cmentarze
Targ i kościół
Po porannym pożegnaniu Gospodarzy, zajrzeliśmy na zachwalany przez nich sobotni targ w Tuchomiu. Cóż, po Siedlęcinie niewiele rzeczy jest nas w stanie zachwycić. Targowisko miejskie składa się z kilku drewnianych budek na krzyż, z których trzy sprzedawały: niemiecką „chemię” do prania, ciuchy oraz… góralskie kapcie. Na Kaszubach?! Z rzeczy bardziej dla nas ciekawych – było mięso i wyglądające na domowe wędliny, domowy … Kontynuuj czytanie
Sucha Beskidzka
Erynia zwróciła uwagę, że w okolicach Wadowic prawie nic nie ma do zwiedzania. Przewidując więc niedosyt W. zasugerował Suchą Beskidzką. Nie jest co prawda aż tak blisko, ale nie można też powiedzieć, że jest daleko, a jest tam co oglądać. Już jadąc trasą z Wadowic do Suchej Beskidzkiej jest o czym porozmawiać. Jezioro Mucharskie (Zalew Świnna Poręba) jest wprost … Kontynuuj czytanie
Stambuł [2]
Hagia Sofia, grobowce sułtanów, pałac Topkapi, Cysterna Bazyliki, Wielki Bazar i parę meczetów. Dzikim wakacyjnym świtem (czytaj po 9.) przeszliśmy się do niegdyś bizantyjskiego kościoła Mądrości Bożej, następnie meczetu, a obecnie muzeum Hagia Sofia (tur. Ayasofya). W kasie muzealnej kupiliśmy kartę pozwalająca zobaczyć 12 (14) muzeów w pięć dni. Wszystkich nie zobaczymy, ale chodziło nam bardziej o unikanie kolejek. … Kontynuuj czytanie
Suscinio
Plan był inny, ale W. jak zwykle zboczył z trasy gdy zobaczył Dolmen de Mané-Kerioned. Wedle informacji na tablicy, miały sobie liczyć 3,5 tys. lat, ale ciekawe jak to liczyli? W każdym razie, „stoły” pięknie odsłonięte, można się było pod nimi przespacerować (lekko w kucki). Głównym punktem programu był jednak zamek diuków Bretanii – le château Suscinio. Obiekt miał za … Kontynuuj czytanie
Bergues
Trasa niby miała być prosta: Polska – Bretania, ale ponieważ udało nam się wyjechać odrobinę wcześniej to Erynia zaordynowała: Mont Saint-Michel. W., by nie odstawać zbytnio od średniej spytał: „A jak nazywało się to miasto, w którym kręcono »Jeszcze dalej niż Północ«?” („Bienvenue chez les ch’tis”). Erynia znalazła w Internecie, że jest to Bergues i w ten sposób zdobyło … Kontynuuj czytanie
Dürnstein
Meteorolodzy trochę się pomylili. Pogoda zapowiadała się na piękną i słoneczną. Świetny powód by zrealizować planowany pobyt w mieście i na punkcie widokowym nad twierdzą, gdzie przetrzymywany był Ryszard Lwie Serce. Tym razem w Dürnstein udało nam się zaparkować bez problemu na parkingu płatnym przy samej przystani białej floty. Nic to, ceny za cały dzień dużo lepsze niż za … Kontynuuj czytanie
Spitz
Pojedzeni ruszyliśmy dalej… do Spitz, bo W. spodobały się widoczne z drogi ruiny zamku i „trzeba by je zobaczyć”. Tylko jak do nich dojść? Nie było widać żadnej drogi prowadzącej. Poszukując drogi, trafiliśmy na Muzeum Żeglugi Rzecznej, z bardzo ciekawym i szeroko (od czasów rzymskich) poprowadzonym tematem żeglugi po Dunaju – z burłaczeniem włącznie (ponoć nawet wybijano dziury w skałach by na … Kontynuuj czytanie
Nowy Wiśnicz – Muzea
Nie samym zamkiem Nowy Wiśnicz stoi. W 1616 roku, król Zygmunt III Waza zezwolił Stanisławowi Lubomirskiemu od nowa lokować na prawie niemieckim miasto pod zamkiem Wiśnicz. Pomimo przywilejów jarmarcznych i prawa składu, miasto zaludniało się bardzo powoli. Komu chciało by się opuszczać pobliską, z dawna zasiedloną Bochnię?, a w pobliżu znajdowało się jeszcze miasto – Lipnica Murowana. Dopiero gdy … Kontynuuj czytanie
Mennonici i Olędrzy
…to, co zostało z ich domów i cmentarzy {dla wytrwałych} Osadnicy z Niderlandów, Olędrami (Olendrami) zwani, pojawili się w Polsce już w XIII w. by meliorować i użytkować Żuławy. Później, pod koniec XVI w., przybyła duża, prześladowana w ojczyźnie, grupa religijna Mennonitów. W szczytowym okresie rozwoju, Olędrzy (niekoniecznie wyznania Mennonickiego) stanowili do 13% ludności Żuław. W rejonie tym pozostawali praktycznie do końca II wojny światowej, … Kontynuuj czytanie
Pod Malbork
Dzień całowania klamek czyli smutne skutki odsypiania. Ponieważ okolice bliższe mamy już objeżdżone, a i pora roku nie jest odpowiednia na sporty wodne, postanowiliśmy się przyjrzeć okolicom dalszym. Nasze zamiary trochę nam się nie sprzęgły z odsypianiem, w efekcie czego wyjechaliśmy dość późno, robiąc przy okazji zapasy dla kota – miauczący stwór od rana dobijał się po kolei do … Kontynuuj czytanie
Beskid Niski – słonecznie
