droga z Krymu
Odessa to milionowa aglomeracja niezbyt zachęcająca wyglądem przy wjeździe. Warto jednak było odstać swoje w korkach, by dostać się do centrum. Miasto powstało mniej więcej w tym samym czasie co Sewastopol, jednak jest między nimi spora różnica. Sewastopol to przede wszystkim port wojenny, turyści nawet tam jeżdżą, ale jakoś ich nie widać. W Odessie, przed prawie każdym zabytkowym budynkiem, można było się natknąć na cudzoziemców i przewodnika mówiącego po angielsku z silnym rosyjskim akcentem. Ceny w mieście zdecydowanie odzwierciedlają ten stan rzeczy – w restauracjach są dwukrotniwe wyższe niż na Krymie. Diuk Richelieu (nie ten kardynał od Anny Austriaczki) pełniący funkcję burmistrza przez lat jedenaście, chciał zrobić z Odessy miasto piękniejsze od Paryża. Odnieśliśmy wrażenie, że obecne władze miasta też mają podobne ambicje. Zabytki są gruntownie remontowane, parki i skwery zadbane, nowoczesne budynki stawiane w zabytkowej tkance miasta nie rażą oka. Nagroda Archi-Szopy zdecydowanie im nie grozi. Wielkie wrażenie zrobił na nas owocujący krzew winorośli, dorastający do drugiego piętra kamienicy. Jedynym rozczarowaniem dla nas był widok ze schodów potiomkinowskich – ten port w takim otoczeniu wygląda stanowczo za nowocześnie. Nie wiadomo na ile zmieni stan rzeczy otwarcie parku obok schodów. Wygląda obiecująco… za niebieskim płotem. Rozczarowaniem dla W. były same schody. Mając w pamięci film „Pancernik Potiomkin”, cały czas mruczał pod nosem: „…ten wózek nie miał prawa zjechać na sam dół. On musiałby wcześniej wyhamować albo się przewrócić…”
Prosto z Odessy pojechaliśmy do Białogrodu nad Dniestrem. Dotarliśmy tam pod wieczór. Nocleg zorganizowaliśmy sobie w stojącym przy wjeździe do miasta hotelu „nad sklepem spożywczym”, a po zakwaterowaniu się ruszyliśmy do miasta. Samo miasto jest małe, zaciszne i na uboczu. Kiedyś tak nie było. W pobliżu ujścia Dniestru do Morza Czarnego, w miejscu dawnej koloni greckiej, wzniesiono Białą Twierdzę (Cetatea Alba). W XIV w. była lennem królów polskich. Główną cytadelę zbudował (no, może nie „własnymi rencami”) hospodar mołdawski Stefan Wielki. Pod koniec XV w. twierdza przeszła w tureckie ręce, została rozbudowana i zmieniła nazwę na Akerman. To stąd kontrolowano osiedlających się na stepach Tatarów (Ordę Budziacką) i pilnowano hospodarów mołdawskich – tureckich lenników. Sama twierdza jest świetnie zachowana, ale sprawia wrażenie turystycznie niewykorzystanej. Może to i lepiej – nie jest obstawiona reklamami i budkami ze śmieciem – jak w Sudaku. Z drugiej strony, w Sudaku można było zajrzeć prawie w każdą dziurę, w Akermanie zaś wszystkie wejścia do środka były zakratowane. Co kraj, to obyczaj. Na żywo fortyfikacje robią znacznie lepsze wrażenie niż na zdjęciach.
Wpisany pod 2011, fortyfikacje, Ukraina, wybrzeża, zbytki i zabytki
Brak komentarzy do droga z Krymu
Brak komentarzy do droga z Krymu