cmentarze
Chrzanów
Najciemniej pod latarnią więc i punkt początkowy, i końcowy, każdej naszej trasy jakoś nam umykał. Czas nadrobić tę zaległość i opisać Chrzanów – miasto na pograniczu… na wielu pograniczach. Historia umieściła je na granicy Śląska i Małopolski. I tak raz do tego raz do tamtego województwa go przypisywano. II wojna światowa też zadbała o to by Chrzanów znalazł się na granicy … Kontynuuj czytanie
Kaczyka i malowane monastery
Do Suczawy dojechaliśmy z Cricovej jednym ciągiem. Mieliśmy co prawda pewne plany co do zwiedzania Starego Orhei (Orheiul Vechi), ale Mołdawska „uprzejmość” zniechęciła nas do dłuższego tam pobytu – może kiedyś… W efekcie pozostały nam mołdawskie leje – nie do wymiany, poza Mołdawią. A szkoda – moglibyśmy dokupić jeszcze mołdawskiego wina, a tak zostały na „następny raz”. Kilka godzin … Kontynuuj czytanie
Aj-Petri, Bachczysaraj i kamienne miasto
W. się zbuntował – „być nad ciepłym morzem i nawet nie popływać…” więc w końcu trzeba było iść na plażę. I tak przez dwa dni moczyliśmy się w Morzu Czarnym. Po tej przerwie postanowiliśmy pojechać do Bakczysaraju. Wybraliśmy drogę zwaną przez miejscowych „językami teściowej”. Składała się ona z krótkich acz stromych zakrętów, po czym przeszła w serię regularnych agrafek. Nie można … Kontynuuj czytanie
wulkany, błota i Teodozja
Ograniczeni czasem, chcąc obejrzeć wulkany błotne, nie zobaczyliśmy innych atrakcji Kerczu, coś za coś. Prawie prosto z Kerczu pojechaliśmy do Bułganackiej Grupy Wulkanicznej (tak brzmi ich oficjalna nazwa), a chociaż znajduje się ona kilka kilometrów od Kerczu, obok wsi Bondarenkowo z braku drogowskazów jechaliśmy nieco „na czuja”. Zaraz za Kerczem przejechaliśmy cmentarz pełen świeżych grobów. Czyżby cholera? … Kontynuuj czytanie
od Ałupki do Liwadii i Koktebel
Następnego dnia skoczyliśmy do Ałupki. Jako że Erynia przegapiła właściwy zjazd do miasta wylądowaliśmy, zupełnie niechcący, na starym cmentarzu. Nie stał się on ostatnim miejscem naszego pobytu między innymi dlatego, że naszym celem był pałac Woroncowa – gubernatora Kraju Noworosyjskiego. Przed odwiedzinami pałacu wstąpiliśmy na przystań obok której W. popływał sobie w Morzu Czarnym. Pałac ma szalony … Kontynuuj czytanie
Lwów
Na pierwszy ogień poszedł Lwów. Dotarliśmy tam bladym świtem około 6 rano, za wcześnie na zakwaterowanie się, za późno na sen. Ulice były pełne dozorców zamiatających posesje. Z marszu wybraliśmy się na Kopiec Unii Lubelskiej. Byliśmy święcie przekonani, że w sobotę, o tak młodej godzinie będziemy tam sami. Otóż nie. Po drodze mijali nas biegacze, młodzi ubrani „randkowo” … Kontynuuj czytanie
Praga
Firma wysłała W. na delegację w okolice Pragi. Erynia aż zawyła z nadziei na odwiedzenie stolicy Czechów. Nie można jej było zawieść. Wyjechaliśmy w czwartek tak by „obowiązki” załatwić w piątek, a weekend przeznaczyć na zwiedzanie. Oczywiście nie obyło się bez przygód na starcie. Po przejechaniu 50 km zaczęło lekko padać, a wycieraczki odmówiły posłuszeństwa. Sprawdziliśmy bezpieczniki, były w porządku, a wycieraczki nie działały. … Kontynuuj czytanie
od Bunratty po Kinsale i Cork
Nie samą wodą człowiek żyje, zanurzyć się trzeba i w historii. Znowu W. i jego archeologiczne ciągotki. Usłyszał od G., że w Irlandii jest sporo kamieni, mniej lub bardziej megalitycznych. Poszukaliśmy w przewodniku, i pojechaliśmy w kierunku Limerick. W. chciał się zobaczyć grób gigantów, był taki w przewodniku, ale z żaden sposób nie można było tego zlokalizować. W końcu pojechaliśmy przez Adare – urocze miasteczko z bardzo … Kontynuuj czytanie
Tralee i półwysep Dingle
Zwiedzanie postanowiliśmy zacząć od półwyspu Dingle, „bo tam są piękne klify i widoki”. Pierwszym krokiem stało się Tralee gdzie na Denny Str., miały być piękne gregoriańskie domy. Szukając drogi kupiliśmy czapkę (W.) i płyty z muzyka irlandzką (Erynia) aż w końcu znaleźliśmy tę ulicę po kilku rozmowach z Irlandczykami. Irlandczycy byli bardzo uprzejmymi i mili, co w żadnym stopniu nie ułatwiało ich … Kontynuuj czytanie
Tokaj
