browser icon
Używasz niezabezpieczonej wersji przeglądarki internetowej . Należy zaktualizować przeglądarkę!
Korzystanie z przestarzałej przeglądarki sprawia, że komputer nie jest zabezpieczony. Proszę zaktualizować przeglądarkę lub zainstaluj nowszą przeglądarkę.

Od Mardinu do Midyatu

do albumu zdjęć

klasztor Szafranowy

Okolice Mardinu i Midyatu słyną z syryjskich klasztorów. Mają one ciekawy status prawny – bardzo niepewny w obecnym czasie. Dwa najbardziej popularne zwiedziliśmy. Pierwszy, znajdujący się cztery kilometry od Mardinu, nosi nazwę Szafranowego, od barwy murów. Rzecz jasna, są określane pory zwiedzania, z przerwą od 12:00 do 13:00. Wstęp kosztuje kilka lir. Wchodzi się przez część komercyjną, gdzie można pozbyć się gotówki w sklepie, w restauracji (na pyszną herbatę doprawianą na miejscu). Kasa otwiera się dopiero wtedy, gdy pracownicy uznają, że zgromadziła się wystarczająco duża grupa.
Mor Hananyo

Mor Hananyo

Nie zdziwiło nas więc, gdy kelner przybiegł do nas, przelał świeżo podaną herbatę do kubeczków i odesłał do kasy. Do właściwej części klasztoru dochodzi się pięknie zadrzewioną drogą, a same zabudowania zachwycają kamiennymi ornamentami, znanymi już z Mardinu. Zwiedzić można jednak tylko dziedziniec i kilka pomieszczeń (w tym kościół).
do albumu zdjęć

klasztor św.Gabriela

Kolejnym syryjskim klasztorem był Mor Gabriel (św.Gabriela), znajdujący się dwadzieścia kilka kilometrów od Midyatu. Ten, dla odmiany, stał na obszernym terenie i w całości był otoczony kamiennym murem. Wewnątrz widać było uprawy drzew oliwnych, z doprowadzonym nawadnianiem. W tym klasztorze, część komercyjna była ograniczona do kasy 6TRY/os. i automatów z zimnymi napojami. Wejście rzecz jasna z przewodnikiem.
Mor Gabriel

Mor Gabriel

Mieliśmy szczęście, bo trafiliśmy w lukę pomiędzy autokarowymi wycieczkami i mieliśmy przewodnika tylko dla siebie. Co prawda przewodnik władał tylko językiem tureckim, ale nikt nie jest doskonały. Tu zobaczyliśmy znacznie więcej pomieszczeń, i jeszcze bardziej pozachwycaliśmy się kamiennymi ornamentami.
do albumu zdjęć

Midyat


Jako że tym razem trafiliśmy do Midyatu stosunkowo wcześnie, a i hotel był mniej niż kilometr od starego miasta, zdążyliśmy jeszcze pospacerować wśród starych murów. I tu nastąpiła mała konsternacją gdyż trudno nam zakwalifikować to miasto. Z jednej strony miasto zaułków i zamkniętych bram, z drugiej strony wieś z kurami biegającymi wśród krów i kóz przeganianych po ulicach.
Jednak to jest(!) miasto, i to od ponad 2500 lat. Starówka to urokliwe zabudowania z pięknymi kamiennymi ornamentami na odrzwiach oraz dookoła okien. Pomimo naszych usilnych starań, nie dostaliśmy się do syryjskich kościołów – oba zamknięte. Ciut zrezygnowani i coraz bardziej głodni snuliśmy się po mieście, pomału zmierzając w kierunku hotelu. I tak trafiliśmy na restaurację Shmayaa, znajdującą się w zabytkowym, odrestaurowanym budynku, zaadoptowanym na hotel i restaurację. Mniejsza oto, że hotel jest butikowy i drogi. Mniejsza o to, że restauracja do tanich się nie zalicza. Mniejsza o oszałamiające widoki na miasto i zachód słońca z restauracyjnego tarasu. Za to obsługa jest na najwyższym poziomie. Manager, mimo że będąc „z drogi” odbiegaliśmy wyglądem od gości świątecznych, potraktował nas z pełną rewerencją. Z miejsca przeszedł na angielski, objaśnił pozycje w menu (niektóre tłumaczenia w karcie były dość lakoniczne). Po sali cały czas krążyła kelnerka niepostrzeżenie zbierając puste naczynia, dolewając wody i przynosząc herbatę po skończonym posiłku (za darmo!). Gdy manager zobaczył, że zamieniamy się miejscami (w bliskiej okolicy krążył szerszeń), natychmiast podbiegł z pytaniem w czym jest problem. Jak usłyszał, że Erynia jest uczulona na jad pszczeli, a bliskie spotkanie trzeciego stopnia z szerszeniem mogłoby się zakończyć dla niej szpitalem, zajął się skutecznym usuwaniem problemu, a my w spokoju dokończyliśmy posiłek. Poza tym, z okazji święta, na tarasie odbywał się koncert gitarowo-klarnetowy.
To miasto nas kupiło!
poprzedni
następny

2 odpowiedzi na Od Mardinu do Midyatu

  1. MałgosiaW

    Te koronkowe ozdoby kamienne zawsze wzbudzają mój podziw dla ich twórców.
    Mam pytanie natury technicznej. Podajecie często bardzo dużo szczegółów, trudnych nazw, czy codziennie w czasie podróży robicie na bieżąco notatki?

    • W.

      Mamy zasadę, że przed snem spisujemy co działo się danego dnia. Czasami, na przykład gdy śpimy w samochodzie, spisujemy relację dnia następnego. Poza tym zbieramy wszystkie paragony, wizytówki i inne materiały (np z IT). Po powrocie do domu opracowujemy teksty uzupełniając informacje.

Skomentuj W. Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.