Trudno zbyt długo usiedzieć na… miejscu. Spojrzawszy na listę odwiedzonych krajów zauważyliśmy pewne braki – Czechy odwiedziliśmy dotychczas tylko raz. Coś z tym trzeba było zrobić. Ponieważ nie dooglądaliśmy jeszcze Ziemi Kłodzkiej, Erynia wybrała Kudowę-Zdrój jako punkt bazowy trasy. Udało się jej odebrać wolne za nadgodziny – według jej szefa po raz ostatni (trzeba będzie jeszcze nad nim popracować…) – więc już w czwartek po pracy udało się nam ruszyć w drogę. Niestety z powodu sklerozy (naszej) i wypadku na A4 dotarliśmy do Kudowy prawie o 22. Na szczęście recepcja Willi Zuzanna była czynna i po paru chwilach mogliśmy spróbować coś zjeść na mieście. Niestety okoliczne restauracje były już o tej porze zamknięte. Pozostało nam więc tylko pójść spać, po zjedzeniu kupionych po drodze kabanosów.
Śniadanie willowe mile nas zaskoczyło więc trochę trwało zanim ruszyliśmy na Adršpašské Skály – głównej, na ten dzień zaplanowanej, atrakcji. Z trzydzieści lat wcześniej (a może i więcej) W. miał okazję je zwiedzać i uparł się by je pokazać Erynii. Ta początkowo kręciła nosem, ale gdy już weszliśmy w skały musiała przyznać, że są one piękne i trzeba je było zobaczyć. A było co oglądać.
(Z ciekawostek: na trasie spotkaliśmy pracownika parku zbierającego śmieci i usuwającego nadmiar piachu z podestów i schodów. Interesujące, i może dlatego jest tam tak czysto.)
Co prawda znaczna część trasy to albo płaskie szerokie ścieżki albo wyłożona deskami ceprostrada, ale zdarzały się również, szczególnie na powrotnej części trasy, duże partie schodków – w górę i w dół. Jest także, dodatkowo płatna, trasa wodna – łodziami płaskodennymi po jeziorku na wysokości 508 m n.p.m. Amok fotograficzny dopadł nas oboje. Niestety pod koniec trasy dopadł nas i deszcz. Przez prawie całą drogę, mimo niekorzystnej prognozy, jakoś nam się udało i ze słońcem, i z chmurami, ale deszczyk miał tę dobrą stronę, że w restauracji z czeską kuchnią, umiejscowionej tuż za wyjściem z rezerwatu, podjedliśmy dobrze zapijając Kofolą (i piwem – Erynia). Opisując Adršpašské Skály nie można nie wspomnieć o pobliskiej Informacji Turystycznej, gdzie miła pani pozytywnie zareagowała na nasze zainteresowanie ciekawymi miejscami i wyszukała nam nie tylko miejsca w Czechach, ale i po polskiej stronie granicy. Wśród ciekawostek był i Zámek Adršpach – około 800m od parkingu przy skałach. Zamek jest w rękach prywatnych i od trzech lat jest odrestaurowywany z przeznaczeniem na muzeum. Przy prywatnej restauracji zabytków z jednej strony liczą się pieniądze, a z drugiej można sobie pozwolić na swoje wizje. W zamku poznaliśmy oba. Była i wystawa firmy produkującej materiały włókiennicze, była i wystawa fotografii aktów na skałach. W. znowu czepiał się kompozycji i określił jej poziom na „czarno-biały”. Zabudowania gospodarcze zamku (oficyna) są w innych „prywatnych rękach” i ich przeznaczeniem są pokoje gościnne. Obie części podzielone są płotem… Skąd my to znamy?
A wracając do zamku, wyposażenie ma on bardzo skromne i oryginalności pomieszczeń także można by szukać długo, ale w końcu przez lata funkcjonował jako archiwum, a państwo o jakość nie dbało. Za to okoliczni mieszkańcy i owszem dbali. W pobliżu zamku jest co najmniej kilka domów prywatnych lub pensjonatów malowniczych (czytaj: drewnianych) i w dobrym stanie.
Po opuszczeniu Adršpachu ruszyliśmy w drogę powrotną zahaczając o Zámek Skály – Bischofstein – przerobiony na hotel z restauracją – i Hronov z bardzo ładnym placem (náměstí Československé Armády). Gdy dotarliśmy do Náchodu było już zbyt późno by zwiedzać zamek, przeszliśmy się więc jedynie po okolicach rynku i ruszyliśmy do Kudowy.
Tutaj mieliśmy wystarczająco dużo czasu na przejście się po parku zdrojowym. W parku popiliśmy wody ze źródła St.Moniuszki (za darmo, ale trochę pryskało!) i z dwóch źródeł: Marchlewski i Śniadecki w pijalni wód – te były płatne, a na dodatek trzeba było kupić kubki. Daleko nie chodziliśmy bo głód nie jest dobrym partnerem spacerów. Wstąpiliśmy więc na kolację do restauracji Cafe Domek. Trzeba przyznać, że ma ona bardzo interesujące menu. Przy jedzeniu mieliśmy okazję usłyszeć rozmowę dotyczącą patronów źródeł:
„Że też tego Marchlewskiego nie zdekomunizowali?”
„A piłbyś tę wodę jakby źródło przemianowali na Lecha Kaczyńskiego?”
Dalszą część wypowiedzi niestety musimy przemilczeć.
Nie możemy jednak przemilczeć, że śniadanka w Willi Zuzanna miały jedną wielką wadę. Był to program TVP Info na wielkim ekranie serwujący totalną propagandę od samego rana. Erynia zasugerowała, że było to świadome działanie, mające na celu utratę apetytu u gości. Cóż, akurat u nas adrenalina działa pobudzająco na apetyt…
Ja polecam zajrzeć jak będziecie w ten okolicy do Trutnova oraz zupełnie nie znanego Broumova 🙂 na fanpage wrzucę jakieś zdjęcia stamtąd kiedyś 🙂
Czechy będziemy jeszcze musieli „pogłębić”. Chętnie dorzucimy linki do czeskich Przydasi – z góry dziękujemy
Adršpašskoteplické skály są przepiękne, zwłaszcza jesienią. Niestety, z roku na rok, przybywa tam turystów w zastraszającym tempie i za niedługo będą kolejki jak w naszych Tatrach.
Najwyraźniej mieliśmy szczęście, bo turystów było stosunkowo mało. Ale też pogoda nie rozpieszczała.
Tak patrząc na mapę to „oszlakowany” jest drobny kawałek Skał. Może uda się udostępnić kolejne szlaki i da się rozprowadzić turystów po większym rejonie…
drobne sprostowanie – popełniasz częsty błąd myląc Kotlinę Kłodzką z Ziemią Kłodzką 😉 Kotlina Kłodzka to dość wąski pas ziem pośrodku Ziemi Kłodzkiej, otoczony górami, które w naturalny sposób kotliną już nie są 😉 Kudowa to już nie KK.
Koło Ardspadu spałem kiedyś na dość fajnym kempingu, zresztą z reguły czeskie kempingi są fajne i klimatyczne 🙂
Racja! Dzięki za uwagę 🙂
Już poprawione, dziękujemy.