Samo miasto, położone pięknie na wzgórzach o wysokości ponad 200 m, przypominało nam z daleka turecki Mardin. Skąd te białe ściany? Z przyczyn czysto praktycznych. Jak wiadomo, kolor biały odbija światło, dzięki czemu ściany się nie nagrzewają (cenna cecha w tamtejszym klimacie). Po drugie, już w średniowieczu wiedziano, że wapno jest świetnym środkiem dezynfekującym w przypadku epidemii (a trafiły się takie zarazy w okolicy). Wreszcie, wapna w okolicy było pod dostatkiem. W efekcie mieszkańcy regularnie bielili i bielą ściany domów do dziś. A propos zarazy, jednym z patronów miasta jest św.Orontius, pierwszy biskup Lecce, który ponoć miał wpłynąć na zakończenie takowej epidemii w XVII w. Od tego czasu jego kult jest powszechny. W samym Ostuni, nie dość, że postawili biskupowi barokowy obelisk na placu Wolności (Piazza della Libertà), to jeszcze co roku organizują mu festę, której najbardziej znanym elementem jest orszak konny (Cavalcata di Sant’Oronzo). Niestety, z różnych przyczyn nie załapaliśmy się (na kawalkadę). Wracając do historii, miasto zostało założone przez Messapijczyków około w 8w.p.n.e. Następnie przechodziło z rąk do rąk (między innymi rzymskich, ostrogockich, longobardzkich, normańskich i szwabskich). Warto wspomnieć, że Normanowie w XII w. zadbali o rozwój fortyfikacji miejskich (ich budowę zapoczątkowali jeszcze Messapijczycy). Z naszego punktu widzenia, interesujący jest fakt, że w czasach Izabeli Aragońskiej (matki Bony Sforzy, królowej Polski), Ostuni trafiło również do księstwa Bari. Ponownie, tym razem w ramach prewencji antytureckiej, zadbano o wzmocnienie fortyfikacji miejskich, liczebność mieszkańców wzrosła do 17tys. A do miasta zapraszano humanistów. Takie to czasy były. Po śmierci Bony Ostuni dostało się we władanie Habsburgów. Następnie przeszło jeszcze przez kilku właścicieli, by ostatecznie w 1860 r. zostać włączonym do państwa włoskiego.
Już z daleka Ostuni przywitało nas swoim urokiem i jego czar pogłębiał się z każdą chwilą spędzoną na starówce. Tym razem spenetrowaliśmy ją cokolwiek dokładniej. Oprócz włóczenia się po kościołach, uliczkach i wokół murów musieliśmy oczywiście wdepnąć w ciekawostkę – warsztat artystyczny obróbki drewna oliwkowego. I znaleźć tam można było prawdziwe perełki.
wielogłowa laska
Niestety wszystko co miłe kiedyś się kończy więc i Ostuni opuściliśmy mając co najwyżej nadzieję na podobne doznania w Lecce.