browser icon
Używasz niezabezpieczonej wersji przeglądarki internetowej . Należy zaktualizować przeglądarkę!
Korzystanie z przestarzałej przeglądarki sprawia, że komputer nie jest zabezpieczony. Proszę zaktualizować przeglądarkę lub zainstaluj nowszą przeglądarkę.

Kościoły ryglowe

Prognozy pogody – wciąż deszczowo-burzowe – zniechęciły nas ostatecznie do kajaków. Drewniany kościół z poprzedniego dnia natchnął z kolei W. do poszukiwań kolejnych egzemplarzy takowych na południowych Kaszubach. I owszem, takowe są.
do albumu zdjęć

Sąpolno

Zanim wszakże dotarliśmy do pierwszego, zatrzymaliśmy się w Sąpolnie (kaszb. Sąpólno / niem. Sampohl), zaintrygowani tablicą informacyjną przy starym cmentarzu ewangelickim. Otóż wedle informacji, obiekt został zrewitalizowany za pieniądze unijne. Realnie, owa rewitalizacja polegała na postawieniu nowego ogrodzenia i dwóch tablic (historycznej i unijnej). Z kamieni nagrobnych zostały marne rozbite szczątki walające się tu ówdzie – nikomu nie chciało się nawet zrobić lapidarium, zielsko porastające cały teren nietknięte. Dobrze chociaż, ze w ramach „rewitalizacji” nikt nie wpadł na pomysł wycięcia starodrzewu. Jest więc nadzieja, że może kiedyś powstanie tam park.
We wsi zachował się również fragment parku oraz budynek starego dworu Konarskich, użytkowany obecnie jako dom nauczyciela. Wedle przewodnika po Kaszubach autorstwa Jarosława Ellwarta warto zobaczyć te miejsca. Naszym zdaniem nie warto, chyba że chce się zobaczyć odpadające tynki pozbawione zdobień, plastikowe okna i takież drzwi, wstawione w miejsce oryginalnych, zapewne drewnianych. Z lekka się „zdrzaźniliśmy”.
do albumu zdjęć

Gwieździn

Gwieździn (kaszb. Gwiôzdzyn / niem. Förstenau) – wnętrze kościoła, mimo barokowego wyposażenia, nie powala na kolana aczkolwiek zarówno barokowy ołtarz główny jak i zdobiona empora z prospektem organowym warte są uwagi. Co do „wiejskiej historii” to osada lokowana na „surowym korzeniu” w 1376 r. Od XV w. należała do dóbr królewskich. W okresie kontrreformacji Gwieździn był główną bazą jezuitów z Chojnic. Wówczas to ewangelicy za pochówek na tutejszym cmentarzu musieli wnosić pięciokrotnie wyższą opłatę niż katolicy. Drewniany kościół został wybudowany w drugiej połowie XVII w. z fundacji starosty człuchowskiego Mikołaja Radziwiłła.
 
do albumu zdjęć

Olszanowo

Olszanowo (kaszb. Òlszónowò / niem. Elsenow) – kościół, mikrych rozmiarów, oczywiście zamknięty, więc niewiele zobaczyliśmy wewnątrz. Zewnętrznie wygląda na czysty i zadbany. Wieś była lokowana również pod koniec XIV wieku, parafia ewangelicka przetrwała do 1945 r.
 
Bińcze (niem. Bärenwalde) – wnętrze kościoła warte jest tego by do niego wejść i wyjść,
do albumu zdjęć

Bińcze

zewnętrzna strona jest trochę bardziej interesująca chociaż otynkowania prezbiterium trochę nie pasują do ryglowej struktury pozostałej części kościoła. Ubogie wyposażenie wnętrz potwierdza historia według której ewangelicy opuścili go w roku 1945. Na uwagę zasługuje za to koszmarek postawiony w dawnym parku dworskim, po którym pozostał starodrzew i kałużowata sadzawka.
 
do albumu zdjęć

Cierznie

Cierznie (kaszb. Cérznié / niem. Peterswalde) – kościół ryglowy z 1758 r., wnętrze podobno z końca XVIII w. nam nie wydało się szczególnie interesujące. We wsi zachowała się jeszcze XIX w. chałupa z drewnianym szczytem na trzech podporach.
do albumu zdjęć

Krzemieniewo


Krzemieniewo – ten kościół też był otwarty, więc mogliśmy obejrzeć wnętrza niezbyt bogate lecz „przytulne”. Interesujący był również przedsionek, pod dzwonnicą.
 
do albumu zdjęć

Sierpowo

Sierpowo (niem. Breitenfelde) – w kościele trwała msza więc wnętrza były niezbyt dostępne do fotografowania – też specjalnie nie było czego fotografować. Ze starego cmentarza zachowały się dwa (żeliwne) krzyże z prawie niewidocznymi niemieckimi napisami. Tuż za płotem jest tartak – w niedzielę nie pracuje więc msze nie są zagłuszane rżnięciem.
 
