Po paru latach samolotowego lenistwa, wróciliśmy do starych, dobrych obyczajów: zapakowaliśmy w Drakula nasze rzeczy i trochę prezentów (między nimi i kilkanaście krzewów i kwiatków), i we wtorek po pracy (wyjątkowo o 14:30) ruszyliśmy w naszym ulubionym kierunku południowo-wschodnim.
W Słowacji w wielu wioskach rzuciły nam się w oczy słupy majowe – w końcu jechaliśmy 30 kwietnia. W przeciwieństwie wszakże do Austrii, tam nic się oprócz tego nie działo, nie było żadnych imprez. Trzeba będzie dopytać koleżankę Słowaczkę po powrocie do pracy, czy przypadkiem nie świętują dzień później.
Węgry minęły nam bardzo szybko, na szczęście nie było korków na obwodnicy Budapesztu.
Przelot przez Serbię był na tyle szybki, że położyliśmy się spać dopiero na parkingu za Belgradem, przejechawszy wpierw centrum miasta – tak poprowadził nas GPS. Na szczęście o tej porze na drogach było pusto. Tak daleko do tej pory nie udawało nam się dotrzeć poprzednimi razami. Po kilku godzinach pobudka, mocna kawa i burek na stacji benzynowej, żeby tradycji stało się zadość. Na stacji był również stojaczek z płytami CD, w tym z hitami z lat 90′, Erynia aż się rozrzewniła na myśl o yugo disco. Droga do granicy z Bułgarią minęła nam szybko, przez granicę również przejechaliśmy bezproblemowo.
Bułgaria ciut nas spowolniła, gdyż od granicy do Sofii wreszcie zrobili porządną drogę, ale najwyraźniej nie było jeszcze końcowych odbiorów, bo co kawałek łapały nas idiotyczne ograniczenia prędkości. No nic, zdzierżyliśmy i w końcu dotarliśmy do granicy w Turcją, gdzie po raz pierwszy chwilę postaliśmy – prawo drugiej kolejki zadziałało. Jeszcze w Polsce W., wyznaczając trasę, ustawił w nawigacji punkt oznaczony jako najbliższy granicy serwis HGS, gdzie można załatwić wszystkie sprawy związane z tym systemem poboru opłat. Ten „serwis” jest to połączenie sklepu i restauracji, gdzie z jednej strony bezskutecznie usiłowaliśmy doładować nasze konto HGS (serwis cholera!), z drugiej wyłudzono od nas pieniądze iście po wschodniemu, a ze strony trzeciej tamtejszy posiłek też nas z nóg nie zwalił (ani smakiem, ani gastrycznie – to chyba był jedyny pozytywny punkt programu).
Konta HGS nie dało się doładować, bo system był „zamknięty”, podobno z powodu bajramu. Nie wiedzieliśmy, że systemy też świętują (religijne jakieś takie!). Podobno można na pustym koncie jechać normalnie, byle je zasilić gotówką przed upływem 14 dni.
OK, można i tak.
W części sklepowej sprzedawczyniom udało się zbajerowć W. i sprzedały mu kartę SIM z oferty Vodafone z dużą (nieograniczoną) liczbą GB, i możliwością dzwonienia… wyłącznie do tureckich numerów, co wyszło dopiero po zakupie. Na dodatek była bardzo droga. W. nie pomnożył przez 0,12TRL/PLN, a właściwie policzył – po zakupie – i cokolwiek poczuł się głupio. Cholera, frycowe na wjeździe trzeba było zapłacić. Straciliśmy czujność. Ceny kart oglądanych później były dziesięciokrotnie niższe.
Po kontakcie ze strefą restauracyjną, czym prędzej podążyliśmy w kierunku azjatyckim Turcji.
W. tuż przed mostem „północnym” (Yavuz Sultan Selim Köprüsü), oglądając chmury na horyzoncie rzucił lekko „ciekawe jak by wyglądał deszcz w Turcji”.
No i zobaczyliśmy(!!!).
Praktycznie całą drogę do granicy z Gruzją (1250 km) jechaliśmy w strugach mniej lub bardziej intensywnego deszczu. Przy czym zauważyliśmy ciekawe zjawiska drogowe: auta osobowe i TIRy jeździły na światłach postojowych lub w porywach bez świateł, czasami tylko na dziennych – w tych warunkach?!
Komuś (wielu!) chyba zabrakło wyobraźni. Z tyłu nawet czasami TIRa widać nie było. Inna ciekawostka objawiła się nam na bramkach autostradowych. Tam gdzie w kabinkach siedzieli ludzie, każdorazowo kasowano nas za przejazd. Pomimo HGS? („Nie macie wystarczającej kwoty na koncie” – to gdzie te 14 dni czasu na wpłatę?). Za każdym razem płaciliśmy kartą, ale nie wystawiano na zewnątrz czytnika, trzeba było dać kartę obsłudze. No świętuje ten system bajram, czy nie? Spróbowaliśmy ponownie „zmierzyć się” z HGS-em na jednej ze stacji paliwowych, i panie powiedziały, że owszem, można doładować konto, ale wyłącznie gotówką. Na szczęście obok było centrum handlowe z bankomatami – w trakcie zamykania się – ale zdążyliśmy dogadać się z maszyną. Udało się wygrać z systemem i wybitnie opornymi Turkami!
