Kuźnia, zamek i pałace
Poranek spędziliśmy w kuźni, podziwiając olbrzymie, wciąż działające palenisko, przez komin którego św.Mikołaj, wraz z worem prezentów, wszedłby bez najmniejszych problemów. Poza paleniskiem, w kuźni zachowało się jeszcze tyle wyposażenia (kowadło, sztance, etc.), że można tu urządzać warsztaty kowalskie, co zresztą miewało już miejsce. Przez 300 lat (od 1751 r.) przewinęło się tu wiele rodzin, w tym rodzina Hauptmannów, do której należał Gerhart Hauptmann – niemiecki dramaturg i powieściopisarz, laureat literackiej Nagrody Nobla w 1912 roku. Tenże pisarz wspominał zresztą o tej kuźni i rodzinie w swoich pamiętnikach. Sam budynek mieszkalny powstał kilkadziesiąt lat później (w 1801 r.). Jest wyjątkowy, bo przysłupowy, na podmurówce kamiennej, z piętrem budowanym w konstrukcji ryglowej, przez co często mylony jest z domem szachulcowym. Ciekawostką jest jeszcze izba zrębowa, umieszczona nietypowo na piętrze.
W. nie byłby sobą, gdyby nie wymyślił jeszcze kilka miejsc do obejrzenia w drodze powrotnej. Przejeżdżając przez Pakoszów, zapuściliśmy tylko żurawia przez bramę, na pałac zacnie odremontowany przez nowych właścicieli. Pałac pełni funkcje hotelowo-konferencyjne, a ceny ma na poziomie europejskim.
Ciut dokładniej przyjrzeliśmy się ruinom zamku księcia Henryka na wzgórzu Grodna (506 m n.p.m.), najwyższym wzniesieniu Wzgórz Łomnickich. Choć wygląd „ruin” kojarzy się głównie ze średniowieczem, te tutaj, są dziewiętnastowiecznej proweniencji. To właśnie tu książę Heinrich LXII von Reuss kazał wznieść w 1806 roku zameczek myśliwski, nazwany Heinrichsburg. Podobno arystokrata miał zazdrościć rodzinie Schaffgotschów ruin zamku Chojnik. Książę nawet dobrze wybrał, gdyż archeolodzy przypuszczają, że w późnym średniowieczu na szczycie góry mogła istnieć jakaś forma osadnictwa. Rzecz jasna, przypuszczenia są poparte stosownymi badaniami. Z zamkowej wieży (15 m wysokości) rozpościera się piękny widok na na prawie całe pasmo Karkonoszy (od Śnieżki po Śnieżne Kotły) oraz okoliczne miejscowości – Marczyce, Sosnówkę (Zalew), Podgórzyn i Staniszów.
A propos tej ostatniej miejscowości, pałac w Staniszowie był siedzibą rodu książąt von Reussów, a konkretnie jego młodszej linii. Do tej samej rodziny należał również Pałac na Wodzie, w którym postanowiliśmy wypić herbatę i przekąsić coś na szybko. Tu obejrzeliśmy rzadko ostatnio spotykany popis niekompetencji w wykonaniu młodej obsługi. Zamówiliśmy herbaty i deser. Prawie dopijaliśmy napoje (a piliśmy bardzo, bardzo powoli), gdy kelnerka poinformowała nas, że nasze desery dotrą jeszcze za pięć minut. Podziękowaliśmy. Szczytem wszystkiego była młoda recepcjonistka, nie znająca języka niemieckiego, a przez to prawie nie reagująca na anonse wycieczki niemieckiej. Dodatkowo „błędem” organizacyjno-budowlanym była jedna toaleta dla obu płci (przy recepcji) na cały parter. Było to dosyć bolesne przy dużym obciążeniu śniadaniowo-porannym – dlatego między innymi herbatę piliśmy dłuuuuugo.
Ciekawostką Pałacu w Staniszowie jest to, że słynął z produkcji likieru Echt Stonsdorfer Bitter na bazie ziół i borówek z karkonoskich lasów. Receptura przetrwała zawirowania wojenne, ale marka zmieniła właściciela i granice regionu produkcji, tak że przesunęły się trochę bardziej na zachód (chociaż kraj producenta pozostał ten sam). Również ziółka są już pochodzenia alpejskiego. Można by go kiedyś przetestować…
Wpisany pod 2019, Dolny Śląsk, fortyfikacje, pałace, Polska
Brak komentarzy do Kuźnia, zamek i pałace
Brak komentarzy do Kuźnia, zamek i pałace