Erynia jednak nie byłaby sobą gdyby czegoś nie wyszukała. Tak było i tym razem, patrząc na mapę trasy niewinnie spytała „a może zamiast jechać przez Debreczyn wstąpimy do Tokaju?” Czemu nie, W. przestawił GPSa i po stu-paru kilometrach dojechaliśmy. „Być w Tokaju i nie zwiedzić piwnic, to jak być w Rzymie i…” więc, po konsultacji w informacji turystycznej wynajęliśmy kwaterę … Kontynuuj czytanie
Sibiu, Alba Iulia
i wesoły cmentarz
Po powrocie do pensjonatu rzuciliśmy się na mamałygę (Mămăligă cu brânză şi smântână) i mici (rumuński odpowiednik kebabcze). Kolacji za 28Lei nie dało się przejeść. O ile sama mamałyga nie zachwyca smakiem niewyrobionych smakoszy, o tyle ten ser i ta śmietana – mmmm… Przeżycia (przeżycie) tego dnia doprowadziło do tego, że Erynia padła do łóżka, nie zdejmując nawet skarpetek. Rano … Kontynuuj czytanie
Curtea de Argeş
i Trasa Transfogaraska
Od granicy jechaliśmy omijając autostrady, nawet nie wiemy czy są płatne, jadąc czasami objazdami – policja kierowała w bok od trasy, a czasem myląc drogę, zamiast autostradą, przez Târgovişte, dojechaliśmy w końcu, około 3 nad ranem, do Piteşti. Przysnęliśmy tam w samochodzie przy zajezdni autobusowej. Towarzyszyły nam hordy bezpańskich, żebrzących psów. Jeden dostał rano 3 jajka, które zostały nam jeszcze z Polski … Kontynuuj czytanie
Dolina Róż i Szipka
W końcu musieliśmy opuścić Bułgarię, ale nie bylibyśmy sobą gdybyśmy o coś nie zahaczyli po drodze. I tak wylądowaliśmy w Kazanłyku – stolicy Doliny Róż i Doliny Trackich Królów. Po drodze spotkaliśmy się z jedynymi w trasie wypadkami. Jeden, czołowy, jakby na skrzyżowaniu, oba wozy chciały skręcić w lewo i zrobiły to szybko, i stanowczo spotykając się na środku. Drugi znacznie groźniejszy. Nawet nie wiemy kto … Kontynuuj czytanie
Nesebar i Pomorie
Kolejnym punktem podróży był Nesebyr (W. mówi Neseber, a sami Bułgarzy nazwę tłumaczą z cyrylicy jako Nesebar), zwany bułgarskim Dubrownikiem. Miejsce piękne, i naszym zdaniem warte zobaczenia, pomimo dzikich tłumów i straganów zastawiających zabytki. Praktycznie nie daje się obejrzeć oryginalnych fasad budynków – całe miasto obrosło straganami. Na szczęście ktoś pomyślał i zabronił zastawiania straganami ścian zabytkowych cerkwi. Przynajmniej … Kontynuuj czytanie
Antonin i Gołuchów
Od czasu do czasu trzeba odwiedzić groby rodzinne. W końcu powinniśmy pamiętać o tym skąd pochodzimy nie tylko w listopadzie – szczególnie że jesienią pogoda nastraja raczej depresyjnie niż retrospektywnie. Za to wiosna… też pogodą nie zachwyciła, mimo to pojechaliśmy do Wielkopolski. Po odwiedzeniu „rodzinnego” cmentarza należało pójść w las… no dobrze – do pałaców. Na pierwszy ogień … Kontynuuj czytanie
szlak meczetów i cerkwi
Trasę powrotną zaplanowaliśmy tak by zwiedzić Bohoniki i Kruszyniany – siedziby Tatarów polskich, oraz Hajnówkę i Świętą Górę Grabarkę – cel pielgrzymek prawosławnych. W Bohonikach, odwiedziliśmy meczet, w którym opowiedziano nam historię miejsca i ludzi tam żyjących. Nie można też było nie obejrzeć mizaru – jednego z siedmiu w Polsce. Zrozumieliśmy tam zasadę, którą narzucił Tatarom Sobieski. Musieli się żenić … Kontynuuj czytanie
Litwa
Litwa – to cała epopeja. Odwiedziliśmy ją parę razy, w końcu było blisko, a granicy brak. Bardzo ciekawy kraj. Gdy jedzie się drogą to widać inne niż w Polsce, rozmiary i rozmieszczenia wsi. Przy drogach, zazwyczaj, jest pusto, a wokół, co górka to parę budynków – i to cała wieś. Miasta były bardziej zwarte. – Druskienniki Druskienniki – kurort wypoczynkowy ze … Kontynuuj czytanie
kajakiem po Wigrach
Być na Suwalszczyźnie i nie być na Wigrach to wstyd i hańba. Toteż i nas tam poniosło. Po zwiedzeniu klasztoru, a właściwie „ośrodka wypoczynkowego”, poszliśmy obejrzeć kościół i katakumby. W połowie lat 70. można tam było jeszcze zobaczyć autentyczne szczątki mnichów, i to za darmo. A teraz… śmiech pusty w zapusty, a na dodatek płatne. Pod klasztorem przemiły Pan produkujący i sprzedający ozdoby z koralików rozpoznał w nas „bezbłędnie” … Kontynuuj czytanie

