Po zwiedzeniu klasztoru znaleźliśmy jeszcze parę chwil na rzucenie okiem na ogród przy pobliskim Quinta das Cruzes. W znalazł jakieś czerwone owocki, ale ponieważ nie wiedział co to jest to tylko zabrał je ze sobą. Po powrocie do hotelu sprawdził co to może być w Internecie i okazało się, że są to owocki jadalne goździkowca jednokwiatowego (eugenia uniflora) – bardzo ciekawe w smaku, jakby słodycz z odrobiną ostrej papryki. Samego Quinta das Cruzes nie zwiedziliśmy, bo już było zamknięte.
Ponieważ zaczęło się już robić dosyć późno (na zwiedzanie) Erynia zarządziła powrót do hotelu. Po drodze, Erynii rzuciło się w oko logo w starym stylu Fábrica Santo António. Zajrzeliśmy – był to sklep firmowy fabryczki ciastek, słodyczy i dżemów, założonej przed stu trzydziestu laty, w 1893r. Po wejściu poczuliśmy się nieco jak w kapsule czasu, kamienna podłoga, azulejos na ścianach, drewniane witrynki wypełnione puszkami w starym stylu, stare wagi jak u nas w PRL-u, odważniki. Rzecz jasna zaopatrzyliśmy się w sztandarowy specjał Madery czyli Bolo de mel i kilka rodzajów ciasteczek. Z tych ostatnich, tylko maślane herbatniki jakoś nas nie przekonały smakiem.
Rzutem na taśmę W. udało się jeszcze zajrzeć do warzywniaka i kupić pitaję oraz bananowe marakuje. I już pozostało nam jedynie zjeść hotelową obiado-kolację. I znowu mieliśmy mieszane uczucia. Jedzenie nawet smaczne, w ilości małej lecz wystarczającej, ale organizacja pracy kelnerów to totalna porażka. Taki brak poustawiania przepływu talerzy może popsuć całą przyjemność z posiłku mimo starających się, miłych i uprzejmych kelnerów.
Podkład muzyczny
„Portuguese Guitar Fado Instrumental”
udostępniony przez archive.org
Ciekawe czy możliwość degustowania płynów zabronionych w antybiotykoterapii, wpłynęłaby na ocenę pracy kelnerów? 😉
Jak zwykle czyta się Wasze wpisy jednym tchem i czeka na następne. Pozdrawiam.
To musiałoby być dużo płynów… 😉