browser icon
Używasz niezabezpieczonej wersji przeglądarki internetowej . Należy zaktualizować przeglądarkę!
Korzystanie z przestarzałej przeglądarki sprawia, że komputer nie jest zabezpieczony. Proszę zaktualizować przeglądarkę lub zainstaluj nowszą przeglądarkę.

Trzy zamki i jezioro

do albumu zdjęć

Zamek Kamen

Niestety wszystko co miłe za szybko się kończy. Z żalem pożegnaliśmy Dragana i ruszyliśmy dalej w kierunku Begunje na Gorenjskem. Na szczęście niemiłe też, bo w trakcie tych paru godzin, które mile spędziliśmy w muzeum, przestało padać, a szczyty pobliskich gór pokryły się świeżym śniegiem. Po drodze W. dał po hamulcach, bo zobaczył ruiny jakiegoś zamczyska. Był to, niegdyś potężny, zamek Kamen, strzegący szlaku biegnącego doliną Sawy i łączącego słoweńską Krainę z Karyntią. Twierdza była znacząca w historii tutejszej nie tylko z powodu wielkości, piękna, ale i mieszkającego w nim sławnego rycerza Gašpera Lambergara, którego świetność opiewa słynna, ludowa, słoweńska pieśń „Pegam i Lambergar”. Twierdza została opuszczona w XVIII w., gdy właściciele przenieśli się do pobliskiego zamku Kacenštajn w Begunju. Twierdza wtedy zaczęła się chylić ku upadkowi, szczególnie że materiały z niej pochodzące posłużyły to budowy nowego zamku.
Z początku mieliśmy mały problem by się tam dostać – trudno było dostrzec ścieżkę wśród nowych domków, ale po zaparkowaniu auta przy ulicy i przejściu przez mostek, zaraz pokazały się schody prowadzące do zamku. Wstęp wolny, co nas mile zaskoczyło. W międzyczasie chmury podniosły się na tyle, że odsłoniły góry, co ucieszyło nas jeszcze bardziej. Mogliśmy nie tylko „podziwiać” puste wnętrza, ale i panoramę gór.
do albumu zdjęć

Begunje na Gorenjskem


Gdy już dotarliśmy do Begunje na Gorenjskem, zaprosiła nas na obiad Gostilna PR’TAVČAR.
Tu rzuciliśmy się na zupę czosnkową, w słoweńskiej wersji była ona zabielana, z wielkimi kawałami białego pieczywa, bez sera, za to z dodatkiem domowego pesto, na bazie orzechów włoskich. Bardzo smaczna odmiana czasneczki. Pesto potraktowane były również žlikrofi (wybrane przez Erynię), czyli mikrych rozmiarów pierożki z ziemniakami – pychota. W. tradycyjnie poprzestał na chabaninie. Na koniec jabłkowy strudel i mogliśmy toczyć się dalej. Begunje na Gorenjskem współcześnie znane jest z fabryki nart Elan (starszym Polakom znane jako narty Małysza), ale w samym centrum wsi znajduje się Zamek Kacenštajn, po raz pierwszy wymieniany w źródłach już w XV wieku. Zwiedzać się go raczej nie da, chyba że jako pensjonariusz szpitala psychiatrycznego, czego jednak nikomu nie życzymy. Da się wszakże minąć szlabanik utrudniający dostęp obcych pojazdów i dalej zrobić sobie spacer do dawnego pałacowego parku z pięknymi widokami na ośnieżone już w wyższych partiach góry. Mniej piękny widok stanowią groby ponad 800 ofiar faszystowskiego terroru – w czasie drugiej wojny w zamku mieściła się bowiem katownia Gestapo, a ci jak wiadomo, nie przejmowali się humanitarnymi metodami przesłuchań.
do albumu zdjęć

Zamek Bled


Ostatnim punktem programu okazał się zamek w Bled. Widoki z tarasów na góry i na jezioro – cudne. Niestety słońce już było nisko, przez co zdjęcia najsłynniejszego fragmentu z wysepką i kościółkiem wyszły ciemne. Udało nam się jednak wspiąć do bramy zamkowej by ze zdziwieniem dowiedzieć się, że muzeum zamkowe czynne jest do 20. (była 18:30), ale oprócz opłaty za wejście, trzeba również uiścić opłatę parkingową (przy parkingu). No cóż, W. poszedł na spacer, a Erynia fotografowała panoramy gór o ośnieżonych szczytach. W ogóle motyw ośnieżonych (dopiero co) szczytów uzewnętrzniał się nam gdy tylko nie patrzyliśmy na jezioro, czy wnętrza zamkowe. Te były wyposażone niezbyt szczodrze, standardowy zestaw „od mamutów do wykopalisk” (mamutów nie było za to kości i poroże jelenie i owszem), wzbogacony o parę ciekawostek regionalnych darczyńców (kolekcja fajek) czy badaczy regionu, opisy i zdjęcia w rotundzie. Ciekawostką były przedstawienia figuratywne rodzin zbieraczy-łowców i rolników, oraz roczne koło życia z opisami tego jak trzeba znaleźć się w przyrodzie by przeżyć (z dodatkami religijnymi). Cała trasa po zamku odbywała się w rytmie piosenek taneczno-weselnych bo jest tu także restauracja, w której odbywało się akurat wesele. A oprócz restauracji były również, toalety co krok(!), winiarnia, sklep z pamiątkami oraz drukarnia działająca na zrekonstruowanej maszynie Gutenberga gdzie Pan Drukarz, na własnoręcznie zrobionym papierze czerpanym, odciskał i miedzioryty, i książki (była i drobna zecernia), a na życzenie i inne teksty – oczywiście za opłatą (nie drobną! – chociaż może i dla niektórych drobną).
Zamek opuściliśmy około 20. więc gdy dotarliśmy do Lublany o 21. jakoś nam się już nie chciało odwiedzać winiarni.
poprzedni
następny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.