browser icon
Używasz niezabezpieczonej wersji przeglądarki internetowej . Należy zaktualizować przeglądarkę!
Korzystanie z przestarzałej przeglądarki sprawia, że komputer nie jest zabezpieczony. Proszę zaktualizować przeglądarkę lub zainstaluj nowszą przeglądarkę.

Lot Anioła

do albumu zdjęć

Pietrapertosa

Najważniejszym pomysłem W. na ten dzień, i jak się okazało jedynym, był Lot Anioła (Volo dell’Angelo) czyli tyrolka rozpięta pomiędzy górami w okolicach miejscowości Pietrapertosa i Castelmezzano. Dojazd po serpentynach był dla W. dziką frajdą, ale w pewnym miejscu zaczęły się problemy – droga do Castelmezzano okazała się zamknięta i musieliśmy pojechać do Pietrapertosa. Na dodatek wystąpił drobny problem ze znalezieniem początku trasy. Teoretycznie można tyrolką pojechać w dwie strony: z Pietrapertosa do Castelmezzano i z powrotem (63€/2os.) lub tylko w jedną stronę, dowolną (taniej), ale w każdym przypadku trzeba znaleźć kasę i początek trasy, a z tym nie jest tak łatwo. Udało się to nam mimo nienajlepszego włoskiego z naszej strony i żadnego innego języka ze strony drugiej. A sprawa była prosta: należało dojechać do Pietrapertosa, za przełęczą skręcić w lewo i na parkingu (płatnym) zaparkować. Przy opłacie W. się pomylił i zapłacił za postój do 21:44, i jak się później okazało, nawet gdy się myli to w dobrą stronę. Po zaparkowaniu należy wrócić i tam gdzie skręcaliśmy w lewo pójść w prawo – wjazd tylko dla mieszkańców, a i tak nie ma gdzie zaparkować. Po przejściu prawie całej mieściny pojawia się napis „biglietteria” gdzie można kupić bilety i ewentualnie wypożyczyć kamerkę do nagrywania lotu (20€ w tym karta 8GB). Tam też deklaruje się chęć jazdy solo lub w duecie i poddaje się ważeniu – należy zapamiętać swą masę. Po zakupie biletu trzeba pójść jeszcze dalej – aż za miasto – gdzie w drewnianej szopie dopasują strój odpowiedni, a na platformie startowej przypną do rolek jezdnych (zapytają o masę!) i wypuszczą aniołki w lot po sznurku. Po stronie Castelmezzano jest ciekawiej. Busik podwozi pod trasę pieszą – ceprostradę – która do najłatwiejszych nie należy ze względu na podejścia po trochę wyślizganych kamieniach. Widać jednak nie jesteśmy aż tak pozbawieni kondycji, bo trochę dysząc dotarliśmy na szczyt góry znacznie przed pozostałą częścią grupy. Tu znowu w szopie przebieranko, na platformę, pytanie o masę i hop prawie 1500m lotu po sznurku nad wąwozem o kilkusetmetrowej głębokości. W sumie obie trasy mają prawie 3 km lotu, a na drugiej ponoć rozpędzić się można do 120km/h. Nie sprawdzaliśmy, ale skórę na twarzach potrafiło nam pomiąć. Przy dolnej, drugiej stacji jest znowu szopa, do której znosi się sprzęt i miły pan pokazuje kilka zdjęć z ostatnich chwil lotu. Można zrezygnować z zakupu, kupić jedno za 5€ lub wszystkie za 8€. Erynia zażyczyła sobie wszystkich, podała adres mailowy, zapłaciła i… dostała wizytówkę z informacją gdzie się zgłosić gdyby nie dotarły (dotarły!).

Lot Anioła

do Geocontext

Lot z Pietrapertosa do Castelmezzano

do Geocontext

Lot z Castelmezzano do Pietrapertosa

 
Po pozostawieniu osprzętu w szopie musieliśmy trochę poczekać w kolejnym busiku na resztę grupy, która frunęła zza nami, by móc kawałek drogi asfaltowej pokonać szybciej niż spacerkiem. Niby można iść ale… i głód i pragnienie nie zachęcały do takich eskapad po serpentynach bez poboczy. Gdy dotarliśmy do miasteczka i oddaliśmy kamerę (Pani pokazała nam, że filmy się nagrały) zgodnie stwierdziliśmy, że pora najwyższa na posiłek. Okazało się, że pora dla nas nie jest porą dla Włochów. Pochodziliśmy po uliczkach poszukując otwartej jadłodajni, zrezygnowaliśmy z odgrzewanych dań w Restopizzerii i w końcu spytaliśmy o możliwość zjedzenia czegoś w il Frantoio… Okazało się że musimy poczekać pół godziny, ale w międzyczasie możemy dostać aperitif. OK – było warto. Zamówiliśmy danie dnia (menu del giorno) i nie dało się tego przejeść. Na początek przystawki – wędzone mięsa, boczki i kiełbasy, sery (dwa), oliwki i coś tam jeszcze, a też dobre. Następnie pastę z sosem pomidorowym z kawałkami mięsa. Jak by tego było mało to następnym daniem było mięso z ziemniakami pieczonymi w ziołach i sałata z polewką kwaśną. Tu już mieliśmy dosyć, ale na stół wjechały desery – na szczęście pokrojone owoce. Erynia odetchnęła z ulgą „to się jeszcze zmieści”, ale jak na stół wjechało słodkie – kawałek ciasta na ciepło z winogronami to przy stole zrobiła się atmosfera lekko wybuchowa. Na szczęście ciało ludzkie jest dosyć wytrzymałe i tym razem nie wybuchło, a nawet doturlaliśmy się do samochodu. Całe szczęście, że W. się pomylił – nie musieliśmy się śpieszyć. W samochodzie GPS zaczął się wygłupiać i na trasę 180 km przewidział ponad 4 godziny – powrót na 00:49. W. się trochę zdrażnił i dojechaliśmy na kwaterę o 23:11.

PS. Doczytaliśmy później, że Pietrapertosa należy do borghi i più belli d’Italia, z czym najzupełniej się zgadzamy.
poprzedni
następny

2 odpowiedzi na Lot Anioła

  1. Pudelek

    Tyle płacić aby się bać w powietrzu 😛

    • Erynia

      Pudelku,
      toż to była niespodzianka urodzinowa od W. Wiesz, jaką Chłop miał satysfakcję, jak zatrzymał się na drodze poniżej (jedna z tych serpentynek z filmu), pokazał palcem do góry i rzekł: „O! Tam będziemy lecieli…” i zobaczył moją minę… 😉 Ale fajnie było…

Skomentuj Pudelek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.