Muzeum Pałac Herbsta okazał się miejscem bardzo interesującym, i to zarówno w kwestii architektury jak i wystaw, a nawet małej oranżerii. W budynku głównym zorganizowano muzeum wnętrz, a w powozowni Galerię Sztuki Dawnej, w tym zbiorów Czartoryskich. Obie bardzo interesujące i bogate w eksponaty. Zwiedzanie pobudziło w nas potrzeby bardziej przyziemne. Na szczęście w pobliżu, oprócz loftów w dawnej fabryce Scheiblera, była również całkiem niczego sobie restauracja Česky Film. Potrawy były czeskie – bardzo dobre choć wąż w kieszeni syczał. No, ale czego się spodziewać przy loftach?! Planując trasę W. znalazł w Google ciekawie wyglądającą fabrykę w pobliżu miejsca do parkowania, wiec po jedzeniu zabrał Erynię na spacer wzdłuż ulicy Magazynowej. Fabryka jak fabryka, ale na początku ulicy Erynia zwróciła jego uwagę na zaniedbany budynek, który okazał się perełką rzuconą przed wieprze. Piszemy tak z pełną świadomością bo właśnie Prezydent Miasta Łodzi zamiast wspomagać Muzeum Książki Artystycznej usiłuje je zlikwidować. Fakt, willa Grohmana jak najbardziej wymaga remontu, niemniej jednak likwidacja takiego muzeum woła o pomstę do nieba!, a w Muzeum zgromadzono unikalne maszyny drukarskie, w tym takie których nigdzie na świecie już znaleźć się nie da!, a wszystko to żywe i pracujące pod nadzorem pasjonata i mistrza Janusza Tryzno. Sami mieliśmy okazję przyjrzeć się jak na ponadstuletnim eksponacie odlewano czcionki! Resztę także obejrzeliśmy, a nie jest to łatwe bez wcześniejszego umówienia się – Erynia po raz kolejny miała fuksa. Nie wiadomo dlaczego zaczęła się upierać, że tylko ona go ma (tego fuksa) i Muzeum Kinematografii będzie już zamknięte – nie było. W. miał rację i na koniec dnia mieliśmy jeszcze okazję zwiedzić i to muzeum. Ciekawe eksponaty z planu, montażowni i kina – w tym całkiem ładna kolekcja plakatów (więcej w archiwum, ale to na długie zwiedzanie). Niestety na palmiarnię już czasu nie starczyło – może uda się następnym razem.
Po kolacji, którą zjedliśmy w miłym towarzystwie, poszliśmy na spacer po Manufakturze – centrum handlowym urządzonym w odrestaurowanych budynkach pofabrycznych. Erynia syczała, że mogło by być podobnie w Silesia City Center w Katowicach. Syczenie było niebezpodstawne, gdyż Erynia ogląda SCC codziennie z biurowych okien. Łódzki widok był dużo ładniejszy. Po terenie Manufaktury przeszliśmy wzdłuż spory fragment ulicy Piotrkowskiej (po łódzku: Pietryny). Ładne dekoracje świąteczne zasłaniały zarówno budynki odnowione jak i jeszcze te oczekujące na renowację, ogólnie jednak spacer był interesujący nie tylko jako przygotowanie do smacznego snu.
Dzień następny rozpoczęliśmy od odwiedzenia cmentarza żydowskiego (po łódzku: Kirchol), jednej z większych nekropolii żydowskich w Polsce. Przy wejściu stoi stylowy, oryginalny dom przedpogrzebowy, w którym można było obejrzeć nawet pomieszczenie do przygotowywania zwłok. Wejście na właściwy cmentarz jest vis-à-vis. W. chyba jest zmanierowany po cmentarzu we Wrocławiu, bo cały czas marudził, że to wygląda jak cmentarz w lesie lub chaczkarowisko. Właściwie tylko główna aleja, przy której stało mauzoleum Poznańskich, i pole gettowe odbiegały od „standardu”. Niemniej jednak cmentarz robi wrażenie zarówno wielkością jak i pamięcią tych, co przeżyli, o tych, których pomordowano. Na murze można było odczytać tablice wspominkowe w wielu językach, a praktycznie całe pole gettowe to jedne wielkie wspominki symboliczne – bo w końcu kto tak naprawdę wie, gdzie są pochowane te tysiące jednostkowych tragedii.
Aby cofnąć się przed okres holokaustu i spojrzeć na życie miasta, ruszyliśmy do Muzeum Pałacu Poznańskich. I to już była rozkosz dla ducha. Muzeum pokazuje nie tylko miejsce życia i pracy jednego z najbogatszych fabrykantów Łodzi, ale i bardzo ciekawie zorganizowane wystawy tematyczne pokazujące wiele ciekawych faktów z życia wielkich Polaków: Juliana Tuwima, Jana Karskiego, Artura Rubinsteina, Aleksandra Tansmana i innych.
