Na starożytnych podstawach zbudowano coś w rodzaju greckiej świątyni z pronaos, z kolumnami i udostępniono go chętnym na miejsce zawierania związków małżeńskich. „Business is business”, chociaż bardziej pasowałoby rzymskie „pecunia non olet”.
Kolejnym „prawie” okazał się sklep przy stacji benzynowej po luksemburskiej stronie granicy. Ponieważ paliwo w Luksemburgu jest znacznie tańsze niż w Niemczech stacji benzynowych przy granicy jest zatrzęsienie – a przy nich są sklepy… z towarami po które Niemcy przyjeżdżają chętnie. Nie orientujemy się w cenach papierosów (fuj!), ale widzieliśmy klientów z kartonami papierosów i kawy. Nas zainteresowały wina (musujące też) w cenie 1,4÷3€ za butelkę. Aż żal było nie kupić, szczególnie że w sklepie był stojak z miejscem chłodzonym na butelki i można było przetestować smak niektórych win przed zakupem. Erynia sprawdzała, W. patrzył które wino się do niego uśmiecha. Dalsza podróż do stolicy Luksemburga przebiegła bez niespodzianek. Dopiero w samym mieście zaczęło być ciekawie. Wielopoziomowy (w dół) parking (1,5€ za godzinę) znaleźliśmy, dzięki GPS, w miarę szybko, ale w parkowaniu GPS już pomóc nie mógł, a zabawa była przednia. Wyznaczone miejsca parkingowe były „dosyć wąskie”, tak że W. dopiero przy trzecim zdecydował się zakończyć manewr, a i tak najpierw wysadził Erynię, później złożył lusterka, a potem się modlił – skutecznie. Udało mu się nie tylko zaparkować nie niszcząc ani samochodów ani słupów, a nawet wysiadł nie obijając drzwi swoich ni obcych. Niewtajemniczonym przypominamy, że zmieniliśmy samochód na ciut większy. To ciut przy parkowaniu jest znaczące…
Parking był w samym centrum więc prawie natychmiast po wyjściu z niego weszliśmy w tryb zwiedzania, tym bardziej że i Informacja Turystyczna była tuż obok, na Place Guillaume II. Za jej wskazaniami powłóczyliśmy się po mieście wstępując do czarnej katedry Notre-Dame, po drodze rzucając okiem między innymi na całkiem niepozorny Ratusz i bardziej reprezentacyjny Pałac Wielkiego Księcia, bardzo rzadko zaglądając do sklepów. Za to pod koniec zwiedzania zstąpiliśmy do Kazamatów Bocka, które (jako część miejskich fortyfikacji docenionych zresztą przez UNESCO w 1994 r.) były tunelami przeznaczonymi do ustawiania dział przy obronie miasta.
Po tym parogodzinnym spacerze pozostało już tylko wyparkowanie samochodu i około stu kilometrów trasy przez Belgię do Francji. Trasa była łatwa i przyjemna, a ze względu na krótki dystans pozwoliła porównać standard zabudowy wsi i miasteczek po czterech stronach dwóch granic. Ocena była znacząco przesunięta w stronę niemieckich domków. W porównaniu do nich i francuskie, i, w mniejszym stopniu, belgijskie wyglądały jak niezadbane. Chociaż i tak większość z nich zgodnie z polskimi standardami można by uznać za dobrze utrzymane.
Po tej krótkiej trasie zakotwiczyliśmy w Sedanie gdzie czekała nas miła rozmowa przy kolacji i winie.
Przydatne linki |
…
Wino na Węgrzech w sklepach (a co dopiero u „producenta”) bywa tańsze od piwa 😉
A niemieckie autobany to ja przeklinam już dawno – na zachodzie to mają tam takie cuda chyba ostatni raz remontowane w latach 80., bez pobocza i z ograniczeniem do 80 km/h. Ale w statystykach ilość wygląda znakomicie.
Co do domków trudno się dziwić – gdzie tam Belgom i Francuzom do niemieckiego Ordnungu 😛
Kurde, jak czytam te ceny win w Luksemburgu to prawie płaczę 😉 My byliśmy w niedzielę, wszystko zamknięte i cudem prawie udało się kupić jakieś pamiątkowe piwo w sklepie z suvenirami…
Niestety to już nie jest ten sam „ordnung”. Drogi już bywają nienajlepsze a i parkingi przyautostradowe (szczególnie WC) zaczynają być tragiczne – im dalej od Polski tym gorzej. 😉
A co do win to trafiło nam się dwa razy na plus i raz na wielki minus – ale o tym później.
Ceny win niemieckich i węgierskich (zakupionych bezpośrednio u producenta) również są zachęcające. Już wielu cudzoziemców nam mówiło, że ceny wina w Polsce są horrendalnie drogie. Stąd, gdziekolwiek jedziemy, rozglądamy się za winnicami i łączymy przyjemne z pożytecznym…