Droga na Wschód dłużyła się niemiłosiernie, nie tyko ze względu na deszcz. Wzdłuż trasy budowane są kolejne osiedla, a co za tym idzie, jest masa skrzyżowań, częstsze przejścia dla pieszych i ograniczenia prędkości wspomagane na dodatek odcinkowym pomiarem prędkości. Czuliśmy się na zmianę jak w Katowicach na A4 albo na Gierkówce przed Częstochową.
I tak przez ponad 1200km…
Przejeżdżając, mieliśmy wrażenie Turcji w stagnacji i rozsypce. Skończyły się świetnie działające systemy, zaczął się tumiwisizm i olewactwo. Stan większości toalet również często powalał z nóg. Dobry poziom trzymały właściwie tylko większe sieciówki, ale tam to już był poziom wschodni (przestrzenie jak w pałacu) w europejskim stylu z drzwiami otwieranymi na fotokomórkę czy panel zbliżeniowy. Niewątpliwą zaletą interioru (choć w tym wypadku bardziej wybrzeża czarnomorskiego) jest kuchnia, karmiąca prawie wyłącznie miejscowych, a bardzo rzadko turystów. Tu nie mogą podać byle czego i byle jak – z czego skwapliwie skorzystaliśmy, wcinając z lubością köfte przy każdej nadarzającej się okazji.
Kilkanaście kilometrów przed granicą z Gruzją zaczęły pojawiać się stojące na poboczu TIRy, by po chwili zacząć zajmować cały jeden pas dwupasmowej drogi. Żeby było ciekawiej na drugiej nitce trasy (w przeciwną stronę) także jeden pas ruchu był zastawiony TIRami. TIRy nie zasłaniały widoku jedyne na mijankach przy zamkniętych, remontowanych(?) tunelach.
Czyżby to wszystko, to tranzyt do Rosji?
Do Sarpi, po latach
2 odpowiedzi na Do Sarpi, po latach
Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi
Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.
Szukaj
Kategorie
Lata
…komentarze.
- W. - Trzy winnice i wioska
- Mariusz Maślanka - Trzy winnice i wioska
- Erynia - Brno – spacer
- Asia - Brno – spacer
- W. - Do Brna
- Erynia - Do Brna
- Pudelek - Do Brna
- w. - Wisząca kładka i Zamek
- Pudelek - Wisząca kładka i Zamek
- w. - Zamki i kamienie
- MI - Zamki i kamienie
- MI - Zamki i kamienie
Galeria albumów
ogólne…
RODO
Przydasie
-
Nasze miejsca:
- Brno – kości i piwo
- Špilberk
- Brno – muzeum i katedra
- Brno – spacer
- Do Brna
- Urodzinowa niespodzianka
- Winiarnia Begala
- Winiarnia Hornik
- Wisząca kładka i Zamek
- Winiarnia Macik
- Malá Tŕňa II
- Będzin – miasto i Żydzi
- Będzin – nerka i pałac
- Będzin – kirkut i zamek
- Dolní Kounice [2] i Veveří
- Dolní Kounice [1]
- Velké Pavlovice [3]
- Velké Pavlovice [2]
- Velké Pavlovice [1]
- Safranbolu i Hadrianopolis
- Divriği
- Karahan Tepe i Göbekli Tepe
- Herbata i Dara
- Most w Malabadi i Zerzevan Kalesi
- Koty i Ahtamar
- Van – muzeum i twierdza
- Pałac Ishaka Paszy i wodospad
- Śniadanie z kotem… i Kars
- Ardahan, Kars i Katerina
- Przez Goderdzi do Turcji
- Dom rodzinny i winiarnia
- Most i wodospad Machunceti
- Bazar, plaża i ogród botaniczny
- Park dendrologiczny
- Sameba
- W Batumi… deszcz
- Batumi po latach
- Poranek u Daro
- „Przejście/a” graniczne
- Do Sarpi, po latach
- Marina i dwa muzea
- Fort i muzeum fotografii
- Monte i dwa ogrody
- Klasztor i ciastka
- Muzeum i kościół São Pedro
- Blandy’s Wine Lodge
- Spacer… i owocki
- Spacer po Funchal
- Madera sanatoryjnie
- Galeria, osły, Kalawasos i Tochni
- Opactwo i Zamek
- Kirenia
- Salamina i Famagusta
- Larnaka
- Port w Amathous i Limassol
- Nikozja
- Muzeum Morskie i morze
- Wina, azbest i monastery
- Mizoginistyczne monastery
- Choirokoitia i wioski górskie
starsze w archiwum
Herbata turecka w Polsce nam nie smakowała, czy to z powodu wody, czy klimatu nie wiem. A tam piliśmy ją z przyjemnością!
Wyprawy do Gruzji Wam zazdroszczę! To mój od dawna niespełniony kierunek.
Nie ma co zazdrościć, wystarczy trochę chęci i ją zrealizować…
U nas wyglądało to tak: droga do Gruzji