W. co prawda nie lubi dużych miast, ale czasami się przełamuje, szczególnie gdy w grę wchodzi odwiedzenie przyjaciół (i obejrzenie czegoś, czego jeszcze nie widział). Tym razem przełamał się na tyle, że wstał przed piątą by dotrzeć do Łodzi w okolicy godziny 10-tej. I dotarliśmy… od razu w pobliże Księżego Młyna. Jest to kwartał domów robotniczych przy fabrykach, ze szkołą, szpitalem i, ponieważ fabrykant chciał mieć wszystko na oku, pałacem Herbsta. Zaczęliśmy od obejrzenia familoków (ups! po łódzku familok to famuła). W sumie pomysł był dobry (jak na tamte czasy), ale realizacja dosyć prymitywna. Porównując do Nikiszowca można powiedzieć że wyglądają jak pudełka przy rzeźbie (nie kubisty). Niby kubizm to też sztuka, ale W. woli coś bardziej wyrafinowanego (ten to wymagania! – dopisek Erynii). Za to Łódź
3 odpowiedzi na Łódź
Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi
Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.
Szukaj
Kategorie
Lata
…komentarze.
- W. - Trzy winnice i wioska
- Mariusz Maślanka - Trzy winnice i wioska
- Erynia - Brno – spacer
- Asia - Brno – spacer
- W. - Do Brna
- Erynia - Do Brna
- Pudelek - Do Brna
- w. - Wisząca kładka i Zamek
- Pudelek - Wisząca kładka i Zamek
- w. - Zamki i kamienie
- MI - Zamki i kamienie
- MI - Zamki i kamienie
Galeria albumów
ogólne…
RODO
Przydasie
-
Nasze miejsca:
- Brno – kości i piwo
- Špilberk
- Brno – muzeum i katedra
- Brno – spacer
- Do Brna
- Urodzinowa niespodzianka
- Winiarnia Begala
- Winiarnia Hornik
- Wisząca kładka i Zamek
- Winiarnia Macik
- Malá Tŕňa II
- Będzin – miasto i Żydzi
- Będzin – nerka i pałac
- Będzin – kirkut i zamek
- Dolní Kounice [2] i Veveří
- Dolní Kounice [1]
- Velké Pavlovice [3]
- Velké Pavlovice [2]
- Velké Pavlovice [1]
- Safranbolu i Hadrianopolis
- Divriği
- Karahan Tepe i Göbekli Tepe
- Herbata i Dara
- Most w Malabadi i Zerzevan Kalesi
- Koty i Ahtamar
- Van – muzeum i twierdza
- Pałac Ishaka Paszy i wodospad
- Śniadanie z kotem… i Kars
- Ardahan, Kars i Katerina
- Przez Goderdzi do Turcji
- Dom rodzinny i winiarnia
- Most i wodospad Machunceti
- Bazar, plaża i ogród botaniczny
- Park dendrologiczny
- Sameba
- W Batumi… deszcz
- Batumi po latach
- Poranek u Daro
- „Przejście/a” graniczne
- Do Sarpi, po latach
- Marina i dwa muzea
- Fort i muzeum fotografii
- Monte i dwa ogrody
- Klasztor i ciastka
- Muzeum i kościół São Pedro
- Blandy’s Wine Lodge
- Spacer… i owocki
- Spacer po Funchal
- Madera sanatoryjnie
- Galeria, osły, Kalawasos i Tochni
- Opactwo i Zamek
- Kirenia
- Salamina i Famagusta
- Larnaka
- Port w Amathous i Limassol
- Nikozja
- Muzeum Morskie i morze
- Wina, azbest i monastery
- Mizoginistyczne monastery
- Choirokoitia i wioski górskie
starsze w archiwum
Więcej o rewaloryzacji Księżego Młyna można przeczytać tutaj:
http://nowyzabytek.pl/rewitalizacja-ksiezego-mlyna/
Kiedyś nieźle znałam Łódź, jakiś czas tam studiowałam zaocznie – czyli przyjazdy, jedzenie na mieście, noclegi, teatry itp To było dawno i cała “moja” łódź, to Piotrkowska, Uniwersytet, Kościuszki i jeszcze ze trzy ulice. I kawiarnia “Honoratka” – z najgorszą kawą świata nalewaną przez godne siwowłose damy z porcelanowych dzbanków i najlepsza na świecie szarlotka domowa z bitą śmietaną i kulką lodów i jeszcze doskonała, domowa babka. W Honoratce trzeba było bywać, jeżeli człowiek chciał wielkich artystów oglądać z bliska. Reszta miasta brudna, zaśmiecona, ładne kamienice zarosłe w oficynach grzybem i cuchnące nieszczelną kanalizacją. Prężne życie towarzyskie i kulturalne. Taka to była moja Łódź.
Ta szarlotka z bitą śmietaną brzmi pysznie. W Łodzi jest jeszcze wiele do zrobienia ale to co już zrobiono, wygląda zachęcająco. Tylko Muzeum Książki żal…