Dwa kościoły, wilki i tatar
Z Galerii Uffizi wyszliśmy nieźle skołowani i poszliśmy w kierunku franciszkańskiej bazyliki św.Krzyża po drodze podziwiając wielki zegar słoneczny pod Muzeum Galileusza. Basilica di Santa Croce pojawiła się w naszych planach tak jakoś zupełnie naturalnie. Tam, oprócz nagrobków zasłużonych florentczyków (Michała Anioła, Dante Alighieriego, Galileusza czy Machiavellego i innych) oraz kolejnych kaplic rodowych miejscowej arystokracji, niemało jest widocznych poloników: choćby w kaplicy Castellanich znajduje się grobowiec polskiego malarza Michała Bogoria-Skotnickiego (1775-1808), wykonany przez Stefano Ricci, oraz również arystokraty, polityka (posła na Sejm Czteroletni) i kompozytora, księcia Michała Kleofasa Ogińskiego (1765-1833), tego od dawnego maturalnego poloneza. W kolejnym krużganku znajduje się tablica nagrobna Aleksandry Moszczeńskiej, zmarłej w wieku 22 lat w 1838 roku, ukochanej Juliusza Słowackiego. Z kolei w kaplicy Salvatich, znajduje się nagrobek córki Izabeli Czartoryskiej (Zofii Zamoyskiej z Czartoryskich), zmarłej w 1837 roku. Pomnik wykonał Lorenzo Bartolini. Obok znajduje się nagrobek Zofii Cieszkowskiej z Kickich w formie brązowych „drzwi śmierci”, wykonany w latach 1870-72 przez mieszkającego we Florencji poetę i rzeźbiarza Teofila Lenartowicza. Jego dziełem jest również znajdująca się w tym kościele płaskorzeźba – epitafium Włocha Stanislao Bechiego, powstańca styczniowego, przedstawiająca moment jego egzekucji przez Rosjan we Włocławku (w 1882 r.). Widać, że dla Polaków Włochy były drugą ojczyzną już od dawna.
Następnie W., chcąc zrobić przerwę od kościołów, poprowadził do Synagogi, na oko dużej i pięknej. Mogliśmy ją jednak podziwiać jedynie zza płotu, albowiem (ku cichej uldze Erynii), z powodu (ś)wirusa była ona zamknięta. Pod synagogą porozmawialiśmy chwil parę ze strzegącymi jej żołnierzami – też nie wiedzieli kiedy będzie otwarta.
I tutaj W. padł bufor pamięci. Po powrocie do Polski, Basilica di Santa Croce zniknęła mu z pamięci, gdyby nie było zdjęć przez niego robionych nie uwierzyłby, że tam był. Pamięta plac przed bazyliką i rozmowy z żołnierzami pod synagogą – i nic pomiędzy. Już to świadczy o ilości i jakości doznań.
Ponieważ Muzeum Archeologiczne było już zamknięte (i to od godziny 14:00), siłą rzeczy zostawiliśmy je na kolejny dzień. Na sam koniec W. wyciągnął jeszcze coraz bardziej oporną Erynię do Basilica della SS Annunziata, gdzie znowu opadły nam szczęki z podziwu. Całe ściany w ciemnych barwach pokryte bogactwem obrazów, a nad głową złoty sufit. W. udało się nawet zajrzeć za ołtarz i, zanim wyprosił nas stamtąd osobnik w czerni, udało mu się zobaczyć również wejście do kościelnej toalety – coś dziwnego w kościołach katolickich.
Na placu przed klasztorem wataha żelaznych wilków atakowała byle-jaką rzeźbę z mieczem. Wilki te obsiadły dzieci i ich rodzice, więc i my skorzystaliśmy z okazji. Na placu były jeszcze dwie fontanny „człowieko-rybów” i monument na koniu. Też je obejrzeliśmy. Po takim spacerku pozostało nam już tylko skierować się do hotelu by odpocząć chwil parę przed obżarstwem we Fuoco Matto , a tym razem zamówiliśmy tam tatara. Tego smaku świeżo siekanego mięsa nie było w stanie przebić ani awokado, ani marynowana w occie z czerwonego wina cebula, ani nawet wino. Tylko smak wyśmienitego mięsa – cudo! Po przystawce przyszedł czas na danie główne. W. pokosztował policzków wołowych w sosie pomidorowo-mięsnym, a Erynia tagliatelle al ragù. Wszystko podlane piemonckim winem. Na koniec przyszły likiery: wytrawny (Vecchio Amaro del Capo) dla Erynii, słodki dla W. – kelnerom nawet nie trzeba tego było mówić, pamiętali z wczoraj. (96€ – szaleństwo! – ale dobre było!) godziny 14:00), siłą rzeczy zostawiliśmy je na kolejny dzień. Na sam koniec W. wyciągnął jeszcze coraz bardziej oporną Erynię do Basilica della SS Annunziata, gdzie znowu opadły nam szczęki z podziwu. Całe ściany w ciemnych barwach pokryte bogactwem obrazów, a nad głową złoty sufit. W. udało się nawet zajrzeć za ołtarz i, zanim wyprosił nas stamtąd osobnik w czerni, udało mu się zobaczyć również wejście do kościelnej toalety – coś dziwnego w kościołach katolickich.