browser icon
Używasz niezabezpieczonej wersji przeglądarki internetowej . Należy zaktualizować przeglądarkę!
Korzystanie z przestarzałej przeglądarki sprawia, że komputer nie jest zabezpieczony. Proszę zaktualizować przeglądarkę lub zainstaluj nowszą przeglądarkę.

Spacer… i owocki

do albumu zdjęć

Spacer…

W. rano wyszedł na balkon i prawie zaklął: w porcie stały dwa wycieczkowce. No to będą tłumy w mieście. Wrócił do pokoju i zobaczył Erynię zapatrzoną w siebie – w swój własny, osobisty i porażający ból głowy, na który nie ma lekarstwa (Erynia z zasady unika środków przeciwbólowych). Nawet śniadanie nie zmniejszyło bólu. No to po jakimś czasie, W. zaproponował drobny spacer. Pomysł był równie zły jak każdy inny, ale przynajmniej można było pooddychać oceanicznym powietrzem z odrobiną spalin. Początkowo mieliśmy zamysł wsiąść do kolejki linowej i połazić po ogrodach Monte. Niestety, razem z nami na ten pomysł wpadły tłumy z wycieczkowców, skutkiem czego zobaczyliśmy kolejkę jak za mięsem w PRL-u – odpuściliśmy sobie.
do albumu zdjęć

Drzwi…

Aż tak PRL-u nie kochaliśmy. Potem snuliśmy się trochę po centrum odkrywając, że malowane drzwi są już nie tylko na jednej uliczce Starego Miasta, ale i na sąsiednich. Na uliczkach tłumy. Tłumów nie było za to w muzeum Cukru (A Cidade do Açúcar Museum), otwartym mimo poniedziałku. Muzeum nas nie powaliło, zlokalizowane w miejscu dawnego (wyburzonego) domu kupca handlującego cukrem, u którego gościł niegdyś Krzysztof Kolumb, mieści w sobie opisane wyłącznie po portugalsku szczątki wykopalisk archeologicznych przeprowadzonych w tym miejscu, głównie ceramikę. Turyści nie władający portugalskim, mieli do dyspozycji, albo „opis słuchany” w obcych językach, albo grube zalaminowane tomiszcza w kilku językach. Przeczytanie jego zawartości trwało znacząco dłużej niż obejście ekspozycji. No szału nie było. Nie polecamy, chyba że jako ciekawostkę pomiędzy…
Do katedry (igreja da Sé) wpadliśmy na ostatnie minuty pełnego oświetlenia, i znów współdzieliliśmy przestrzeń z tłumami. Zero nastroju zadumy czy zachwytu, choć obiektywnie katedra jest piękna z sufitem w stylu mudejar.
W drodze do Mercado dos Lavradores, rzucił nam się w oczy warzywniak z pięknie wystawionymi owockami i warzywami. I tu W. pękł by kupić parę owocków (a na wyspie jest w czym wybierać) – ot, zobaczył, spytał czy do jedzenia bezpośrednio (a nie do gotowania w zupie – było jedno takie zielone wyglądające jak sakiewka) i kupował próbki:
Kolczoch Jadalny

OwockiOwoce i warzywa

  • Nespera – żółte śliweczki z twardą, lekko owłosioną skórką i dużymi pestkami, w smaku kwaśno-słodkie, orzeźwiające 2,2€/kg;
  • banany małe, tak z 8-10cm, skórka bardzo cienka, miąższ twardawy, smak delikatny, bananowy, niezbyt mączysty;
  • mangustao – czarne duże okrągłe owoce; po delikatnym przekrojeniu cienkiej twardawej skórki w środku znaleźliśmy białe cząstki kryjące w sobie pestki (lub nie) za to w smaku wyśmienite. Trudno nam rozdzielić smak na składowe, ale zgadzamy się, że jest to jeden z najsmakowitszych owoców
Po tych drobnych zakupach dotarliśmy w końcu do Mercado, a razem z nami tłumy turystów, nie to co 5 lat temu. Tradycyjnie, stoiska rybne były już wysprzątane (tam się przychodzi rano). Było tylko dwóch sprzedawców: jeden z resztką espadas, a drugi sprzedający tuńczyki. Od tego W. wycyganił drobny kawałek do spróbowania na surowo i doszedł do wniosku, że ten próbowany lat temu parę był wcześniej marynowany. To mięso miało delikatny smak bez żadnych ekstrawagancji lecz przyjemne w smaku.
Poza częścią rybną, cała owocowo-kwiatowo-pamiątkowo-restauracyjna reszta zapchana turystami. Przepraszamy, ale jakoś nie chce nam się wierzyć, że z tego targu (wyjąwszy część rybno-mięsną) korzystają jeszcze mieszkańcy. W. tradycyjnie pękł przy nasionach kwiatów. Ciekawe co z tego wyrośnie, a jak wyrośnie, to czy przetrwa przy kotach. A, na pięterku znaleźliśmy w końcu biuro IT. Erynia wkracza, a tam kobieta wyciąga w jej kierunku dwie mapki: „to jest mapa Funchal, to jest mapa Madery”. Na tym zakończyła interakcję. Ewidentnie cierpią na nadmiar turystów. Ponieważ my też nie przepadamy za tłumami, a Erynię głowa nadal rąbała, wróciliśmy do hotelu, gdzie spożyliśmy owoce, probiotyki, a i Erynia w końcu przeprosiła się z tabletką przeciwbólową. Ale nawet po tabletce, dodatkowy ból sprawiał widok ludzi popijających winko lub ponchę, a tu przymusowa antybiotykowa abstynencja…
 

Podkład muzyczny: „Meu Fado by Paulo de Carvalho
udostępniony przez archive.org

poprzedni
następny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.