browser icon
Używasz niezabezpieczonej wersji przeglądarki internetowej . Należy zaktualizować przeglądarkę!
Korzystanie z przestarzałej przeglądarki sprawia, że komputer nie jest zabezpieczony. Proszę zaktualizować przeglądarkę lub zainstaluj nowszą przeglądarkę.

Triest – port

Światełka na kokpicie Drakula nadal się świeciły, ale jak można było jechać to pojechaliśmy. Tym razem W. wybrał opcję „omijaj trasy płatne” i nie dość, że pooglądaliśmy przydrożne miasteczka to jeszcze wjechaliśmy do Triestu od strony Carso (sł. Kras) przez jeden z punktów z najpiękniejszym widokiem na Triest. Znowu nam się fuksło. Podobnie było w kwestii miejsca parkingowego. Byliśmy informowani o koniecznych opłatach za parkingi i to dosyć drogich (no nie tak dużych jak we Florencji), a tutaj, prawie pod apartamentami trafiło nam się bezpłatne (białe) miejsce parkingowe. Po tym drugim fuksie ruszyliśmy do hotelu Trieste 411, by móc się wreszcie zameldować.
Same apartamenty i pokoje hotelowe zajmują dwa piętra w kamienicy (w windą). Dostępu do nich bronią wzmocnione drzwi z potężnymi zamkami, a pokój który zajęliśmy, może nie był zbyt duży, ale wyposażony i w czajnik, i w lodówkę, a łazienka również w pełni nam odpowiadała zarówno wyposażeniem jak i czystością.
do albumu zdjęć

Triest - miasto

Po drobnym odpoczynku ruszyliśmy w miasto wyposażeni w mapkę otrzymaną w recepcji hotelowej i informacje dodatkowe, których recepcjonistka nam nie szczędziła. Do portu i leżących w jego pobliżu Canal Grande i dwóch reprezentacyjnych placów (Piazza della Borsa i Unità d’Italia) nie było daleko, więc w parę minut mogliśmy zacząć zachwycać się miastem. Erynię oczarowało ono natychmiast, mimo że trochę kręciła nosem na opisywaną przez kilka blogerek, jako wybitną cerkiew,
Serbska Prawosławna Świątynia Świętej Trójcy i św. Spiridona

Cerkiew

(Tempio serbo-ortodosso della Santissima Trinità e di San Spiridione). Mruczała pod nosem: „prawosławny standard, typowy, zachwycać się nią mogą tacy, którzy innych cerkwi na oczy nie widzieli”. No fakt, parę już cerkwi widzieliśmy i pewnie były wśród nich mające więcej duszy!
Po cerkwi ruszyliśmy do portu i trochę poszwędaliśmy się bocznymi uliczkami na których stały stragany spożywcze i artystyczne, bo w mieście odbywał się właśnie festyn studencki.
stoisko na festynie

„bolesne” stoisko

Omijając stoiska, niektóre z bólem duszy, W. szukał miejsca do zjedzenia czegokolwiek – najlepiej owoców morza. Ciągle coś mu nie odpowiadało więc mięliśmy czas na obejrzenie XII w. bazyliki (Basilica di San Silvestro) – z zewnątrz, bo wygląda na to, że jest zamknięta na stałe – i leżącego w pobliżu niej kościoła (Chiesa Parrocchiale di S.Maria Maggiore) – również od wewnątrz.
kalmary z ziemniakami

mieszanka owoców morzaAlla Vecia Pescheria

Zaczęło już się ściemniać należało więc w końcu znaleźć jakieś dobre miejsce z owocami morza i znaleźliśmy, praktycznie na przeciw wieży zegarowej w porcie, małą trattorię Alla Vecia Pescheria, która Erynię oczarowała menu pisanym ręcznie, W. tabliczką reklamującą tradycyjne podejście do kucharzenia, a oboje nas smakiem potraw. Zaczęło się od „mezzo litro” lokalnego „vino naturale”, które mimo wytrawności oczarowało W. Wąchając je stwierdził „słońce w liściach”, a próbując „słońce w owocach”.
Jeżeli W. chwali wino wytrawne to musi to być cudo, bo to jest cud niespotykany. Jako danie główne wybraliśmy kalmary z ziemniakami (wyśmienicie marynowane) oraz mieszankę owoców morza „z zatoki”. To była orgia smaków w ustach. W. stwierdził, że były ta najlepsze owoce morza jakie jadł w życiu. Erynia sekundowała mu w zachwytach. Nawet wino nie zakłócało smaku, znikało w ustach wzmacniając jedynie rozkosz smaku. Wprost oboje nie mogliśmy się nachwalić opiekanych krewetek, które można było jeść w całości tak pięknie i na chrupko były wysmażone, że nawet nie zauważało się pancerza, odnóży i wąsów. I to wszystko za niecałe 44€ (w tym bardzo miła obsługa).
Po takim posiłku można już tylko było pójść do hotelu oglądając po drodze port i przyportowe atrakcje oświetlone latarniami. Port nie szedł jeszcze spać bo w okolicy odbywał się studencki festyn, Odpuściliśmy sobie – było za głośno.
poprzedni
następny

4 odpowiedzi na Triest – port

  1. Pudelek

    Co za czasy, że obiad za 44 euro uznaje się za atrakcyjny cenowo…

  2. Asia

    Przejeżdżałam kiedyś przez przedmieścia Triestu. I to by było tyle jeżeli chodzi o to piękne portowe miasto. ?Jak zwykle wspaniały opis i miasta i tych specjalności, czuję smak tych chrupiących krewetek i tego wina pełnego słońca ?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.