Niedaleko od Denny Str. jest Kerry County Museum, więc też je zwiedziliśmy, a co tam. I oczywiście, tak typowe dla Irlandii – „zagospodarowana zieleń” Ashe Memorial Town Park.
W dwóch Informacjach Turystycznych w Tralee powiedziano nam, że okoliczne klify są najpiękniejszymi klifami w całej Irlandii. Może to i był patriotyzm lokalny, ale po wyjeździe z miasta przypomniały nam się słowa piosenki „kocham cię jak Irlandię”. Poczuliśmy, że nabierają głębokiego znaczenia. Szczególnie że pogoda była świetna. I nie umniejszyło tego nawet spotkanie, w okolicach Killelton, z piękną plażą, na której śmierdziało kiszonką, gnijącą padliną i ściekami. Nawet woda miała lekko brązowawy kolor. Druga z plaż, pod Dingle, nie miała już tego „kolorytu”, barwy podstawowe pozostały. Dingle jest pięknym, malowniczym nadmorskim miasteczkiem z restauracyjkami rybnymi. Po spacerze wzdłuż mola i odwiedzeniu oceanarium – porównywalnego z większością oglądanych w Polsce – zamówiliśmy, w małej restauracyjce mule z sosem czosnkowym podlane winem – palce lizać! – i dalej w drogę pętlą półwyspu Dingle. Rzeczywiście – klify są przepiękne, a plaża w pobliżu Coumeenoole North przeniosła nas w nierzeczywisty świat wody, plaży i nieba. Sypki, czysty piasek na plaży gładkiej jak stół, pod błękitnym niebem i wśród pachnących wiatrem fal oceanu. Na dodatek widok na malownicze wyspy. Mimo połowy marca W. zdjął buty i próbował namówić Erynię na to by boso pospacerowała po plaży. Początkowo Erynia spojrzała na niego jak na wariata (czyli normalnie), ale po chwili poszła za jego przykładem i spróbowała. Woda była lekko chłodna, ale po paru minutach brodzenia w falach Atlantyku poczuła się jak nowonarodzona. W. tylko się uśmiechał – skąd on to wiedział! Nie chciało się stamtąd wyjeżdżać, ale czas nas poganiał. Na naszą drogę spoglądały ośnieżone szczyty gór, a wokół było zielono i na wygrodzonych kamiennymi murkami łąkach pasły się owce. Ale nie tylko baranom mieliśmy przyjemność się przyglądać. Przy drodze znalazło się Oratorium Gallarus. Bardzo ciekawe podejście do opłat za zwiedzanie. W sezonie wejście jest płatne, poza sezonem tylko otwarte(!). Samo oratorium, zbudowane jak neolityczne grobowce, sprawia wrażenie kamiennego stogu siana. Z przodu otwór wejściowy, z tyłu małe okienko – i tyle zwiedzania. Ale głupio byłoby nie zobaczyć! W pobliżu znaleźliśmy jeszcze Kilmalkedar, z ruinami kościoła i starym cmentarzem, na którym ktoś odwrotnie postawił stary kamienny zegar słoneczny. Po drodze znaleźliśmy jeszcze zamknięty kościółek, który kościółkiem być przestał stając się domem mieszkalnym. Świetny sposób na zagospodarowanie pustostanów. Ciekawe ile by się dało wygospodarować mieszkań M5 z Bazyliki Watykańskiej!
Do Dingle dojechaliśmy po zmierzchu, a stamtąd to już prosto do Mallow.
Podkład muzyczny: „Irish Suite (c.2)”
udostępniony przez: Micamac – osobiście