Śniadanie przeszło nasze oczekiwania, wprost wyśmienite, na poziomie wielkopolskim, a dalej to już było szaleństwo. W. w swej złośliwości przeszedł samego siebie. Erynia co prawda zasugerowała wcześniej by wybrał kilka cerkiewek na Szlaku Architektury Drewnianej, ale nie spodziewała się jedenastu punków nie licząc tego „po drodze”. Tym razem mieliśmy wiele szczęścia bo była akurat niedziela i wiele z kościołów … Kontynuuj czytanie
Beskid Niski – deszczowo
Mama Erynii dała się namówić na sanatorium w Wysowej – tym razem z bólem wielkim. Dla nas, wypad w tamtą stronę tradycyjnie stał się okazją do obejrzenia okolicy. Dodatkowo zmotywował nas Pudelek, którego relacje z pieszych wędrówek ([1], [2]) zapowiadały ciekawe przeżycia. Zanim jednak ruszyliśmy w trasę, jak zwykle zawitaliśmy na obiad do Gościnnej Chaty. O ile jadło wciąż trzymało poziom, o tyle … Kontynuuj czytanie
Pleszew sentymentalnie
Kolejny postój zrobiliśmy na cmentarzu w Pleszewie, gdzie W. zapalił znicze na grobach rodzinnych. Dla W. to nie było nic dziwnego Erynia zwróciła jednak uwagę na wielość grobowców. Tu też zaobserwowaliśmy dawny zwyczaj, którego Erynia nie znała – brak go „na południu”. Chodzi mianowicie o wygrabianie piaseczku dookoła grobów we wzorki. Kiedy W. wspominał, że w dzieciństwie chodzili z dziadkiem … Kontynuuj czytanie
Sobótka i Świdnica
W. byłby nieszczęśliwy, gdyby przy pobycie na Dolnym Śląsku nie odwiedził Sobótki. Wszak to tam czuje się jak w Domu. Tym razem mieliśmy chwilę czasu by zrobić sobie krótki spacer (he, he…), który z założenia miał skończyć się na Dolnym Schronisku (to dawna nazwa, teraz to Dom Wycieczkowy). W sumie założenie zostało osiągnięte, gdyż w końcu wylądowaliśmy na Dolnym … Kontynuuj czytanie
Kraków z Przewodniczką
Kolejne dni przeznaczyliśmy na Kraków ale, na pierwszy ogień, poszedł skansen w Wygiełzowie – leży po drodze do Krakowa (to był to już nasz „kolejny raz”). Właściwe zwiedzanie zaczęliśmy dopiero w Krakowie i to w sposób dla nas nietypowy – z przewodnikiem. Powodem takiego podejścia do zwiedzania była pochodząca z Gruzji Daro i nasza znajomość języka rosyjskiego – zbyt słaba, by móc oprowadzać Gruzinkę po … Kontynuuj czytanie
São Vicente i na zachód
Wyspa jest pochodzenia wulkanicznego. W. przypuszcza, że podobnie jak Hawaje, Madera i wyspy Kanaryjskie są efektem przemieszczania się skorupy ziemskiej nad „punktem gorącej lawy” – ale nie będzie się upierał przy swoim zdaniu. Faktem jednak jest, że po okresie gorącym już od bardzo dawna wyspa głaskana wodą i powietrzem zmieniła swoją „powierzchowność”. Historię geologiczną wyspy obejrzeć można tylko … Kontynuuj czytanie
Remont w Divriği
Do Sarpi dotarliśmy szybko, lecz niestety na przejściu zaczęły się schody. Do odprawy czekała cała wielka, krzycząca grupa ludzi. Po pewnym czasie przejechały dwa puste autokary więc możliwe, że celnicy puścili ludzi osobno, a autokary osobno i odprawa trwała dłużej niż normalnie. Dalej już było standardowo. W okolicy Rize W. szukał herbaty (i zielonej w dużych paczkach nie znalazł). … Kontynuuj czytanie
Ani
Na ten dzień zaplanowaliśmy odwiedzenie Zabitego Miasta – dawnej stolicy Armenii: Ani. W. z opisów wnioskował, że na miejscu zastanie szczere pole na którym gdzieniegdzie niczym ostańce wychyną z trawy resztki zabudowań. Tymczasem potomkowie zabójców miasta zrobili sobie niezły biznes (8TRL za wejście, a jeszcze handel zimną wodą czy magnesami na lodówkę…), a co do samych ruin to słowem … Kontynuuj czytanie
Hasankeyf, wulkan i Ahlat
Rano, przy śniadaniu poznaliśmy nową potrawę turecką – sigara böreği. Tak na pierwszy rzut oka, były to zwijane ruloniki z ciasta yufka i wrzucone na chwilę na głęboki tłuszcz. Zdrowe to i może nie było, ale świetnie się to jadło. Prosto śniadaniu ruszyliśmy do miejsca skazanego na zagładę – miasta Hasankeyf. Lata temu powstał plan wybudowania olbrzymiej zapory … Kontynuuj czytanie
Şanlıurfa – miasto
Rankiem pyszne, proste, domowe śniadanie w ogrodzie: gorący, świeżo upieczony przez żonę właściciela chleb przypominający ormiański lawasz, domowe sery, masło, jajecznica na swojskich jajach, pomidory i ogórki z własnego ogródka, miód z własnej pasieki i tylko oliwki ze słoika ze sklepu, uff… Wegetarianie, i ci co jedzą tylko naturalne, mieli by radochę. Weganie pluli by na zabite „życie poczęte” – nam … Kontynuuj czytanie