Czarne (dawniej Hamersztyn, niem. Hammerstein), kiedyś ważne miasteczko lokowane przy trasie Człuchów Szczecinek obecnie nawet strona WWW ma dziury. Za to dziur w mieście jakby mniej, za to historii niewiele bo zabudowa była zrąbana przez Armię Czerwoną. Aż dziwne, że uchował się pałac Livoniusów, wzniesiony na miejscu krzyżackiej warowni – obecnie pełniący funkcję Domu Pomocy Społecznej, więc z wiadomych przyczyn nie pchaliśmy się tam z aparatami. Ponieważ trochę nam zwiedzanie podziałało na apetyt zjedliśmy, nawet smaczny, obiad w restauracji klubowej na Rynku. Rosół był, według nas, wegetariański (absolutny brak tłuszczu, a dawka marchewki o wiele przekraczała dopuszczalne dzienne stężenie). Karkówka była dużo lepsza.
do albumu zdjęć

Czarne

Kościół ryglowy stoi niedaleko rynku. Jest duży, ryglowo-ceglany, bez białego wypełnienia (tynku) za to stojący na pustym placu i zamknięty. Wszędzie panowała atmosfera małomiasteczkowa. Przy niektórych blokach można było zobaczyć małe ogródki pod oknami. Nas zachwyciły piękne pnące róże Nostalgie (czerwone brzegi, kremowe wypełnienie) przy wejściu do jednego z domów. Erynia zadecydowała: upolować. Tylko gdzie je posadzimy?
do albumu zdjęć

Rezerwat Cisów

Dobre oznakowanie poprowadziło nas do małego parkingu pod samym wejściem do Rezerwatu Cisów 5 km od Czarnego. Erynia była zachwycona lasem nie tkniętym piłą i ścieżkami bez śladów quadów czy ciężarówek po zrywce drzewa. W. zauważył rzesze mrówek, muchy i komarów (tych na szczęście nie było mrowia) – jak to w dzikim lesie. Za to – nie jak w dzikim lesie – wokół ścieżki dydaktycznej rozstawione były klosze lub ogrodzenia z metalowej siatki zabezpieczające przed zadeptaniem małe samosiejki cisów.
W Międzyborzu (kaszb. Miedzëbórz) (uwaga na mapy Google – trochę głupieją z adresami) wypadł nam nieplanowany postój,
do albumu zdjęć

Międzybórz

W. zaparkował przy czymś nietypowym w tym regionie: cerkwi greckokatolickiej. Wyglądała na nową, a została wybudowana przez „Ukraińców” przesiedlonych w ramach kontrowersyjnej Akcji Wisła spod Sanoka. Cudzysłów został użyty celowo, bo nie damy sobie obciąć pazurków, czy nie chodziło czasem o mniejszość łemkowską i/lub bojkowską, o Polakach z kresów nie mówiąc – spotkana kobieta „przyjechała” spod Lwowa. Na cmentarzu nagrobki są zarówno polskie jak i ukraińskie, z czego część pisana cyrylicą. Groby niemieckie z tyłu, kompletnie zaniedbane, tamta cześć cmentarza nie tknięta kosą. Może to i lepiej – czego nie widać tego się (świadomie) nie niszczy. Kilkadziesiąt metrów dalej stał, również zamknięty, kościół katolicki pod tym samym wezwaniem – ciekawe! Właściwie prawie tym samym:
Cerkiew Podwyższenia Krzyża Pańskiego
i
Kościół pw. Podwyższenia Krzyża Św.”.
Kawałek dalej stały (jeszcze) sypiące się domy drewniane, część w konstrukcji ryglowej, a nad rzeczką Białą przywitały nas konie.
 
do albumu zdjęć

Brzezie

Brzezie (kaszb. Brzezé) – największy z ryglowych kościołów oglądanych dotychczas, niestety barokowe wnętrze mogliśmy oglądać jedynie przez kratę bo kościół był oczywiście zamknięty. Na ile mogliśmy dostrzec z daleka nad prezbiterium jest pięknie malowany sufit.
 
do albumu zdjęć

Pieniężnica

Pieniężnica (kaszb. Pieniãżnica, niem.: Penkuhl) – kościół był mały, ale tak postawiony, na górce, wśród zabudowań, że najlepiej widać go było z dołu wsi. Oczywiście był zamknięty. Poszukując dobrego ujęcia zoczyliśmy boćkową rodzinę na gnieździe oraz trochę zachowanej przedwojennej zabudowy, ceglanych domów z dwuspadowymi dachami i małymi oknami, trochę drewnianych chałup i zabudowań gospodarczych.
 
Przejeżdżając całą trasę co jakiś czas albo W., albo Erynia decydowali
do albumu zdjęć

Kaszubskie Drogi

o zatrzymaniu Drakula i podziwianiu dróg to leśnych, to asfaltowych, pięknie ocienionych drzewami. Nie chcielibyśmy jednak by jakiś kretyn, zobaczywszy nasze zdjęcia, nie doszedł do wniosku, że trzeba wyciąć te straszne, rzucające się na kierowców, drzewa.
Na koniec zostawiliśmy sobie Swornegacie gdzie Erynia miała nadzieję na gofry ze śmietaną i jagodami. Przez cała drogę Erynia po cichu żałowała nieodbytego spływu Zbrzycą, gdyż wbrew prognozom i pomimo pochmurnego nieba, zrobiło się gorąco, a i z nieba kropla deszczu nie spadła. Zdanie zmieniliśmy dojeżdżając do Swornychgaci, w których o tej porze kończylibyśmy spływ. Nad miastem było oberwanie chmury i ściana deszczu. W dalszej okolicy układ chmur mógł wskazywać nawet na małą trąbę powietrzną. Niezrażeni, kupiliśmy świetne rzemieślnicze lody w ulubionym sklepie (gofrów jeszcze nie było – początek sezonu) i uciekliśmy do domu brodząc w wodzie po kostki bo w ciągu paru minut zagłębienie, z którego wchodzi się do sklepu, zalała woda. Sklepowi też się dostało.
poprzedni
następny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.